Wprowadzona od 1 stycznia br. radykalna podwyżka opłaty środowiskowej za deponowanie odpadów na składowisku – z 15 do 75 zł za tonę – ma mobilizować do selektywnej zbiórki odpadów „u źródła”. Ma również uświadomić społeczeństwu, że deponowanie odpadów na składowiskach zagraża środowisku.

Wysoka opłata marszałkowska dotyczy tylko odpadów niesegregowanych. Z jednej strony słychać głosy mieszkańców, którzy obawiają się, że firmy wywozowe przerzucą na nich znaczną część kosztów za odbiór odpadów. Z drugiej zaś buntują się przedsiębiorcy, którzy prowadzą działalność w zakresie usuwania nieczystości, bowiem ustalone przez rady miast w regulaminach utrzymania czystości i porządku maksymalne stawki za odbiór pojemnika odpadów zmieszanych są za niskie, by pokryć koszty deponowania śmieci na składowisku i nakłady eksploatacyjne związane z paliwem, amortyzacją sprzętu itd.


Po pierwsze: odzysk

Stopniowe podwyżki warto było wprowadzać już kilka lat temu. Teraz przepisy unijne w zasadzie wymusiły na nas wzrost opłaty marszałkowskiej, bowiem wszystkie kraje Wspólnoty muszą ograniczać deponowanie odpadów na składowiskach i jednocześnie zwiększać poziomy odzysku i recyklingu – mówi Józef Rapior z Wydziału Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej (WGKiM) Urzędu Miasta Poznania. – Chodzi o to, by ze strumienia odpadów komunalnych jak najwięcej odzyskać.
Słowa te potwierdza Bożena Przewoźna, dyrektor WGKiM w Poznaniu. – Na wysokość opłat za świadczone usługi istotny wpływ miały nowe uregulowania prawne. Jednak w przypadku, gdy mieszkańcy będą segregować odpady, opłata ta ich nie obowiązuje. Oszczędność za tonę odpadów zebranych w sposób selektywny stanowi ogółem kwotę 181,9 zł, gdyż nie trafią one na składowisko odpadów, lecz do zakładu recyklingu.
Arkadiusz Drewniak, p.o. zastępcy dyrektora Biura Ochrony Środowiska Urzędu m.st. Warszawy, zaznacza, że główną intencją Ministerstwa Środowiska było wprowadzenie bodźców ekonomicznych, które sprzyjają selektywnej zbiórce odpadów i odzyskowi. – Do tej pory Polacy byli przyzwyczajeni, że za śmieci płacą mało, a zasada „zanieczyszczający płaci” nie miała swojego odzwierciedlenia w kosztach deponowania odpadów na składowisku – tak jak ma to miejsce w innych krajach Unii Europejskiej – mówi A. Drewniak. W opinii pracowników Biura zwiększanie opłat za deponowanie odpadów na składowiskach jest rozwiązaniem słusznym, lecz niewystarczającym. – Od lat wraz z innymi samorządami staramy się przeforsować zmiany w ustawie o utrzymaniu czystości i porządku w gminach, które pozwoliłyby miastu przejąć obowiązki właściciela odpadów. Aktualnie mieszkańcy podpisują umowy z firmami na odbiór odpadów zarówno posegregowanych, jak i zmieszanych. Warto podkreślić, że do tej pory różnica pomiędzy średnim kosztem odbioru odpadów wyselekcjonowanych i zmieszanych wynosiła 2-3 zł. Gdyby zaczęła funkcjonować opłata „śmieciowa”, miasto miałoby możliwość wprowadzenia stawki zerowej na odpady zbierane selektywnie, co byłoby dodatkowym bodźcem dla mieszkańców do sortowania odpadów.
Władze Poznania od dawna zachęcają poznaniaków do gromadzenia odpadów w sposób selektywny. Aby im to ułatwić, na terenie miasta zorganizowano także system zbiórki odpadów problemowych – bez obciążania kosztami mieszkańców. Między innymi we wszystkich aptekach można pozbyć się przeterminowanych leków, a zużyty sprzęt elektroniczny pozostawić w uruchomionym w lutym br. Punkcie Gromadzenia Odpadów Problemowych (tzw. Gratowisku) lub przekazać do Mobilnego Punktu Gromadzenia Odpadów Problemowych, czyli „Gratowozu”.
„Podatek śmieciowy”, zdaniem A. Drewniaka, rozwiązałby również sprawę niezadowolenia firm wywozowych. – Zdarzają się sytuacje, że na jedną uliczkę przyjeżdżają nawet trzy firmy, a każda z nich musi ponosić koszty dojazdu do posesji. Podzielenie miasta na obszary przyniosłoby obniżenie kosztów operacyjnych nawet o kilkadziesiąt procent, bo każdy przedsiębiorca posiadający zezwolenie na odbiór odpadów byłby odpowiedzialny za swój rewir. Ponadto dzięki stałej opłacie ryczałtowej, uiszczanej przez mieszkańców, zniknąłby problem nielegalnego pozbywania się odpadów. W ramach podatku odbierana byłaby bowiem każda ilość wyprodukowanych przez nich odpadów.


