Zatruta Odra wyrzuciła już prawie 100 ton martwych ryb. Padają również inne zwierzęta. Podczas pierwszej, wspólnej polsko–niemieckiej konferencji, minister klimatu i środowiska Anna Moskwa informowała, że wyniki żadnych badań nie potwierdzają obecności w wodach Odry toksycznych substancji. W pobranych próbkach nie stwierdzono obecności też rtęci czy innych ciężkich metali.
Przyczyna nadal nieznana
Wciąż jednak nie wiemy co zabija ryby i inne organizmy żyjące w rzece. Ostatnio pojawiła się hipoteza, że winne są pestycydy albo toksyczne algi. Dr Magdalena Cubała – Kucharska przekonuje, że z badań wynika, iż właśnie algi mogą mieć istotny wpływ na masowe wymieranie gatunków. Alarmuje, że zagrażają one nie tylko zwierzętom.
– Algi wytwarzają neurotoksyny, które mogą prowadzić nawet do porażenia układu nerwowego także u człowieka. Kiedy jest gorąco i jest mnóstwo odżywczych substancji, glony i prymitywne drobnoustroje rosną na brzegu, tworząc gęste populacje. Wybuchy toksycznych alg niszczą całe ekosystemy – tłumaczy dr Cubała-Kucharska.
Wcześniej dolnośląski WIOŚ wskazywał na mezytylen, później niemieckie służby informowały o skażeniu rtęcią, a w następnych komunikatach jako przyczynę wskazywano wysokie zasolenie wody, co mogłoby być rezultatem zrzucania wód kopalnianych do rzeki.
Polski rząd systematycznie odmawiał odpowiedzi na te doniesienia, a dziś jego rzecznik Radosław Fogiel oznajmił, że w sprawie zanieczyszczenia Odry opozycja próbowała wszczynać histerię i posługiwał się półprawdami.
– Próby wzbudzania histerii ze strony opozycji. Po drugie posługiwanie się kłamstwami, półprawdami i fejkami. Po trzecie w tym wszystkim był głęboko postkolonialny kompleks “jak niemieckie to lepsze” – powiedział polityk PiS.
Podejrzani są, dowodów nie ma
Trwa poszukiwanie sprawców zanieczyszczenia Odry. W sobotę, 13 sierpnia, komendant główny policji wyznaczył milion złotych nagrody za pomoc w ustaleniu sprawcy zatrucia. Już dzień później policjanci odebrali setki zgłoszeń, które teraz są weryfikowane.
Internauci, a także działacze PO na Dolnym Śląsku, wskazują firmę Jack-Pol z Oławy, która zajmuje się przetwarzaniem makulatury w wyroby higieniczne. Co ciekawe, firma już kilkukrotnie była karana za zrzucanie ścieków, aczkolwiek kary były symboliczne. WIOŚ we Wrocławiu pobrał próbki wody płynącej z fabryki do Odry na początku sierpnia, ale wyników ich badań nie znamy. Firma zaprzecza, by zatruła Odrę.
– Zwracamy się z apelem, aby zaprzestać wysuwania pod adresem spółki Jack-Pol nieprawdziwych informacji oraz formułowania oskarżeń w związku z zaistniałą sytuacją śniętych ryb w rzece Odrze. Spółka Jack-Pol w procesie produkcji przestrzega zasad ekologii, co więcej przetwarza sortowaną makulaturę na wyroby higieniczne. Wszystkie materiały i surowce Spółki Jack-Pol przeznaczone do produkcji posiadają certyfikaty ekologiczne. W procesie produkcji nie są stosowane środki do wybielania surowca ani rtęć i jej pochodne, ani mezytylen ani inne trucizny. Wbrew informacjom, pojawiającym się w mediach, Spółka Jack-Pol nie jest firmą produkującą celulozę. Apelujemy do wszystkich o zaprzestanie formułowania nieprawdziwych wypowiedzi, skutkujących wprowadzaniem w błąd opinii publicznej oraz mediów, co do związku Spółki Jack-Pol z katastrofą ekologiczną w rzece Odra – pisze Jacek Woźniak, prezes spółki w wydanym przez Jack-Pol oświadczeniu.
Inni na celowniku śledczych
Na celowniku śledczych są też Kędzierzyńskie Zakłady Azotowe. To wielki zakład chemiczny należący do państwowej Grupy Azoty. Produkuje m.in. nawozy, posiada własną elektrociepłownię, port załadunkowy, świadczy specjalistyczne usługi laboratoryjne.
13 lipca pracownicy spółki zaobserwowali śnięte ryby w basenie portowym odnogi Kanału Kędzierzyńskiego. Zakłady zapewniają, że z zatruciem Odry nie mają nic wspólnego, bo badania tego nie potwierdziły.
