Częste koszenie trawników jest kosztowne, pozbawione większego sensu, a często wręcz szkodliwe. Jednak nadal istnieją zwolennicy koszenia. Zazwyczaj rekrutują się oni z dwóch grup: firm zarabiających na utrzymywaniu zieleńców w ryzach oraz z urzędów i samorządów żyjących przekonaniem, że kilku najgłośniejszych mieszkańców osiedla to reprezentatywny głos elektoratu. Obydwa środowiska łączy zamiłowanie do uprawiania tradycji. 

Urzędnicy i samorządowcy często chwalą się wysokością ponoszonych kosztów. W domyśle oznaczają one wysoką dbałość o mieszkańców. Angażowanie dużych pieniędzy, nawet w usługi, które powszechnie szkodzą, bywa dla burmistrzów, radnych, starostów i prezydentów wymiernym wyrazem ich zaangażowania w sprawy obywateli. Im więcej wydano na solenie czy koszenie, tym bardziej mieszkańcy powinni czuć się zadbani, a decydenci docenieni. Zatem tradycyjnie samorządy wydają publiczne pieniądze, a firmy? Tradycyjnie na tym zarabiają. Nie ma się co dziwić, że w tym modelu nikomu nie zależy na żadnych oszczędnościach. Jednak stopniowo do głosu dochodzi trzecia grupa...

Boom roślinny na trawnikach 

Rok 2019 z nieprzeciętnie deszczowym majem i rekordowo gorącym czerwcem sprawił, że w wielu miejscach przyroda buchnęła dawno zapomn...