Negatywne zjawiska
Do dyskusji o efektach radykalnego podwyższenia opłaty marszałkowskiej dołącza się również „druga strona”, czyli przedsiębiorcy zajmujący się wywozem odpadów. Władze spółki SITA Polska uważają, że wzrost obciążenia mieszkańców za odbiór odpadów był nieunikniony. Tempo podwyższania tych opłat można zmniejszyć jedynie przez segregowanie odpadów „u źródła”. Argumentami przemawiającymi za podniesieniem tej opłaty jest m.in. zwiększenie selektywnej zbiórki i podniesienie opłacalności budowy instalacji sortowania i przeróbki odpadów. Niestety, spowodowało to również szereg negatywnych zjawisk. – Zauważyliśmy, że część mieszkańców nie zaakceptowała podwyżki i zerwała z nami umowę na odbiór odpadów – mówi Tadeusz Książek, dyrektor ds. sprzedaży – sektor usług komunalnych w spółce SITA Polska. – Zwiększa się też zainteresowanie nielegalnym składowaniem odpadów (powstaje coraz więcej dzikich wysypisk śmieci, odpady deponowane są na składowiskach, które nie spełniają wymogów ochrony środowiska). Ponadto firmy przyjmują opcję zdobycia klienta po cenie nieuwzględniającej opłaty marszałkowskiej. Składują wówczas odpady na wydzierżawionym terenie, tworząc nielegalne składowiska, a po jakimś czasie rezygnują z dzierżawy, pozostawiając właściciela terenu z górą śmieci.
Przedstawiciele firmy SITA dziwią się bezwładności organów, które nie egzekwują przepisów prawa w zakresie ochrony środowiska. Zdaniem T. Książka, kontrole w małych firmach, które często „naginają” prawo dla własnych potrzeb bądź działają nielegalnie, bez zezwolenia, są zbyt rzadkie, aby mogły też pełnić funkcję prewencyjną. Najczęściej inspekcja dotyczy dużych przedsiębiorstw, które nie mogą sobie pozwolić na bycie z prawem na bakier.
Powstający w wyniku realizacji celów dyrektyw unijnych inny niż dotychczas sposób obchodzenia się z odpadami wymaga od firm dużych nakładów inwestycyjnych w konieczną infrastrukturę, m.in. w budowę nowych lub modernizację istniejących już sortowni i kompostowni. Do tego dochodzą koszty eksploatacyjne tych instalacji i transportu – mówi Ewa Murawska z firmy Remondis-Sanitech z Poznania. – Oznacza to, że opłaty za odbiór odpadów będą wzrastać. Segregacja śmieci w domach jest konieczna, ale i te odpady muszą być sortowane w naszych instalacjach, aby zapewnić ich jakość.
Natomiast E. Murawska nie zgadza się z przedmówcą w kwestii powstawania dzikich wysypisk śmieci. – Zgodnie z polskim prawem, mieszkańcy muszą podpisać umowę na odbiór odpadów z firmą wywozową. W przypadku wypowiedzenia umowy przedsiębiorca odbierający odpady jest zobowiązany do poinformowania gminy o takiej sytuacji, a ta z kolei musi sprawdzić, czy dana osoba zawarła taką umowę z inną firmą.


