Morświn to sympatyczny ssak morski, żyjący m.in. w Bałtyku. Jak morświny odnajdują się na rynku elektroodpadów?

W marcu WWF zorganizował w Warszawie akcję mającą uświadomić, że morświny są poważnie zagrożone wyginięciem. Gatunek ten przemieszcza się, wykorzystując echolokację, ale nie jest w stanie ?dostrzec? sieci rybackich, często zaplątuje się w nie i dusi podczas próby uwolnienia. A jak morświny odnajdują się na rynku elektroodpadów?

Widmo bankructwa

Nowelizacja ustawy o zużytym sprzęcie elektrycznym i elektronicznym znajduje się na finiszu przygotowań. Czy uda się zakończyć proces legislacyjny w tym roku? Zdecydowana większość zarządzających i właścicieli zakładów przetwarzania w Polsce liczy na to, że nowe przepisy wejdą w życie już od przyszłego roku. Z drugiej strony z niepokojem obserwuje się, jak zaciekle, z jaką determinacją i jakimi metodami niektóre podmioty reprezentujące firmy odpowiedzialne za finansowanie systemu walczą o utrzymanie lub wprowadzenie w ustawie zapisów gwarantujących im ponoszenie jak najniższych kosztów zagospodarowania ZSEE w kolejnych latach. Pocieszający jest fakt, że można dostrzec na rynku konsolidację większości czołowych zakładów przetwarzania wokół wspólnych idei i pomysłów na uzdrowienie sytuacji na tym rynku. Być może ta branża, po dziesięciu latach ?rozgrywania? przez organizacje odzysku i sukcesywnego drenowania rynku topniejącymi dopłatami w momencie drastycznych spadków cen frakcji, dojrzała wreszcie do tego, żeby powiedzieć ?stop? i wspólnie bronić swoich interesów. Nie ma innego wyjścia w sytuacji, kiedy bankructwo staje się dla wielu całkiem realnym scenariuszem.

Koszty, koszty?

Trzeba powiedzieć jasno ? zakłady przetwarzania elektroodpadów będą miały zawsze odmienne interesy niż wprowadzający sprzęt oraz reprezentujące ich organizacje branżowe. Czy się to komuś podoba, czy nie. Należy to po prostu zaakceptować. Naturalnym i zrozumiałym celem podmiotów, zgodnie z ustawą finansujących system, a także, co ważne, organizacji branżowych i organizacji odzysku, których są akcjonariuszami, jest minimalizacja kosztów ponoszonych na tzw. organizowanie systemu. Jak wynika z praktyki, udaje się to znakomicie i stawki KGO dla wprowadzających z roku na rok maleją. To dobrze. Mamy konkurencję na rynku, konsumenci płacą coraz mniej za lodówki, pralki i inny sprzęt (przemilczmy sprytnie fakt, że wysokość KGO w rzeczywistości nie wpływa na decyzję o zakupie tego czy innego produktu, o czym za chwilę), producenci i importerzy ograniczają koszty, a organizacje odzysku w taki czy inny sposób odkładają lub wypłacają zarobione pieniądze. Oczywistym celem zakładów przetwarzania jest z kolei zarabianie pieniędzy na przetwarzaniu zebranych elektroodpadów. Bilans takiej działalności wydaje się stosunkowo prosty. Część przychodowa to dopłaty z organizacji odzysku oraz zysk ze sprzedaży odpadów pozyskanych po demontażu. Koszty? Ich lista jest, niestety, nieco dłuższa. Zacznijmy od kosztów pozyskania sprzętu na rynku ? zakup bądź tzw. własna zbiórka, która oczywiście nie jest bezkosztowa. Sprzęt trzeba do zakładu dostarczyć, zatem powstają koszty logistyczne. Ponadto istnieje cała gama wydatków związanych z magazynowaniem, logistyką wewnętrzną i wywozem frakcji, mediami, legalnym zatrudnieniem pracowników oraz spełnianiem wymagań w zakresie ochrony środowiska, BHP i ppoż. Dodatkowo trzeba uwzględnić koszty leasingu oraz wynajmu powierzchni, maszyn oraz pojazdów, a także koszty napraw i serwisowania oraz amortyzacji i obsługi finansowej zaciągniętych kredytów. Oprócz tego warto wskazać niemałe koszty prawidłowego unieszkodliwienia odpadów niebezpiecznych (np. czynników chłodniczych). W sytuacji, kiedy strona przychodowa kurczy się w obu pozycjach, czyli maleją zarówno dopłaty z organizacji, jak i przychód ze sprzedaży frakcji, a strona kosztowa pozostaje na tym samym poziomie bądź zwiększa się, niemożliwe staje się osiągnięcie podstawowego celu zakładu przetwarzania, czyli zysku z działalności. To jeszcze nie koniec. Jak mówi trener mojego syna: ?Trenujemy dużo, ale za to ciężko!?. Podobnie sytuacja wygląda w zakładach przetwarzania. Pomimo ujemnego w wielu przypadkach bilansu przychodowo-kosztowego, także na zakłady scedowane są obowiązek zebrania określonej ilości odpadów i pełna odpowiedzialność za wykonanie kontraktu pod groźbą kar finansowych. Dodatkowo niektóre organizacje zlecają projekty z założenia nierentowne dla zakładów.

