Rośliny miejskie są chętnie wykorzystywane przez owady zapylające - wynika z badań w stolicy

Rośliny miejskie są chętnie wykorzystywane przez owady zapylające - wynika z badań w stolicy
PAP
19.09.2021, o godz. 18:18
czas czytania: około 6 minut
0

Zieleń miejska to dobre źródło pożywienia dla owadów zapylających, gdyż zapewnia dostępność roślin kwitnących przez cały sezon wegetacyjny. Sadzone w mieście rośliny, nawet w miejscach szczelnie otoczonych budynkami, są chętnie wykorzystywane przez owady - wynika z prowadzonych w Warszawie badań.

Dalsza część tekstu znajduje się pod reklamą

Interakcje pomiędzy obecnymi w Warszawie roślinami a owadami zapylającymi badali naukowcy z Ogrodu Botanicznego Uniwersytetu Warszawskiego (OB UW). Na samym początku sezonu wegetacyjnego, wczesną wiosną i latem, sprawdzali oni aktywność owadów na kwiatach koron cesarskich (Fritillaria imperialis) oraz na kwitach liliowców (Hemerocallis L.) – gatunkach ozdobnych, powszechnie spotykanych w polskich ogródkach. Naukowcy zajmowali się nimi w ścisłym centrum Warszawy, przy Placu Zawiszy i Unii Lubelskiej oraz przy dwóch rondach: Dmowskiego i de Gaulle’a.

– Nie mamy jeszcze pełnych danych – ale już teraz możemy stwierdzić, że nasadzenia miejskie cieszą się dużym zainteresowaniem wśród owadów, nawet gdy są bardzo szczelnie otoczone budynkami i ulicami. Owady odwiedzające miejskie rabaty szukają w kwiatach nagród pokarmowych, czyli nektaru czy pyłku, ale także miejsca na “kąpiele słoneczne”. Podczas pracy w terenie często zdarzało nam się widzieć owady przesiadujące na zewnętrznej stronie płatków – mówi w rozmowie z PAP kierująca badaniami dr inż. Katarzyna Roguz, pracowniczka naukowo-dydaktyczna Ogrodu Botanicznego UW.

Rozrost terenów miejskich skutkuje spadkiem różnorodności owadów

Na interakcje pomiędzy rośliną a owadami zapylającymi wpływa – w różny sposób – wiele czynników, m.in. rozrost terenów miejskich. – Zastąpienie obszarów biologicznie czynnych powierzchniami nieprzyjaznymi i nieprzepuszczalnymi, takimi jak budynki czy ciągi ulic, prowadzi do utraty różnorodności źródeł pożywienia i miejsc lęgowych części dzikich owadów, np. gatunków samotnych pszczół z rodziny pszczolinkowatych (Andrenidae). Także w przypadku trzmieli (Bombus) pogarszająca się jakość siedlisk w warunkach miejskich spowodowała spadek różnorodności gatunkowej. Wydaje się, że akurat ten błąd możemy dość łatwo naprawić. Mało wartościowe siedliska miejskie są często wynikiem naszej ciężkiej i zbytecznej pracy, związanej z utożsamianiem zieleni z równo przystrzyżonym trawnikiem. Dla owadów odżywiających się nektarem i pyłkiem takie przesadnie zadbane trawniki to pokarmowa pustynia – tłumaczy botaniczka z OB UW.

Ekspertka podkreśla, że ubożenie składu gatunkowego owadów to jedno z zagrożeń związanych ze specyfiką przyrody w mieście. – Spadek liczby rzadkich gatunków owadów może być związany ze zwiększającym się udziałem owadów generalistycznych – takich, które potrafią korzystać z rozmaitych źródeł pokarmu i odwiedzają rośliny z wielu różnych gatunków. Duży udział takich owadzich generalistów, dodatkowo często oblatujących kwiaty, może zmieniać lokalne interakcje roślina-zapylacz. Dzieje się tak m.in. dlatego, że owady-generaliści pokarmowi intensywnie eksploatują zasoby kwiatowe, zubażają bazę pokarmową dostępną dla wyspecjalizowanych gatunków zapylaczy – opowiada.

– W warunkach miejskich gatunki pszczół generalistycznych radzą sobie nadzwyczaj dobrze. Sprzyja temu fakt, że siedliska miejskie są często bogate w gatunki roślin, w tym – obcego pochodzenia, nierzadko inwazyjne. Duża liczebność gatunków zapylaczy o szerokiej tolerancji względem różnych źródeł pokarmu może stanowić zagrożenie dla mniej pospolitych, wyspecjalizowanych zapylaczy, o mniejszych zdolnościach konkurencyjnych, np. trzmieli długojęzyczkowych. Można powiedzieć, że przy zbyt małej bazie pokarmowej owady wyspecjalizowane są na straconej pozycji – ich zasoby pokarmowe są eksploatowane przez “generalistów”, choć zależność ta nie działa w drugą stronę. Wciąż nie jest jednak jasne, czy wzrastająca ostatnio w miastach liczebność rodzimych gatunków roślin odwróci ten proces” – podsumowuje dr Roguz.

Zanieczyszczenie powietrza pyłem zawieszonym nie wpływa na aktywność zapylaczy

Na obszarach zurbanizowanych zarówno owadom wyspecjalizowanym, jak i generalistom, zagrażają zanieczyszczenia chemiczne, choć wciąż mało wiadomo o przebiegu procesu gromadzenia tych substancji w ciałach owadów. – Badania przeprowadzone przez nasz zespół naukowy w 2017 r. na warszawskich łąkach kwietnych pokazały, że zanieczyszczenie powietrza pyłem zawieszonym (PM2.5 i PM10) nie wpływa na aktywność owadów: częstość odwiedzin owadów np. na kwiatach obserwowanej przez nas marchwi (Daucus carota) nie zależała od zapylenia powietrza w okolicy, w których występowały badane populacje – zaznacza ekspertka.

