Że tak powiem
Wybory i formowanie rządu mamy już za sobą. Wiadomo kto, i za co ma odpowiadać, pomału dowiadujemy się jakie naprawdę były programy wyborcze zwycięskich ugrupowań i w jaki sposób mają być realizowane.
Siłą rzeczy, z punktu widzenia zagadnień komunalnych, najbardziej interesujące są te elementy programu, a także generalnych warunków brzegowych gospodarki, które będą determinować postawę nowego rządu, w ciągu najbliższych paru lat – być może w ciągu całej kadencji, wobec samorządu terytorialnego.
Jak się wydaje mamy do czynienia z dwoma zagadnieniami o charakterze kluczowym: jaki jest stosunek nowych władz do kwestii odpolitycznienia wykonawczych władz samorządowych na poziomie podstawowym, tzn. zarządów gmin, i jakie będą możliwości finansowania zadań w zakresie nakładów na infrastrukturę i inwestycje komunalne.
W kwestii odpolitycznienia zarządów gmin obserwuje się, werbalne na razie, odgrzewanie starej – rok 1991 – inicjatywy Związku Miast Polskich postulującej bezpośrednie wybory przewodniczącego zarządu. Problem jest, oczywiście, “niezwykle polityczny”. Obie strony, rządząca i opozycyjna, deklarują, każda z innych pobudek, wolę wprowadzenia bezpośrednich wyborów. Zwycięzcy, bo mają nadzieję pójść za ciosem i przegrani, bo mają nadzieję na odegranie się. Należy uczciwie stwierdzić, że SLD jest jak dotąd jedyną formacją, która w tym kierunku coś usiłowała przedsięwziąć. Obecna opozycja, zarówno ta sejmowa, jak i ta, która do sejmu się nie dostała, zrobiły w poprzedniej kadencji wszystko by do tego nie dopuścić. Pomijam tu poziom argumentacji. Nie mogę jednak oprzeć się pokusie postawienia złośliwego pytania: czyżby rzeczywiście w ciągu tej kadencji społeczeństwo tak dojrzało? Wszak to właśnie owa niedojrzałość społeczeństwa była koronnym argumentem przeciw bezpośrednim wyborom. Co to jednak znaczy owocna kadencja.
Należy jednak pamiętać, że wybrany bezpośrednio burmistrz nie jest dla żadnej partii wygodny. Siła bezpośredniego wyboru uniezależnia go od lokalnego “komitetu”. Stąd nasuwa się pytanie, kto może zostać kandydatem i na jakich warunkach. Mamy tradycję wolnej elekcji, pacta conventa i liberum veto, pewno jakoś damy sobie radę.
I zagadnienie drugie. Poprzedni rząd dokonał reformy administracyjnej kraju. Reformy, która miała ograniczyć władzę inisterstw i przekazać część zarządzania państwem w ręce, niezwykle w ostatniej kadencji upolitycznionych, samorządów. Sposób w jaki reforma została przeprowadzona spowodował, że nastąpiło katastrofalne przesunięcie finansów samorządowych z niezbędnych wprost inwestycji komunalnych, na zadania, z którymi administracja państwowa nie dawała sobie rady. Podobno z powodu braku środków. Burmistrzowie (rozumiem przez to także wójtów, prezydentów, starostów i marszałków) stanęli i, w dającej się przewidzieć przyszłości, będą stali w obliczu braku możliwości podołania, już nie tylko inwestycjom i remontom, ale także ustawowo nałożonym na nich zadaniom z zakresu szeroko pojętej działalności socjalnej. Wobec niewydolności samorządów, państwo będzie musiało wypracować jakiś mechanizm dotacyjny, tzn. w rezultacie przejąć na siebie finansowanie większości zadań z takim optymizmem “przekazanych ludziom”.
Tymczasem słyszymy o “dziurze budżetowej” i nie znamy konsekwencji dla naszej (i nie tylko) gospodarki, nowej, niemożliwej jeszcze do przewidzenia sytuacji na świecie. Prof. Belka stwierdził niedawno i jestem przekonany, że dotrzyma słowa: W najbliższych latach nie znajdziemy pieniędzy na budowę infrastruktury. Jest to wynik niefrasobliwej działalności Parlamentu, ale uderzmy się w piersi, także dużej ilości wszelkiej maści rad, które też lubiły być “dobre”, bo to dobrze robi przy wyborach.
Oczyma wyobraźni widzę burmistrzów, tych obecnych, ale także tych przyszłych, stojących w obliczu koniecznych remontów – o inwestycjach na razie zapomnijmy – oraz w obliczu niemożliwych do spełnienia żądań socjalnych. Widzę także tych co wszystko przewidzieli i zawsze wiedzieli, “że to się nie może udać”.
