Ustawa o odnawialnych źródłach energii jest ustawą pechową. Prace nad jej treścią trwają już wiele lat, ale nadal nie zyskała ona ostatecznego kształtu. 

W trakcie prac zmieniały się ośrodki decyzyjne ? najpierw przygotowaniem tego aktu prawnego zajmował się resort gospodarki (nadzorowany wówczas przez wicepremiera Pawlaka). Wtedy widoczny był jej wyraźnie ?prorolniczy? charakter, a ponadto mocno promowano fotowoltaikę i morskie elektrownie wiatrowe. Koncepcja bazowała także na wypróbowanym systemie zielonych certyfikatów. Liczne kontrowersje spowodowały, że dokumentu nie skierowano do procedowania i rozpoczęto prace nad jego nową wersją, która była wręcz rewolucyjna w porównaniu do poprzedniej. Zdecydowano się na system aukcyjny, pomimo że w Europie nie wzbudza on entuzjazmu, choć jest stosowany, o czym pisano w uzasadnieniu. Jednak główną ideą było (co podkreślono na początku uzasadnienia) zmniejszenie środków budżetowych angażowanych we wspieranie OZE. Zastosowanie systemu aukcyjnego wydawało się w tym momencie logiczne ? w przypadku ?zielonych? certyfikatów wydatki byłyby stałe, a w ramach aukcji można by liczyć na zmniejszenie potrzebnych środków. Ustawa w takim kształcie została uchwalona 20 lutego 2015 r. Miała obowiązywać (wraz z systemem aukcyjnym) od 2016 r. Jednak po wyborach i zmianie władzy nowo powstały resort energii opracował nową ustawę, którą ostatecznie przyjęto 22 czerwca br. J...