Usługa z dużym marginesem
Władze Remondisu-Sanitechu stoją na stanowisku, że uchwalone przez Radę Miasta Poznania górne stawki na wywóz odpadów są za niskie i z reguły nie pokrywają kosztów usługi. Podkreślają jednak, że w kontaktach między przedsiębiorcami a włodarzami danej gminy trzeba wziąć pod uwagę również fakt, iż to gmina powinna zapewnić firmom zajmującym się odpadami warunki do działania – także ekonomiczne – by mogły działać zgodnie z aktualnymi wymogami prawnymi.
 – Nie doszły do nas pretensje firm wywozowych odnośnie zbyt niskich stawek – mówi J. Rapior. – Niektóre z nich świadczą swoje usługi za cenę nie tylko nieprzekraczającą górnej stawki, ale nawet poniżej tej granicy. Dlaczego? Na to pytanie odpowiedziała B. Przewoźna: – Rzeczywiste stawki za odbiór odpadów komunalnych od właścicieli nieruchomości są zróżnicowane z uwagi na fakt, że dokonują oni wyboru firmy wywozowej w drodze przetargu bądź zapytania o cenę. Konkurencja na rynku sprawia, że przedsiębiorstwa obniżają ceny.
Podobnie rzecz ma się w stolicy. Według przeprowadzonych przez Biuro Ochrony Środowiska analiz, średnia opłata za odbiór 240-litrowego pojemnika wynosi w Warszawie 25 zł, podczas gdy dopuszczalna maksymalna stawka to 35 zł. – W związku z tym jest jeszcze duży margines, pozwalający na podwyższenie stawek przez przedsiębiorców – mówi Michał Babicz z Biura Ochrony Środowiska. – Według naszych wyliczeń, sama opłata marszałkowska powinna spowodować podwyżkę odbioru odpadów o ok. 10 – 20%. A firmy podniosły koszt wywozu średnio o 50%! Szczególny niepokój budzi podwyżka przez duże przedsiębiorstwa kosztów odbioru odpadów posegregowanych (która sięga nawet 60%). Proszę jeszcze pamiętać, że górne stawki są wykorzystywane również przy określaniu opłat za wykonanie zastępcze dla osób niestosujących się do wymogu zawierania umów na odbiór odpadów komunalnych.
Na słowa M. Babicza nie pozostaje obojętny dyrektor Książek: – Twierdzenie, że wystarczyłaby maksymalnie 20-procentowa podwyżka cen, jest absurdalne! Najprostsze wyliczenia pokazują, że stawka za wywóz odpadów powinna wzrosnąć minimum o ok. 40%. Chyba przedstawiciele magistratu nie mają pojęcia o komunalnej rzeczywistości. Sądzę, że pod tym stwierdzeniem podpisze się zdecydowana większość firm wywozowych – dużych i małych.
Aktualnie w Biurze prowadzone są analizy możliwości wprowadzenia zerowej stawki na odpady zbierane selektywnie. Miasto ma jednak problem, z którym boryka się pewnie większość samorządów – niewłaściwe wykorzystanie pojemników do selektywnej zbiórki. – Zdarza się, że do pojemników tych trafiają odpady zmieszane, konieczne jest więc rozwiązanie kwestii kontroli jakości odpadów zbieranych „u źródła” – konstatuje M. Babicz. – W sytuacji podwyżek za wywóz odpadów zarówno zmieszanych, jak i posegregowanych wręcz nieunikniony wydaje się wzrost nielegalnego składowania odpadów i powstawania dzikich wysypisk śmieci. To smutne, ale prawdziwe. Może zerowa stawka na odbiór odpadów zbieranych selektywnie zmieni zachowania mieszkańców na proekologiczne?