A więc? Panie i Panowie! Kto chce zostać burmistrzem?
Wojciech Sz. Kaczmarek
Siłą rzeczy, z punktu widzenia zagadnień komunalnych, najbardziej interesujące są te elementy programu, a także generalnych warunków brzegowych gospodarki, które będą determinować postawę nowego rządu, w ciągu najbliższych paru lat – być może w ciągu całej kadencji, wobec samorządu terytorialnego.
Jak się wydaje mamy do czynienia z dwoma zagadnieniami o charakterze kluczowym: jaki jest stosunek nowych władz do kwestii odpolitycznienia wykonawczych władz samorządowych na poziomie podstawowym, tzn. zarządów gmin, i jakie będą możliwości finansowania zadań w zakresie nakładów na infrastrukturę i inwestycje komunalne.
W kwestii odpolitycznienia zarządów gmin obserwuje się, werbalne na razie, odgrzewanie starej – rok 1991 – inicjatywy Związku Miast Polskich postulującej bezpośrednie wybory przewodniczącego zarządu. Problem jest, oczywiście, “niezwykle polityczny”. Obie strony, rządząca i opozycyjna, deklarują, każda z innych pobudek, wolę wprowadzenia bezpośrednich wyborów. Zwycięzcy, bo mają nadzieję pójść za ciosem i przegrani, bo mają nadzieję na odegranie się. Należy uczciwie stwierdzić, że SLD jest jak dotąd jedyną formacją, która w tym kierunku coś usiłowała przedsięwziąć. Obecna opozycja, zarówno ta sejmowa, jak i ta, która do sejmu się nie dostała, zrobiły w poprzedniej kadencji wszystko by do tego nie dopuścić. Pomijam tu poziom argumentacji. Nie mogę jednak oprzeć się pokusie postawienia złośliwego pytania: czyżby rzeczywiście w ciągu tej kadencji społeczeństwo tak dojrzało? Wszak to właśnie owa niedojrzałość społeczeństwa była koronnym argumentem przeciw bezpośrednim wyborom. Co to jednak znaczy owocna kadencja.
Należy jednak pamiętać, że wybrany bezpośrednio burmistrz nie jest dla żadnej partii wygodny. Siła bezpośredniego wyboru uniezależnia go od lokalnego “komitetu”. Stąd nasuwa się pytanie, kto może zostać kandydatem i na jakich warunkach. Mamy tradycję wolnej elekcji, pacta conventa i liberum veto, pewno jakoś damy sobie radę.
I zagadnienie drugie. Poprzedni rząd dokonał reformy administracyjnej kraju. Reformy, która miała ograniczyć władzę inisterstw i przekazać część zarządzania państwem w ręce, niezwykle w ostatniej kadencji upolitycznionych, samorządów. Sposób w jaki reforma została przeprowadzona spowodował, że nastąpiło katastrofalne przesunięcie finansów samorządowych z niezbędnych wprost inwestycji komunalnych, na zadania, z którymi administracja państwowa nie dawała sobie rady. Podobno z powodu braku środków. Burmistrzowie (rozumiem przez to także wójtów, prezydentów, starostów i marszałków) stanęli i, w dającej się przewidzieć przyszłości, będą stali w obliczu braku możliwości podołania, już nie tylko inwestycjom i remontom, ale także ustawowo nałożonym na nich zadaniom z zakresu szeroko pojętej działalności socjalnej. Wobec niewydolności samorządów, państwo będzie musiało wypracować jakiś mechanizm dotacyjny, tzn. w rezultacie przejąć na siebie finansowanie większości zadań z takim optymizmem “przekazanych ludziom”.
Tymczasem słyszymy o “dziurze budżetowej” i nie znamy konsekwencji dla naszej (i nie tylko) gospodarki, nowej, niemożliwej jeszcze do przewidzenia sytuacji na świecie. Prof. Belka stwierdził niedawno i jestem przekonany, że dotrzyma słowa: W najbliższych latach nie znajdziemy pieniędzy na budowę infrastruktury. Jest to wynik niefrasobliwej działalności Parlamentu, ale uderzmy się w piersi, także dużej ilości wszelkiej maści rad, które też lubiły być “dobre”, bo to dobrze robi przy wyborach.
Oczyma wyobraźni widzę burmistrzów, tych obecnych, ale także tych przyszłych, stojących w obliczu koniecznych remontów – o inwestycjach na razie zapomnijmy – oraz w obliczu niemożliwych do spełnienia żądań socjalnych. Widzę także tych co wszystko przewidzieli i zawsze wiedzieli, “że to się nie może udać”.
A więc? Panie i Panowie! Kto chce zostać burmistrzem?
Wojciech Sz. Kaczmarek