Nie ma żadnych merytorycznych podstaw, aby problematyka katastrofy ekologicznej na odcinkach Odry w województwach dolnośląskim i lubuskim była łączona z działalnością Kędzierzyńskich Zakładów Azotowych. Więcej: https://t.co/p88uLNEGi4 pic.twitter.com/a9bMb0PEoT
— Grupa Azoty ZAK S.A. (@GrupaAzoty_ZAK) August 12, 2022
Nie sposób w tym miejscu nie wspomnieć o wypowiedzi wiceministra infrastruktury Grzegorza Witkowskiego, który podczas konferencji w Cigacicach jako winnych katastrofy wskazał samorządy odprowadzające ścieki do Odry. Poszukiwanie truciciela, bądź trucicieli, trwa. Wody Polskie w Gliwicach rozpoczęły kontrole firm, które działają przy rzece.
Rząd zaspał
Działacze opozycji zarzucają rządzącym opieszałość w działaniach. Polski rząd zareagował na katastrofę dopiero 11 sierpnia. Tego dnia premier nazwał katastrofę „sprawą niezwykle skandaliczną”, i dopiero wtedy zaczęły pojawiać się komunikaty ostrzegające ludzi przed zagrożeniem.
Wprowadzone zostały zakazy kąpieli i spożywania ryb z Odry, a na rzece pojawiły się zapory dla martwych ryb płynących z prądem wody. Dopiero wtedy Wojewódzkie Inspektoraty Ochrony Środowiska zaczęły publikować komunikaty na temat bieżącej sytuacji, pobieraniu próbek i badaniach, a minister obrony narodowej wysłał do pomocy w wyławianiu martwych ryb terytorialsów.
12 sierpnia poleciały pierwsze głowy. Premier zdymisjonował prezesa Wód Polskich Przemysława Dacę oraz głównego inspektora ochrony środowiska Michała Mistrzaka.
Rozgrywki w tle
Byłego już szefa Wód Polskich w zasadzie nikt nie broni, bo zdaniem wielu nie ma nic, co by go usprawiedliwiało, a do tego spektakularnie pogrążał się podczas konferencji prasowych. W środę, 10 sierpnia, Przemysław Daca przekonywał na przykład, że „nie możemy mówić o totalnej katastrofie rzeki Odry”.
– Nasi pracownicy, ale przede wszystkim Polski Związek Wędkarski, jak również ochotnicy, wybrali z rzeki co najmniej 10 ton martwych ryb. To pokazuje, że mamy do czynienia z gigantyczną i bulwersującą katastrofą ekologiczną – mówił z kolei w czwartek, 11 sierpnia.
O ile dymisja Przemysława Dacy dla wielu jest oczywista i nie budzi wątpliwości, to odwołanie Michała Mistrzaka już tak. Oczywiście można z uznaniem stwierdzić, że słusznie zdymisjonowano szefa inspekcji, ale ta dymisja, poparta uzasadnieniem premiera wskazującym na to, że reakcja służb mogła nastąpić szybciej, nieco kłóci się z rzeczywistością. Dlaczego? Bo za przeciwdziałanie i kontrolę zanieczyszczeń w Odrze w pierwszej kolejności odpowiadają wojewodowie i wojewódzcy inspektorzy ochrony środowiska.
Co ciekawe, wojewódzcy inspektorzy, zgodnie z ustawą o Inspekcji Ochrony Środowiska, w zasadzie podlegają wojewodom, nie zaś głównemu inspektorowi. Zresztą, zgodnie z art. 5 wspomnianej ustawy, wojewódzkich inspektorów powołują i odwołują wojewodowie, a główny inspektor wyraża jedynie zgodę.
Oczywiście ma na nich wpływ, bo może wytyczać kierunki działań, podpowiadać, czy wydawać zlecenia, ale najważniejsze jest to, kto mianuje, kontroluje i dymisjonuje wojewódzkich inspektorów. To wojewodowie. Krótko mówiąc główny inspektor został odwołany, bo inspektorzy, którzy podlegają wojewodom, źle pracowali.
Wczesna reakcja
Wszystko wskazuje również na to, że Mistrzak był jednym z nielicznych, którzy zareagowali najszybciej. I to dosłownie – ledwo godziny po ogłoszeniu jego dymisji portale gazeta.pl i wp.pl ujawniły pisma, że GIOŚ interweniował w sprawie Odry u wojewodów. 3 sierpnia!!!
Zastępczyni Mistrzaka (w imieniu swojego szefa) pisze wówczas do wojewodów dolnośląskiego, opolskiego i śląskiego, że „w związku z przekazywanymi do GIOŚ informacjami o śnięciu ryb GIOŚ polecił trzem właściwym miejscowo Wojewódzkim Inspektoratom Ochrony Środowiska objęcie tej sprawy szczególnym nadzorem i działaniami, które doprowadzą do wyjaśnienia przyczyn tego zdarzenia oraz ustalenia sprawcy ewentualnego zanieczyszczenia wód, a także podjęcia współpracy w tym zakresie z innymi właściwymi organami”.
