Ludwik Węgrzyn,
prezes Związku Powiatów Polskich, starosta bocheński

Przez ponad 200 lat śpiewaliśmy jako patrioci „witaj majowa jutrzenko” i był to powszechnie znany wyraz miłości do Polski – naszej umiłowanej Ojczyzny. Pierwszy maja 2004 r. przeszedł do historii jako niewątpliwie jedna z najważniejszych dat w naszych dziejach. Na ile wyjątkowość tej daty koresponduje z tradycyjnym, historycznie ugruntowanym poczuciem patriotyzmu, każdy z nas musi ocenić indywidualnie. Zbyt mało jeszcze czasu upłynęło, aby dokonywać jakichkolwiek podsumowań. Od kilku dni jesteśmy w wielkiej rodzinie krajów zjednoczonej Europy. Niektórzy wypowiadali patetyczne słowa o wejściu (wreszcie!) do Europy i, patrząc z poziomu powiatu, a więc jednak dosyć odległej prowincji, byli (przynajmniej dla mnie) niezrozumiali.
Moja powiatowa optyka spraw wielkich pokazuje mi od dziecka, iż w Europie to my nie tylko geograficznie, ale faktycznie znajdujemy się od dawna, można wręcz powiedzieć, że od zawsze. Patrząc przez pryzmat mojej powiatowej Bochni, w której to istnieje jeden z najstarszych zakładów przemysłowych Europy – Kopalnia Soli „Bochnia” wydobywająca na skalę przemysłową sól kamienną od prawie 800 lat, twierdzę, że Europa tutaj była, jest i, mam nadzieję, będzie. Do naszej kopalni przez setki lat zjeżdżali Niemcy, Francuzi, Włosi, Żydzi i przedstawiciele innych nacji dla zdobycia chleba, zrobienia interesu czy też nauki lub podzielenia się własną wiedzą. A więc to tutaj, niespełna 40 km od Krakowa, była Europa.
Dzień oficjalnego wstąpienia Polski do Unii Europejskiej spędziłem w Bawarii, a więc jednym z państw federalnych Niemiec, i patrzyłem z nieukrywanym zainteresowaniem i zazdrością na to, jak udział tego państwa od początku istnienia struktur unijnych odcisnął się na tożsamości narodowej Bawarczyków, ich poczuciu własnej odrębności czy wreszcie na gospodarce. Spotkałem tam sympatycznych, przyjaźnie nastawionych do przyjezdnych ludzi i zobaczyłem czysty, zadbany kraj z wzorowym wręcz porządkiem, pięknie ozdobione w tradycyjny sposób domy i coś, co mnie podczas moich podróży kolejny raz zdziwiło – mieszkańców ubranych w świąteczne dni w tradycyjne, ludowe stroje. Gdyby więc za kilka lat takie były skutki naszego członkostwa w strukturach Wspólnoty, to, jak mówił mój dawno nieżyjący dziadek, „daj Boże zdrowie”.
Mówię to, mając na uwadze spojrzenie przeciętnego turysty, bez głębszej analizy sytuacji ekonomicznej czy gospodarczej, której wyniki byłyby zapewne jeszcze lepszym wzorcem. Nawet pobieżne przyglądanie się rolnictwu może świadczyć, iż tylko praca, praca i jeszcze raz praca może przynieść określone efekty. Z uporem maniaka usiłowałem tam znaleźć, podczas setek kilometrów przemierzonych dróg, leżące odłogiem, niezagospodarowane grunty – efekt moich poszukiwań był negatywny, nawet w terenach dosyć wysokich Alp. Zapewne wiele osób powie, że wypisuję bzdury, bo nie można na kraj patrzeć z turystycznego punktu widzenia, a czynnikiem determinującym zagospodarowanie ziemi jest opłacalność produkcji rolnej, dopłaty i interwencjonizm państwowy w rynek towarów rolnych. Jednak ceny towarów w sklepach nie odbiegają w drastyczny sposób od naszych cen i, mimo wszystko, marzą mi się takie właśnie skutki naszego wejścia do Unii Europejskiej. Oby to nie były mrzonki majowe, bo gdy przyroda budzi się do życia, to czasem i my mamy wiosenne marzenia.
A tymczasem nasza rzeczywistość po kilkunastu dniach od wejścia do Unii skrzeczy, jak mówią dosyć powszechni krytykanci. Ceny galopują na złamanie karku, podatek podniesiony podobno do stawek unijnych okazuje się być w niektórych przypadkach o wiele wyższy od tego pobieranego w starych krajach członkowskich, służba zdrowia leży w gruzach, a co najbardziej przykre – chwieje się gmach i konstrukcja struktur państwowych.
Codziennością naszego życia publicznego stały się afery, i to zarówno na najwyższych szczeblach władzy, a więc w sejmie czy rządzie, jak i na dole, tzn. w gminach czy powiatach. Poczucie bezpieczeństwa publicznego bardzo się zmniejszyło, szczególnie po incydentach, gdy stróże prawa strzelają do bezbronnych, Bogu ducha winnych ludzi, a służby tzw. specjalne zamiast pilnować naszego bezpieczeństwa zewnętrznego całą swoją uwagę koncentrują na rozgrywkach personalnych. Przyszłość, zarówno ta najbliższa, jak i ta bardziej odległa, jest naznaczona dużą dozą niepewności. Miesiąc przed wyborami naszych reprezentantów do Parlamentu Europejskiego dawał się zauważyć całkowity brak kampanii wyborczej. Dobór kandydatów przypominał bardziej łapankę niż normalny bieg rzeczy. Nikt nie jest w stanie powiedzieć, kiedy zostaną przeprowadzone krajowe wybory parlamentarne, bo nasz Parlament nie może skonstruować większości zdolnej wyłonić rząd, a od tego może zależeć termin wyborów. Jedyną pocieszającą informacją są dane Głównego Urzędu Statystycznego o wzroście gospodarczym. Świadczy to o tym, że majowe zauroczenie i polityczna hucpa nie dotknęły naszej gospodarki i są to wspaniałe wieści.
Rozmyślając nad naszą majowo-europejską rzeczywistością, przypomniały mi się słowa piosenki nieznanego mi z nazwiska barda:
„… a w Sulejówku nie ma już nikogo, kto by tę smętną przerwał Odyseję i poprowadził wyboistą drogą, gdzie nic nie mając, ma się choć nadzieję”.