Temat wstydliwy? A może obrzydliwy? Po rozpoczęciu produkcji woreczków na psie „G” – w końcu to już Rzymianie stwierdzili, że „pecunia non olet” – rozmawialiśmy z wieloma osobami, które sprzątanie po pieskach próbowali rozgryźć na różne sposoby (słowo „rozgryźć” jest chyba nie na miejscu – lepsze byłoby może „rozdeptać”?). Bo któż nie wdepnął, np. rano, spiesząc się do pracy, w to „coś”, a później w dość chaotyczny sposób próbował to usunąć – pocierając o krawężnik czy wycieraczkę, mocząc w kałuży czy w końcu w desperacji wydłubując kawałkiem patyka.
Do tej pory w różnych częściach Polski było kilkanaście prób załatwienia tego problemu. Bo w miastach jest to prawdziwy problem. Urzędnicy miejscy z Łodzi ruszyli z kolejną kampanią pod nazwą „To nie jest kupa roboty”. W samej Łodzi każdego dnia psy zostawiają 20 ton „G”. Psie odchody nie są nawozem i nie użyźniają gleby, zawierają natomiast jaja pasożytów. Jak wynika z łódzkich badań, aż 70% alejek osiedlowych oraz 50% placów zabaw jest skażonych jajami pasożytów. Ich ilość z każdym rokiem rośnie, gdyż mogą one przetrwać w glebie kilkanaście lat. Dopóki problem nie zostanie rozwiązany, odradzam organizowanie sielskich majówek na miejskich trawnikach, coś może się bowiem przypałętać do kanapki z sałatką i to niekoniecznie kurze jajko. Psie odchody są źródłem wielu chorób odzwierzęcych, na które najłatwiej zapadają dz...