Szybko wychodzą pisma na światło dzienne. 2 godz po dymisji Głównego Inspektora Ochrony Środowiska. Więc wojewodowie? Wiecie od 3.08
Co jeszcze robią na swoich stanowiskach? @PremierRP https://t.co/Q2dp9V1hGv— Bartosz Arlukowicz (@Arlukowicz) August 12, 2022
Dlaczego Mistrzak, a nie wojewodowie?
Dlaczego zatem premier odwołuje Michała Mistrzaka, a nie wojewodów? Albo dlaczego chociaż nie wymusza na wojewodach rozliczenia inspektorów wojewódzkich?
Czyżby dlatego, że odwołanie ważnego urzędnika państwowego robi większe wrażenie na opinii publicznej, niż komunikat o dymisjach na poziomie województw?
Poza tym obecni wojewodowie są blisko związani z PiS, a Mistrzak uchodził z człowieka Jacka Ozdoby, wiceministra klimatu i środowiska, który jest politykiem Solidarnej Polski. Premierowi łatwiej obarczyć odpowiedzialnością człowieka związanego z partią Zbigniewa Ziobry niż wpływowych działaczy PiS.
Opozycja chce dymisji
Politycy opozycji domagają się od premiera zdymisjonowania wojewodów śląskiego, opolskiego, dolnośląskiego, lubuskiego i zachodniopomorskiego. Ich zdaniem, nie zareagowali oni na alarmy, choć jak dziś już wiemy, że od 3 sierpnia dysponowali ostrzeżeniami od GIOŚ.
Nie wystąpili jednak do Rządowego Centrum Bezpieczeństwa choćby o wysłanie ostrzegających alertów do mieszkańców. Nie zwoływali też sztabów kryzysowych.
Publicznie w wojewodów uderza wiceminister Jacek Ozdoba. W TVN 24 opisuje jak powinien działać system.
– Po powzięciu tych informacji, po wykluczeniu zagrożenia lub stwierdzeniu zagrożenia, jest obowiązek wysłania informacji do Rządowego Centrum Bezpieczeństwa. Następnie powinien zostać poinformowany pan premier (…). Służby na poziomie zarządzania kryzysowego, inspekcja sanitarna, inspekcja ochrony środowiska, które podlegają wojewodzie, powinny natychmiast zaalarmować, kiedy poznano skalę problemu. Muszą być pociągnięci do odpowiedzialności ci, którzy za to odpowiadają – mówi Ozdoba.
Premier przyznał, że dowiedział się o dramacie w jednej z największych polskich rzek 9 sierpnia wieczorem, bądź 10 sierpnia.
– Na pewno za późno. Odpowiednie służby powinny mnie poinformować wcześniej. Z niedociągnięć i opieszałości wyciągnąłem konsekwencje kadrowe. Jeśli będzie trzeba, będą kolejne dymisje – zapowiedział Mateusz Morawiecki.
Sztab kryzysowy samorządowców
13 sierpnia odbył się specjalny Samorządowy Sztab Kryzysowy województw Polski zachodniej, z udziałem Donalda Tuska, przewodniczącego PO.
– Apeluję do pana prezydenta, premiera i prezesa. Kryzys trwa kilkanaście dni. Wróćcie z wakacji natychmiast i zajmijcie się zarządzaniem kryzysowym. Tu chodzi o bezpieczeństwo ludzi i środowiska. Wierzę, że znajdą się w najbliższych godzinach i staną na wys. zadania – mówił Donald Tusk.
Pięć postulatów do natychmiastowego wdrożenia
Sztab przedstawił pięć punktów natychmiastowego działania w sytuacji zagrożenia największą katastrofą ekologiczną w Polsce.
Po pierwsze, samorządowcy chcą wprowadzenia stanu nadzwyczajnego – katastrofy naturalnej w czterech województwach naturalnej zlewni Odry, co pozwoli na uruchomienie sił i środków państwa adekwatnych do sytuacji.
Drugi postulat to wprowadzenie regulacji dotyczących zakazów zbliżania się, kąpieli i innej działalności w wodach Odry i ciekach z nią powiązanych oraz egzekwowanie tych regulacji.
Konieczny jest stały monitoring skażeń, nie tylko Odry, ale również np. rowów melioracyjnych z wodą z rzeki i studni. Potrzebne są także mobilne laboratoria zdolne do szybkiego podawania wyników.
Samorządowcy domagają się również wzmocnienia służby zdrowia na terenach zagrożonych pod kątem wykrywania i leczenia toksykologicznego.
Konieczne jest uruchomienie pomostowej pomocy, a następnie odszkodowań dla przedsiębiorców i firm (np. turystycznych), które nagle utraciły zdolność prowadzenia działalności w wyniku zatrucia Odry.
Państwo musi pomóc dziesiątkom tysięcy ludzi, których dotknęło ryzyko utraty środków utrzymania. Obrady Samorządowego Sztabu Kryzysowego zobaczyć można TUTAJ.
Źródła: gazeta.pl, wp.pl, tuwroclaw.com, businessinsider.com.pl
Komentarze (0)