KGO

Wróćmy jeszcze do strony przychodowej. Czy wyższe KGO rzeczywiście oznacza zakupy na mniejszą skalę albo wybór innego modelu, co niepokoi producentów i importerów? Moim zdaniem, nie. Przykładowo standardową, dwukomorową lodówkę uznanego producenta można obecnie bez problemu kupić za ok. 1500 zł. Taka lodówka waży ok. 65 kg, co przy koszcie gospodarowania odpadami na poziomie 0,15 zł/kg (wprowadzający płaci organizacji odzysku za wykonanie obowiązku) przekłada się na KGO w wysokości ok. 10 zł/szt., czyli niecały 1% ceny nowego sprzętu. Gdyby koszt gospodarowania odpadami dla takiej lodówki wzrósł do poziomu zaledwie 0,40 zł/kg (poziom KGO oferowanych przez organizacje kilka lat temu), KGO wyniosłoby nieco ponad 25 zł. Czy przy cenie sprzętu na poziomie 1500 zł różnica 15 zł jest istotna dla konsumenta i wybierze on lodówkę marki X, a nie Y dlatego, że ta pierwsza jest o 1% tańsza? Być może z tego powodu odstąpi od zakupu i spróbuje za kilkaset złotych naprawić stary sprzęt? A może raczej ta różnica nie wpłynie na jego decyzję o zakupie i wybierze ten czy inny model, bo bardziej mu się podoba, jest bardziej energooszczędny albo zwyczajnie przekonał go sprzedawca lub jest przywiązany do danej marki? Każdy logicznie myślący człowiek odpowie sobie na te pytania bez najmniejszego problemu. Przy obecnych, rażąco niskich stawkach nawet dwukrotny wzrost KGO nie spowoduje żadnych istotnych zmian na rynku po stronie nabywczej, gdyż wysokość KGO w sposób marginalny wpływa na decyzję kupującego i cenę produktu.

Widmo bankructwa

Dlaczego ten 1-procentowy wzrost ceny urządzeń jest tak istotny z punktu widzenia systemu zbierania i zagospodarowania zużytego sprzętu? Dlatego, że przekłada się bezpośrednio na ilość pieniędzy w systemie! Wzrost ceny sprzętu dla użytkownika końcowego o 1% spowoduje w tym przypadku ponad 150-procentowy wzrost wartości obecnego rynku ZSEE. Daje możliwość inwestowania w nowoczesne technologie, uzyskania kredytu, zwiększenia ilości odpadów w legalnym systemie poprzez organizowanie sprawnego zbierania. To także nowe miejsca pracy, legalne zatrudnienie i ? w sytuacji braku wpływu na malejące ceny frakcji ? możliwość zbilansowania działalności. Wartość rynku AGD szacowana jest przez stowarzyszenia branżowe na ok. 6 ? 8 mld zł. Udział kosztów związanych z ZSEE to niecałe 0,5%. Warto zastanowić się nad tym, że wzrost tego udziału do zaledwie 1% wartości rynku AGD mógłby doprowadzić do sytuacji, w której Polska będzie miała szansę na realne wykonanie obowiązków nałożonych na nas przez dyrektywę WEEE2.

Jedynym wyjściem wydaje się konsolidacja branży przetwarzających wokół zbieżnych idei i obrona wspólnych interesów.Daleki jestem od proponowania jakichkolwiek działań sprzecznych z zasadami uczciwej konkurencji, ale niech każdy z nas odpowie sobie uczciwie na pytanie, co jest jego interesem? Istnieje też scenariusz alternatywny, który, uwzględniając nierównowagę sił branży ZSEE i producentów w procesie tworzenia nowej ustawy, wydaje się całkiem realny. Propozycje kierowane przez stronę finansującą system oraz ich reprezentantów padają na podatny grunt, a w efekcie nowelizacja ustawy zmienia niewiele i KGO pozostaje na tym samym poziomie lub utrzymuje spadkowy trend. Jeden po drugim zakłady przetwarzania upadają, bankrutują lub zmieniają profil działalności, porzucając ZSEE. Zostają nieliczni, którzy odważnie podpiszą kontrakt z organizacjami na dowolną ilość odpadów w dowolnej cenie i ?wykonają? ten obowiązek, ?optymalizując? koszty (czyt. omijając przepisy) lub zwyczajnie drukując ?kwity?. Zostaną też ci, którzy mogą pozwolić sobie na ?dokładanie? do działalności z perspektywą osiągnięcia znacznego zysku w przyszłości. Wprowadzający będą zadowoleni, bo w budżetach koszty WEEE z roku na rok maleją. Może nawet ktoś dostanie za to ?bonus?. Ale jednocześnie w ten sposób rynek przetwarzania będzie dążył do oligopolu i pewnego dnia wprowadzający zostaną postawieni przed wyborem znacznego wzrostu kosztów lub niepodpisania kontraktu. A jak wiadomo, obowiązków nie przestanie przybywać. Czy naprawdę stać nas na takie ryzyko? Budowa struktur systemu zagospodarowania ZSEE i jego dojrzewanie trwały w Polsce ok. ośmiu lat. Odbudowa systemu i przywrócenie konkurencji potrwa co najmniej 15 lat. Ale kto się tym przejmuje? Przecież wtedy wielu obecnych prezesów, członków zarządów, dyrektorów i ekspertów, którzy zabierają głos w sprawie, będzie spokojnie korzystać z uroków emerytury! Obyście tylko nie musieli wtedy kupować lodówki…

Robert Wawrzonek, członek Zarządu Remondis Electrorecycling