Jednym z bardziej uciążliwych zjawisk, a zarazem niechlubną „wizytówką” Polski są rdzewiejące na ulicach wraki samochodów, które świadczą o poziomie kultury swych właścicieli. Cieszy natomiast malejąca społeczna akceptacja dla tego typu postępowania z odpadami.
 
Warto przypomnieć, że jeszcze dwadzieścia lat temu „rozbebeszona” karoseria stanowiła nieodłączny element pejzażu osiedla mieszkaniowego. Prym wiodła w tym dawna „królowa polskich szos” – poczciwa syrenka. Odejście w niepamięć ostatniego auta rodzimej konstrukcji rozpoczęło nad Wisłą prawdziwą epidemię wrakową, której skutki „podziwiać” możemy do dziś.
 
Obiekt pożądania
Przez pierwsze trzy dekady Polski Ludowej problem aut wycofanych z eksploatacji praktycznie nie istniał. Samochód, niezależnie od stanu, był obiektem pożądania do tego stopnia, że nawet na wskroś przerdzewiałe auto było gruntownie odbudowywane, nierzadko z wykorzystaniem elementów nowszych modeli. Również samochody, których czas eksploatacji niewątpliwie dobiegł końca, z reguły nie trafiały na ulice. W przypadku popularniejszych modeli w cenie była każda część niedostępna w cierpiącym na chroniczne deficyty handlu detalicznym. Funkcję „stacji demontażu” pełniły wówczas warsztaty samochodowe lub prywatne garaże. ...

Wykup dostęp do płatnych treści Portalu Komunalnego!

Chcesz mieć dostęp do materiałów Portalu Komunalnego Plus?