Coś tu śmierdzi, czyli odorowe grzechy

Najdotkliwszy smród, jaki można sobie wyobrazić, czułem, jeżdżąc rowerem w maju po Bornholmie. Cała wyspa śmierdziała naturalnym nawozem wylewanym na pola pod przyszłe, najlepsze na świecie ziemniaki. Czy można sobie wyobrazić ustawę antyodorową, która skutecznie ochroni ludzi przed takim zjawiskiem?

Polska ustawa antyodorowa powstaje w mozole. Jeśli dobrze liczę, to już trzecie podejście do tego niewdzięcznego tematu. Ministerstwo Środowiska podrzuciło problem GIOŚ-owi, który zawzięcie konsultował sprawę z samorządami. Część samorządowców była bardzo zadowolona. Chwaliła GIOŚ, że liczy się z ich opinią. Ta otwartość administracji wynika zapewne z chęci całkowitego przerzucenia na samorządy kłopotów związanych z konfliktami wywołanymi różnego rodzaju smrodem pochodzącym z najróżniejszych źródeł. To będzie wyjątkowo niewdzięczne zadanie.

Od lat zajmuję się konfliktami społecznymi dotyczącymi zakładów i instalacji, których mieszkańcy nie chcą w swoim sąsiedztwie. Nie chcą, bo śmierdzi, bo hałasuje, bo powoduje ruch ciężarówek, bo oznacza plagę gryzoni i owadów. W efekcie trudno żyć, a nieruchomości, w które mieszkańcy zainwestowali oszczędności życia, tracą na wartości. Ludzie boją się o swoją przyszłość i mają do tego lęku święte prawo, nawet wtedy, kiedy nie jest on uzasadniony. Wiedzą o tym inni, którzy bardzo często z lęków mieszkańców robią narzędzie ? biznesu, a ni...