Piszę ten felieton w Wielkim Tygodniu. To czas refleksji i skupienia, więc ? abstrahując, rzecz jasna, od tematyki religijnej ? postaram się dopasować do poważnego nastroju i bardziej ważyć słowa. Ale nie tylko z tej przyczyny stronię od euforycznego tonu, którym można by obwieścić, że ustawa o odnawialnych źródłach energii stała się wreszcie faktem. Za długo trzeba było na nią czekać i zbyt wiele kontrowersji wzbudza, aby udawać, że jest to sukces. Co najwyżej ulga i nadzieja, że nowelizacje ? ot, taka polska specjalność ? poprawią to, co ewidentnie poprawy wymaga. Wiem, że ulgę odczuwają również politycy obozu rządzącego, bo po implementacji unijnej dyrektywy do naszego prawa groźby i naciski Brukseli na pewno osłabną. Przynajmniej na jakiś czas, ale wiadomo, że w roku wyborczym liczy się choćby przejściowe ?uspokojenie sytuacji?.

O wadach, zaletach i zawiłościach ustawy piszą (na dalszych stronach)? prawnicy. Wiele bowiem wskazuje na to, że właśnie ta grupa zawodowa najbardziej na niej skorzysta. Pole interpretacyjnego manewru jest w niej, podobno, ogromne, a wiadomo, że prawnikom w to graj! Ktoś nieznający realiów naszej polityki może się bardzo dziwić, ale ustawa o OZE została przyjęta wbrew rządowi. Jeszcze przed podpisaniem jej przez prezydenta pojawiły się poważne wątpliwości, a prezes URE wezwał stowarzyszenia i przedsiębiorców z naszej branży do wypełnienia formularza, w którym należało zawrzeć pytania lub zagad...