Dobre rady
Czy jest zatem rozwiązanie tej sytuacji? Czy jest możliwy konsensus między gminą a przedsiębiorcą? Gdzie w tym wszystkim znajdują się mieszkańcy? Na te pytania stara się odpowiedzieć T. Książek: – Niekiedy rady gmin chcą decydować o poziomie cen, jakie mają oferować firmy, ograniczając grę rynkową. Inne zatwierdzają dość wysokie ceny, przyjmując zasadę, że to rynek (konkurencja) zadecyduje o cenach, jakie będą funkcjonowały w rozliczeniach. Dobrym przykładem jest Warszawa, gdzie przyjęta stawka maksymalna np. za 1100-litrowy pojemnik to ponad 90 zł, zaś cena rynkowa jest czasem nawet trzykrotnie niższa!
Dla firm obsługujących teren gmin, gdzie stawka maksymalna za odbiór odpadów nie pokrywa faktycznych kosztów eksploatacyjnych, władze spółki SITA mają jedną radę: wystąpić z wnioskiem do rady gminy o zmianę uchwały (załączając rzetelną kalkulację kosztów) bądź o dofinansowanie o różnice cenowe odbioru odpadów – w przypadku nieuchwalenia nowych przepisów. Podobnie doradza przedsiębiorcom E. Murawska z poznańskiego Remondisu-Sanitechu: – Przy utrzymaniu obecnych, zbyt niskich stawek za odbiór odpadów możliwe są dwa rozwiązania: albo firmy zajmujące się gospodarką odpadami nie będą poddawać odpadów zmieszanych sortowaniu, tylko będą je – jak dawniej – wywozić bezpośrednio na składowiska, albo gmina będzie dopłacać różnicę między ponoszonymi kosztami a przychodami uzyskiwanymi z opłat za odbiór odpadów. Firmy wywozowe konkurują z sobą na rynku i nie podnoszą cen bez powodu.
Inna sprawa, że przedsiębiorstwa wywozowe, ratując się przed ujemnym wynikiem finansowym, często wykorzystują nieprecyzyjne zapisy w uchwałach rad gminnych dotyczących maksymalnych stawek. Interpretują je na własną korzyść, przyjmując np., że podane w uchwale stawki są cenami netto (wobec czego swoje usługi wyceniają na 7% więcej). Poza tym z reguły uchwała zawiera zapis o „stawce za odbiór pojemnika odpadów”, co przedsiębiorcy wykorzystują, fakturując usługę w rozbiciu na dwie pozycje – odbiór odpadów i ich utylizacja (doliczając sobie za tę ostatnią własną cenę).
Tadeusz Książek twierdzi, że jedynymi sposobami na zmniejszenie tempa wzrostu opłat ponoszonych przez mieszkańców za odbiór odpadów są tworzenie dobrych regulaminów utrzymania czystości i porządku oraz współgranie władz gminy z firmami działającymi w branży odpadowej. – Ta współpraca winna dotyczyć zarówno tworzenia warunków ekonomicznych funkcjonowania przedsiębiorstw, jak i budowy instalacji przerabiających odpady – mówi dyrektor Książek.

Niepotrzebne emocje
Co przyniesie wysoka opłata marszałkowska w dalszej perspektywie, trudno dziś oceniać. Należałoby dać czas wszystkim: mieszkańcom, samorządom i firmom posiadającym zezwolenia na odbiór odpadów. Ci pierwsi muszą najpierw zacząć selektywnie zbierać odpady. Władze gminne powinny dobrze przemyśleć lokalne regulaminy utrzymania czystości, zaś firmy – przeprowadzić rzetelną kalkulację kosztów. Być może wejście w życie rozporządzenia wywołało zbyt wiele zbędnych emocji? – Nie rozumiem szumu medialnego wokół tej sprawy. Tak naprawdę nie słyszę głosów krytyki ze strony mieszkańców czy przedsiębiorców, ale same „trudne” pytania od dziennikarzy. To oni wywołali prawdziwą burzę w szklance wody – przekonuje J. Rapior.


Katarzyna Terek