Minister ochrony środowiska Antoni Tokarczuk odwołał Wojciecha Byrcyna Gąsienicę ze stanowiska dyrektora Tatrzańskiego Parku Narodowego. Powodem tej decyzji miał być wieloletni konflikt dyrektora z przedstawicielami lokalnego samorządu. Minister oświadczył, że chciałby, aby “Tatry były i dla Polaków, i dla świstaków”. Czy jednak Tatry nie są zbyt małe na to, żeby pomieścić tłumy turystów, obiekty sportowe i rekreacyjne, a jednocześnie stanowić schronienie dla ginących gatunków?
Zakopiański samorząd chce wyłączyć spod ścisłej ochrony kilka obszarów na terenie parku narodowego. Miałyby tam powstać obiekty turystyczno-sportowe: skocznie, wyciągi, hotele. Prywatni właściciele gruntów na terenie TPN walczą o prawo do czerpania korzyści ekonomicznych ze swoich własności. A to oznaczałoby kolejne inwestycje i rozbudowę infrastruktury turystycznej. Dyrektor Byrcyn od dawna nie zgadzał się na realizację większości z tych pomysłów. Konsekwentnie bronił niemal każdego drzewa w górskim lesie. Wspierali go ekolodzy w całym kraju. Lecz pośród mieszkańców Zakopanego i okolic nie miał zbyt wielu przyjaciół. Większość górali chce po prostu zarabiać.
Minister ochrony środowiska powinien być przede wszystkim strażnikiem przyrody. Nie ma w tym nic dziwnego, że taka rola zmusza niekiedy do przeciwstawiania się oczekiwaniom społeczności lokalnych. W przypadku TPN chodzi o duże pieniądze. Swoich interesów bronią samorządowcy oraz właściciele prywatnych gruntów (w prywatnych rękach znajduje się 13% powierzchni parku narodowego). Realizacja hasła “Tatry dla Polaków” oznacza pokaźne dochody dla gminy oraz kilku, zapewne i tak już nie biednych, obywateli. Oczywiście, skorzystałaby na tym także cała lokalna społeczność. Lecz akurat mieszkańcy Tatr i okolic nie mogą narzekać na brak turystów i dochodów. Tak więc ochrona przyrody przestaje być priorytetem, kiedy przeszkadza bogacić się bogatym. Minister ochrony środowiska próbując rozwiązać konflikt wokół TPN nie wypełnił swojej misji.
Zasada zrównoważonego rozwoju (ekorozwoju) głosi, że rozwój społeczny i gospodarczy powinien być zharmonizowany z ochroną przyrody. W praktyce jednak bardzo trudno jest ustalić, gdzie znajduje się punkt równowagi pomiędzy interesem człowieka a dobrem przyrody. W przypadku TPN konflikt ten jest spotęgowany. Z jednej strony jest to niewielki, jedyny w Polsce obszar wysokogórskiej przyrody, z unikalną alpejską fauną i florą. Z drugiej zaś region tłumnie odwiedzany i czerpiący ogromne dochody z turystyki. W Tatry co rok przyjeżdża kilka milionów gości. Doprawdy, nie ma potrzeby przyciągania tu jeszcze większej liczby turystów. W odniesieniu do TPN polityka zrównoważonego rozwoju powinna polegać raczej na strategii ochrony gór przed naporem tłumów.
Ogólnie sformułowana zasada ekorozwoju nie daje gotowych i ścisłych recept na to, w jaki sposób zagospodarowywać poszczególne obszary. Jest jednak oczywiste, że na terenach parków narodowych zasada ta musi być inaczej interpretowana niż w wysoce zurbanizowanych aglomeracjach. W Polsce parki narodowe stanowią zaledwie 1% powierzchni kraju. Ich podstawową misją jest ochrona zagrożonego przez człowieka świata roślin i zwierząt. Nie można zatem traktować Tatr jako wciąż nie w pełni wykorzystane, atrakcyjne zaplecze dla turystycznego biznesu. Szkoda, że minister tego nie rozumie.

Radosław Gawlik, Poseł Unii Wolności