Kilka uwag nt. projektu ustawy o partnerstwie publiczno-prywatnym

Przedsiębiorcy nie powinni używać języka dyplomacji, lecz mówić wprost. Prace ustawodawcy nad ustawą o PPP zdają się potwierdzać tezę, że w Polsce połknięty został bakcyl pewnej – zdaje się, że chorobliwej – nadczynności w stanowieniu prawa. Dla porównania, niezbyt zdyscyplinowana prawnie Francja zafundowała sobie ustawę o PPP dopiero w połowie ubiegłego roku!


Dlaczego tak się śpieszymy? Tym bardziej że ustawa miałaby pełnić przede wszystkim funkcje edukacyjne i psychoanalityczne („usuwanie barier psychologicznych” – cytat z rządowego projektu uzasadnienia!). Dlaczego też ustawa nie miałaby wprowadzać umowy nazwanej (od czego odżegnuje się projektodawca w uzasadnieniu)?
Kwestia podstawowa stosunku prawa europejskiego do krajowego (subsumcja, konwergencja, itp. dylematy) zostaje na przykładzie PPP uzupełniona o „ilustrację” swoistego naśladowania ducha dyrektyw unijnych. Unia Europejska jako niepaństwo stanowi dyrektywy, czyli miękkie zalecenia kierunkowe, polecające. Jednak, podczas gdy UE coraz bardziej zmierza do konkluzywności prawnej, to w naszej legislaturze zapanowała moda na poetyckie sformułowania-apele, wypierające solidną prozę prawnego rzemiosła. W czyjej kompetencji winno leżeć „łamanie barier psychologicznych”? Prawa stanowionego? Wolne żarty.

Niepotrzebny krok
Większość biznesowych reprezentac...