Zgodnie z planami rządu federalnego do 2030 r. 80 proc. energii elektrycznej wykorzystywanej w kraju powinno pochodzić z odnawialnych źródeł energii. Na razie jest to ok. 42 proc., więc w drodze do osiągnięcia swego ambitnego celu Niemcy będą czasami musiały korzystać z energii elektrycznej z importu.
Energia z importu
„Energia elektryczna jest już teraz kupowana w sąsiednich krajach, jednak rząd federalny nie ma przeglądu źródeł, z jakich energia ta pochodzi” – pisze „Die Welt”. „W czasie, gdy elektrownie jądrowe i węglowe w kraju są stopniowo zamykane, energia jądrowa i węglowa płynie do Niemiec za pośrednictwem importu.
W odpowiedzi na zapytanie parlamentarnej grupy Lewicy, ministerstwo ochrony klimatu kierowane przez ministra Roberta Habecka stwierdziło: „W ściśle powiązanym europejskim systemie sieci elektroenergetycznych niemożliwy jest podział źródeł energii stanowiących podstawę importu energii elektrycznej. Ze względu na liczne punkty zasilania i odbioru, fizyczna alokacja energii elektrycznej, wykorzystywanej przez konsumenta końcowego, jest po prostu niewykonalna”.
“Samozwańczy lider ochrony klimatu” pozyskuje energię z nieokreślonych źródeł
Fakt, że Niemcy jako „samozwańczy lider ochrony klimatu” pozyskują energię elektryczną z nieokreślonych źródeł jest zdaniem Lewicy sytuacją nie do zaakceptowania. „Nie może być tak, że każdy dostawca energii elektrycznej jest w stanie zapewnić przejrzystość swojego miksu energetycznego, ale rząd federalny nie wie, jaka energia jest importowana do Niemiec” – skomentował lider grupy parlamentarnej Lewicy Dietmar Bartsch.
„Byłoby klimatyczną hipokryzją, gdybyśmy zrezygnowali z atomu i węgla w Niemczech, a następnie nadal importowali energię jądrową i węglową, na przykład z Francji lub Polski” – podkreśla Bartsch i dodaje, że „rząd federalny musi upublicznić źródła, z których importowana jest energia elektryczna, a Robert Habeck powinien wprowadzić rejestr importu energii elektrycznej. Potrzebujemy przejrzystości i uczciwości, jeśli chodzi o ochronę klimatu”.
Jednak rząd federalny zwraca uwagę, że dostawcy nie przekazują automatycznie informacji o tym, w jaki sposób wytwarzają energię elektryczną, więc klient nie jest w stanie określić, jakiego rodzaju energii obecnie używa.
Skąd ta energia?
„Die Welt” wyjaśnia, że z reguły do odbiorców zagranicznych trafia energia z elektrowni przygranicznych. Tak więc w przypadku dostaw z Francji byłaby to energia pochodząca z elektrowni jądrowych. „Gwarancję importu naprawdę zielonej energii elektrycznej można by uzyskać jedynie, pozyskując ją z krajów, opierających się głównie na energii odnawialnej. Czego dostawcy w Niemczech nie robią” – dodaje „Die Welt”.
Eksportują więcej niż importują
Niemcy średnio rocznie eksportują więcej energii elektrycznej, niż importują. „Kraje sąsiednie chętnie ją kupują, ponieważ niemiecka energia elektryczna z odnawialnych źródeł energii jest stosunkowo tania ze względu na dotacje państwowe na europejskich giełdach energii elektrycznej” – dodaje „Die Welt”. Zakupy energii są dokonywane wyłącznie wtedy, gdy systemy wiatrowe i fotowoltaiczne nie dostarczają jej w wystarczającej ilości.
Aż 70,9 proc. energii elektrycznej, wyprodukowanej w zeszłym roku we Francji, pochodziło z elektrowni jądrowych. W Holandii w 2021 r. dominował gaz ziemny i węgiel kamienny – stąd pochodziło 82,9 proc. W tym samym roku Szwajcarzy wyprodukowali jedną trzecią energii elektrycznej w elektrowniach jądrowych, reszta zaś pochodziła z odnawialnych źródeł energii.
Oznacza to, że import energii elektrycznej z któregoś z tych krajów pochodzi w dużej mierze z elektrowni jądrowych, węglowych lub gazowych – wskazuje „Die Welt”. Tylko zakupy z Danii będą w przeważającej mierze zrównoważone, ponieważ Duńczycy wyprodukowali 68,6 proc. energii dzięki źródłom odnawialnym, głównie dzięki energii wiatrowej.
Komentarze (0)