Ekspertka zwraca uwagę, że mówiąc o opłacie za odpady, przede wszystkim należy zacząć od rozróżnienia mieszkańca i konsumenta. W tej chwili bowiem za wszystko płaci mieszkaniec, niezależnie od tego, ile śmieci wyprodukuje – czy będzie to jedna butelka po wodzie w miesiącu, czy dziesięć dziennie. Dlatego powinniśmy dążyć do wprowadzenia zasady „pay as you throw”, czyli do płacenia za tyle odpadów, ile wyprodukujemy. – Jeśli ktoś pije 10 wód mineralnych dziennie, niech za 10 butelek dziennie płaci – mówi Anna Sapota. – Z tym związana jest rozszerzona odpowiedzialność producenta, zgodnie z którą to nie gmina, a producent musi zagospodarować odpad, który powstał po zużyciu przez klienta jego produktu. Z rozmów z przedstawicielami branży wynika, że większość interesariuszy jest już przygotowana na tę zmianę – dodaje.
Regulowany system działa lepiej
Na ten stan rzeczy nakłada się wypowiedź wiceministra Jacka Ozdoby dotycząca systemu kaucyjnego. – Jak powiedział, jest on ogromnym entuzjastą tego rozwiązania, co cieszy, bo już w krótkiej perspektywie wprowadzenie systemu kaucyjnego przełoży się na korzyści dla budżetu Polski oraz stanu środowiska – uważa Sapota. – Wiceminister dodał też, że kwestia ta powinna zostać nieuregulowana, dobrowolna. Z naszego doświadczenia, jako uczestnika ponad 40 systemów kaucyjnych na całym świecie, wynika, że zdecydowanie bardziej się sprawdzają powszechne systemy depozytowe – zaznacza.
– Systemy te są w różny sposób uregulowane – są takie, gdzie bardzo dużo szczegółów określono w ustawie, i takie, gdzie poszczególnym interesariuszom pozostawiono znaczną dowolność. Porównując te systemy, widać, że do efektywnego działania potrzebują one ram prawnych, zdefiniowania ról wszystkich interesariuszy, uregulowania np. ram czasowych i celów, czyli poziomów zbiórki. Innymi słowy, takie podstawowe kwestie muszą być uregulowane w ustawie, by system funkcjonował prawidłowo – mówi Anna Sapota. – Nie ma tu znaczenia, czy surowce będą zbierane w automatach, czy ręcznie. – To już każdy sklep czy operator systemu sam sobie policzy, co mu się bardziej opłaca. Na etapie legislacyjnym i projektowania systemu to nie ma aż takiego znaczenia – przypomina. – Ponadto brak informacji, jak taki system będzie wyglądał, może spowodować spadek stabilności inwestycyjnej i utrudnić podejmowanie decyzji biznesowych – stwierdza.
Kluczowe znaczenie – zdaniem ekspertki – ma określenie, kto ma zarządzać systemem – producent czy ktoś inny. Czy ma to być jeden centralny system, czy każdy region lub sieć sklepów mają sobie ustalić swój własny system. Znaczenie ma, kto komu za co płaci i ile tego odpadu trzeba zebrać. Nieco inaczej wygląda to bowiem w systemach, gdzie nie ma narzuconych poziomów zbiórki, a inaczej w Europie, gdzie obowiązuje dyrektywa Single Use Plastic z konkretnymi wytycznymi w tym zakresie.
Kto będzie zarządzał?
– Być może dyskusja o automatach jest pokłosiem opracowania sprzed kilku lat, z którego wynika, że wdrożenie systemu opartego na automatach może kosztować około 20 miliardów złotych – zastanawia się Anna Sapota. – Na te dane też powołuje się wiceminister Ozdoba. Jednak należy pamiętać, że, po pierwsze, od jego stworzenia minęło już parę lat, więc zawarte w nim dane są nie do końca aktualne. Po drugie, Unia Europejska jest już bogatsza o doświadczenie kilku nowych systemów depozytowych, od niedawna funkcjonujących, np. litewskiego, które pokazują nowe możliwości. Po trzecie wreszcie, po wprowadzeniu rozszerzonej odpowiedzialności producenta to on będzie musiał przeliczyć sobie i zdecydować, co mu się bardziej opłaca – uczestniczyć w systemie depozytowym czy nie. A jeśli nie, to jak bez takiego systemu osiągnąć wymagane w dyrektywie SUP poziomy zbiórki chociażby tych przykładowych butelek PET. Wiele też zależy od tego, jak taki system zostanie zaprojektowany, jak będzie funkcjonował i czy będzie to dla mieszkańców wygodne rozwiązanie – przypomina.
W modelach amerykańskich opakowania objęte kaucją zwraca się jedynie w specjalnych punktach zbiórki gdzieś pod miastem, do których trzeba specjalnie dojechać. Te modele są dużo mniej wygodne dla konsumenta niż te, w których butelkę oddaje się w sklepie, do którego i tak się jedzie po zakupy.
Jak uważa Anna Sapota, wartym odnotowania jest też pewien aspekt systemów depozytowych, który zazwyczaj nie jest dostrzegany. – Depozyt ma ogromny wpływ na zmniejszenie zaśmiecania przestrzeni publicznej. Prawda jest bowiem taka, że gdyby każda z butelek, którą widzimy w lesie, była warta 50 groszy, to nawet jeśli ja ją wyrzucę, to ktoś inny ją podniesie i odda. O tym się głośno nie mówi, a jednak dzięki temu śmieci znikają z ulicy – podkreśla.
Komentarze (0)