– Sytuacja w naszej branży jest bardzo poważna. Nasz biznes jest biznesem typowo sezonowym – większość szkółek pracuje cały rok, aby właśnie wiosną osiągnąć największą sprzedaż materiału. Niestety, po świetnym lutym i początku marca sytuacja zmieniła się diametralnie, a sprzedaż albo drastycznie spadła, albo stanęła w ogóle. Mowa tu o centrach ogrodniczych, szkółkach eksportujących towar czy firmach zajmujących się utrzymaniem zieleni. Ucierpiała więc sytuacja w całej branży zieleniarskiej – mówi Wojciech Wróblewski.
Sklepy ogrodnicze i inne podmioty odbierające materiał szkółkarski od producentów kontraktują planowane zakupy zwykle pod koniec roku – w październiku, listopadzie i grudniu, a dopiero wiosną je realizują.
Jednak obecna sytuacja powoduje, że w zasadzie nie ma komu tego towaru odbierać, a kontrakty są albo przesuwane na czas nieokreślony, albo w ogóle anulowane.
Jeszcze trudniej wygląda sytuacja w branży kwiaciarskiej. Szkółkarze mają nadzieję, że wraz z ustąpieniem trudności wywołanych koronawirusem znów ruszą publiczne przetargi i normalna sprzedaż w sklepach ogrodniczych.
– Z naszych kontaktów z firmami zieleniarskimi działającymi w Europie wynika, że sytuacja u nich jest bardzo podobna. Brytyjscy szkółkarze chcieliby zwrócić się do rządu, aby z państwowego budżetu pokrył straty wynikające z niesprzedanego czy zmarnowanego materiału szkółkarskiego. Podobnie myślą holenderskie firmy, a włoskie domagają się odszkodowań nie tylko od swojego rządu, ale apelują również o pomoc do władz Unii Europejskiej. My również w imieniu środowiska zwracaliśmy się do rządu o przyjrzenie się naszej sytuacji – mówi W. Wróblewski.
Komentarze (0)