Gdyby zarządzający polskimi systemami wodociągowo-kanalizacyjnymi na chłodno analizowali uwarunkowania ekonomiczno-prawne swojej działalności, to niechybnie zauważyliby, że przejmowanie się aktywną kontrolą wycieków z sieci wodociągowej, analizowanie częstotliwości i rozkładu awarii sieci, prowadzenie analiz sieci wodociągowych i kanalizacyjnych, a także permanentne gromadzenie i analizowanie danych o stanie i parametrach przewodów, armatury i innych urządzeń, rozmieszczonych w podziemiach gminnej przestrzeni, przysparza im zdecydowanie więcej kłopotów niż korzyści. Pisząc o kłopotach mam na myśli świadomość tego, jaki jest prawdziwy stan zarządzanej przez nich infrastruktury, jakie są jej słabe strony (wąskie gardła). Myślę o konieczności formułowania programów działań, organizowani środków i rozpoczynaniu procesów inwestycyjnych, które zmniejszą koszty, poprawią standardy i efektywność ekonomiczną. Wspominając o korzyściach, myślę o dodatkowych zarobkach, własnych oraz pracowników, lepszych warunkach pracy, dłuższym czasie wolnym i beztroskim w pracy.
Metodyczne zarządzanie siecią wodociągową jest na pewno korzystne dla sieci i odbiorców usług. Przedłuża trwałość, zwiększa niezawodność, poprawia standardy obsługi, zmniejsza koszty itp. Problem jednak w tym, że to co jest korzystne dla sieci, w istocie jest mało korzystne dla tych, którzy nią zarządzają i dla tych którzy ją obsługują. Zmusza do większego wysiłku, ale nie rokuje należytej zapłaty. Nie generuje ekstra premii i podwyżek wynagrodzeń. Obniżając koszty, działa się w kierunku zmniejszenia przychodów swojej firmy. Stąd zdecydowanie korzystniejszym dla zarządów i załogi jest eksploatowanie dziurawych i awaryjnych sieci. W pełni rozumiałem pracowników jednej z firm, którzy doskonale wiedzieli, że raptowne wyłączenia pomp są przyczyną awarii. Powodowali więc świadomie warunki sprzyjające awariom, bo te przynosiły im nadgodziny, dodatkowe zarobki i pewniejsze miejsca pracy.
Nieliczni dyrektorzy, którzy z entuzjazmem zakupili programy komputerowe wspomagające realizację procesów technologicznych, albo bazy danych wkomponowane w system informacji przestrzennej, rychło zauważają, że dla pełnego korzystania z tych nowoczesnych narzędzi potrzebne są, przynajmniej na czas zapełniania ich danymi, nowe etaty dla lepiej wykwalifikowanych pracowników. Na przyrost zatrudnienia krzywo patrzy urząd przy weryfikacji wniosków taryfowych. Ewentualne redukcje mogą być powodem konfliktu z załogą. Z kolej więcej danych o sieci, zmusza do większego wysiłku, dodatkowych analiz. Daje w efekcie większa świadomość, w tym także kłopotliwą, np. taką, że niektóre kierunki rozwoju gminy, lansowane przez wpływowych polityków w ramach prac nad nowymi planami zagospodarowania przestrzennego, są mało efektywne i powinno się z nich rezygnować. Zarządzanie bez pełnej wiedzy o przedmiocie zarządzanym mniej kosztuje. To, że generuje gorsze decyzje, nie ma istotnego wpływu na utrzymanie stanowisk członków zarządu, albo uzyskanie specjalnej gratyfikacji pieniężnej lub splendorowej.
Nowela ustawy wodociągowej, która zacznie obowiązywać tuż po połowie sierpnia, w tym zakresie dokładnie nic nie zmieniła. Nadal obowiązującą pozostaje kosztowa formuła ceny wody i odprowadzania ścieków. Zysk jest uznaniowy, a inteligentne podwyższanie kosztów prowadzi do uzasadnionego wzrostu przychodów, a w konsekwencji także zysku. Protestów i postulatów w tym zakresie na nie wzięto pod uwagę.
Należy jednak wierzyć, że w tej branży nadal znacznie ważniejszą od bytu, kreowanego porządkiem prawnym i kreowanymi przez niego zwyczajami polityków gminnych, będzie świadomość zarządzających, że mimo wszystko długo nie można stać na głowie. Z tego też powodu warto poświęcić trochę czasu problematyce poruszanej w tym numerze.

Henryk Bylka
Redaktor prowadzący