Zatrucie zapylaczy metalami ciężkimi

– Nasze badania pokazały, co się dzieje ‘tu i teraz’. Wciąż jednak potrzebujemy innych informacji, np. na temat konsekwencji gromadzenia się zanieczyszczeń w organizmach owadów. Z dostępnych danych wiemy już, że zatrucie metalami ciężkimi, które stwierdzano pośród zapylaczy, wpływa negatywnie na ich przeżywanie i rozród – mówi badaczka.

Zanieczyszczenie światłem może wydłużać dobową aktywność owadów

Dodaje, że na terenach zurbanizowanych owadom zagraża również zanieczyszczenie światłem. – Lot w kierunku światła zaburza zachowania żywieniowe i godowe np. w przypadku ciem. Z drugiej strony w czasie badań stwierdziliśmy, że sztuczne światło na terenach miejskich może mieć pozytywne skutki, np. wydłużając dobową aktywność owadów zapylających. Na warszawskich łąkach ostatnie trzmiele żerowały w kwiatach bogatych w nekatar żmijowców (Echium vulgare) czy marchwi nawet godzinę po zachodzie słońca!

Miasta mogą być ostoją zapylaczy

Dr Roguz podsumowuje, że wpływ warunków miejskich na dzikie organizmy nie jest jednoznaczny: – Dobrze utrzymana zieleń miejska może być siedliskiem bogatym w gatunki zwierząt, w tym zapylaczy. W Berlinie stwierdzono na przykład obecność aż połowy niemieckiej fauny pszczół, zaś w Wielkiej Brytanii aż 35 proc. wszystkich gatunków bzygowatych stwierdzono w jednym tylko ogrodzie miejskim! W Stanach Zjednoczonych parki miejskie charakteryzują się większą liczbą trzmieli, niż parki położone poza granicami miasta. Pokazuje to, że przy odpowiednim prowadzeniu obszary miejskie mogą się stać wręcz ostoją dla dzikich zapylaczy.

Według niej jednym z najbardziej zaskakujących aspektów badań miejskich było stwierdzenie pozytywnego wpływu fragmentacji siedlisk w mieście. – Jak pokazały badania Panagiotisa Theodorou, akurat w warunkach miejskich fragmentacja – czyli podział terenów zielonych na izolowane obszary – może dawać owadom możliwość wyboru spośród skupisk roślin o różnym składzie gatunkowym, które często znajdują się blisko siebie. Takie sytuacje rzadko spotyka się w siedliskach naturalnych. Prawdopodobnie właśnie dzięki możliwości częstej i łatwej zmiany miejsca żerowania masa ciała robotnic trzmieli ziemnych (B. terrestris) – ważnego gatunku generalistycznych zapylaczy – jest w miastach większa. Choć wzrost udziału gatunków o szerokiej tolerancji źródeł pokarmu może być zagrożeniem dla relacji roślin i zapylaczy, to duża część generalistów odgrywa niezwykle istotną rolę w ekosystemach miejskich i nie tylko – mówi naukowczyni.

Większa liczebność i różnorodność zapylaczy w mieście, a także ich lepsza kondycja może wynikać z faktu, że miejska zieleń jest często dobrym źródłem pożywienia. W miastach mamy bowiem stałą dostępność roślin kwitnących – od początku sezonu wegetacyjnego aż do jego końca.

Dr Roguz zauważa, że sezon kwitnienia dobiega końca i w najbliższym czasie zespół z OB UW będzie analizował zebrane dane. – Mamy do obejrzenia nagrania ze wspomnianych badań w centrum Warszawy. Ich analiza pozwoli nam ocenić częstość odwiedzin gości kwiatowych na miejskich rabatach w zależności od gatunku rośliny i momentu kwitnienia – mówi.

Razem ze studentami naukowcy z Ogrodu pracowali także w naturalnych populacjach kosaćców żółtych (Iris pseudaoacorus) – mierzyli różne części ich kwiatów, zbierali nektar i śledzili zapylacze. Chcą ustalić m.in., które cechy kwiatów decydują o atrakcyjności kosaćców dla ich potencjalnych zapylaczy – i czy jest zależność między wielkością kwiatu a ilością nektaru: czy większe kwiaty nagradzają swoich zapylaczy bardziej uczciwie. Wraz z naukowcami z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu Zespół naukowy Ogrodu Botanicznego prowadził w tym roku badania również w Borach Dolnośląskich, gdzie rozprzestrzenia się inwazyjna tawuła kutnerowata (Spirea tomentosa). Gatunek ten, choć jest rzadko odwiedzany przez owady, produkuje bardzo dużo owoców i nasion. Specjaliści szukają odpowiedzi na pytanie, co stoi za tak dużym sukcesem reprodukcyjnym tawuły.

Udostępnij ten artykuł:

Komentarze (0)

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu. Bądź pierwszą osobą, która to zrobi.

Dodaj komentarz

Możliwość komentowania dostępna jest tylko po zalogowaniu. Załóż konto lub zaloguj się aby móc pisać komentarze lub oceniać komentarze innych.

Te artykuły mogą Cię zainteresować

Przejdź do Aktualności
css.php
Copyright © 2024