Nie wiem, kto wprowadził do Traktatu z Maastricht słynną zasadę subsydiarności, czyli pomocniczości. Stanowi ona, że Wspólnota Europejska w stosunku do państw członkowskich odgrywa rolę pomocniczą, a nie decyzyjną. Zasadę tę, aktywiści ruchów regionalnych i samorządowych niezwykle szybko rozciągnęli na wszelkie relacje pomiędzy państwami a obywatelami. Otóż według ich interpretacji państwo ma pomagać swym obywatelom w realizacji ich celów. Nie chcę się wdawać w analizę owej zasady i wniosków, zwłaszcza ekstremalnych, które można z niej wysnuć.
Przypomniała mi się ona w trakcie oglądania telewizyjnych “Wiadomości”. Przyznaję ze wstydem – nie od razu. Potrzebowałem kilku tygodni, by uświadomić sobie, że nasze władze poziomu rządowego i wojewódzkiego (samorządowe rzadziej trafiają na antenę TV, ale głowy nie dam, że są bez winy) właśnie zaczęły się nią posługiwać. Tyle tylko, że odwrotnie. Nie na zasadzie pomocniczości państwa w stosunku do obywateli, a obywateli do państwa i nie tylko.
Państwo wprowadziło w swoim czasie, pod hasłem utrzymania i budowy dróg, akcyzę na paliwa. Zlikwidowano przy tym praktycznie podatek drogowy, a gminom zrekompensowano (?) ubytek dochodów z części owej akcyzy. Reszta miała iść na drogi oraz na inne – jak się okazało – szlachetne cele. Drogi jak drogi – rzecz tylko teoretycznie prosta i równa. Pieniądze się rozeszły, problem pozostał a ponieważ idziemy do Unii, trzeba coś z tym zrobić. I tu dochodzimy do zasady pomocniczości społeczeństwa, które powinno udzielić pomocy. Żeby było solidarnie, nałożono podatek. Wzorce są sprawdzone. W tzw. gospodarce planowej każdy musiał kupić znaczek na PCK, na odbudowę, potem budowę Stolicy i co tam jeszcze. Żadna nowość. Winiety są powieleniem owych znaczków. Tyle, że znaczki były wolne od nieistniejącego wówczas VAT-u. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że tym razem będą to faktycznie drogi, a nie dziury w innych miejscach budżetu.
Pozostając przy drogach, pojawiło się inne zastosowanie zasady pomocniczości. Odcinek autostrady Września-Konin, istniejący już od paru ładnych lat, został ku zaskoczeniu użytkowników, obłożony opłatą. Najładniej brzmi oficjalne, jak sądzę na podstawie wypowiedzi wicewojewody wielkopolskiego, tłumaczenie stanu rzeczy. Otóż spółka budująca autostradę wzięła kredyt. Kredyt, rzecz brzydka, pożycza się cudze, a oddać trzeba własne. Ale w końcu dlaczego? Jest przecież rozwiązanie w postaci obciążenia użytkowników. Tutaj „pomocniczość” dotyczy już nie państwa, a spółki mam wrażenie, że prywatnej, która chyba tego odcinka nie budowała. Pozostaję z nadzieją, że po osiągnięciu zysków spółka wypłaci dywidendy osobom, które przedstawią dowody opłaty za usługę w postaci wpuszczenia na autostradę, czyli dowody skredytowania spółki.
Kolejnym klasycznym zastosowaniem owej, jak widać niezwykle owocnej zasady, jest problem biopaliw. Tutaj osiągnięto maksimum tego co można. W słusznym zamiarze, by nikogo nie urazić i nie pominąć orazby każdemu umożliwić udział w realizacji zasady subsydiarności nie dano nawet tego wyboru, który pozostawiono przy winietach, gdzie teoretycznie można przemieszczać się drogami polnymi, lokalnymi i jakimi tam jeszcze. W tym przypadku każdy użytkownik pojazdu mechanicznego ma zapłacić wyższą cenę za paliwo, do którego producent będzie zmuszony dodać składniki wytwarzane w wielkim trudzie przez plantatorów upraw, które się do tego nadają. Powinniśmy być zadowoleni. Uratuje to nasze rolnictwo przed spodziewaną katastrofą. Przyjmuję, że zasada zostanie rozciągnięta i owi producenci podzielą się np. z hodowcami. Co prawda alkohol da się wytworzyć ze wszystkiego, ale czasami trudniej. Oczywiście zakładam, że rolnicy po staremu będę kupować paliwo dotowane, bo jakże inaczej…

Wojciech Sz. Kaczmarek