Wojciech Sz. Kaczmarek

„Miecztam i godam niet wozwrata”, co znaczy „marzenia i lata nie wracają” – ten cytat z Eugeniusza Oniegina, którego za karę musiałem nauczyć się w gimnazjum, przyszedł mi do głowy w trakcie wysłuchiwania relacji z wystąpienia pewnego popularnego obecnie polityka. Pomyślałem sobie, że jest on chyba średnio prawdziwy, a jeżeli już, to tylko w drugiej części. Lata faktycznie nie wracają, ale z marzeniami chyba jest trochę inaczej. Jednak nagle czas jakby się cofnął. Usłyszałem wypowiedziane innym głosem, a także z innym akcentem frazy, które znam z młodości: „określone siły”, „czerpiące inspiracje z”, „znane poglądy”, „działania na szkodę”, „powszechnie znany” i jeszcze parę innych, również nic nie mówiących, a budzących grozę, złowieszczych sformułowań. W wyobraźni zobaczyłem dawno niewidziane twarze i gesty. I towarzyszące im znane pogróżki. Afery rozliczymy.
Powróciły także dawno niesłyszane sformułowania uspokajające: „uczciwi ludzie nie mają się czego bać” i „jesteśmy partią zwykłych ludzi”. Muszę przyznać, że po raz pierwszy zadałem sobie pytanie, co dokładnie znaczy „uczciwy” i co znaczy „zwykły” człowiek? Niby intuicyjnie wiadomo, ale bać się czy nie bać?
Dla pewności zajrzałem do słownika języka polskiego. Tak jak sądziłem, „uczciwy” to rzetelny, sumienny w postępowaniu; szanujący cudzą własność, niezdolny do oszustwa; prawy, natomiast „zwyczajny” to taki, jak zawsze w danych okolicznościach; niczym się niewyróżniający; normalny; zwykły; pospolity.
No dobrze, gdy patrzę na siebie w lustrze, widzę jak na dłoni: rzetelny? – a jakże!, sumienny w postępowaniu? – naturalnie!, szanujący cudzą własność – no, jakżeby nie!, niezdolny do oszustwa? – w tym miejscu pojawia się wprawdzie pewna wątpliwość, ale w zasadzie…? No dobra, w porządku. Odetchnąłem z ulgą. Niby się zgadza. Nie chodzi o mnie.
Wątpliwości jednak nie całkiem minęły. Co to właściwie znaczy rzetelny, sumienny, szanujący cudzą własność. Na pierwszy rzut oka ocena, co prawda, wygląda na zero-jedynkową: albo tak, albo nie. Z drugiej jednak strony mogę być bardziej uczciwy od jednego (nie wiem, co to znaczy), a mniej uczciwy od drugiego. Mogę być bardzo uczciwy albo tylko trochę nieuczciwy. Mogę być bardzo rzetelny, rzetelny lub mało (ale jednak) rzetelny. Czyli jednak jakieś stopniowanie musi istnieć. Miary jednak nie ma, skala nie istnieje, ocena wyłącznie subiektywna. Skoro nie można zdać się na siebie, zachodzi potrzeba znalezienia jakiegoś punktu odniesienia, autorytetu, który potrafi ocenić, w którym miejscu na wyimaginowanej skali uczciwości można uplasować zainteresowanego delikwenta. Oczywiście im wyżej, tym lepiej i bezpieczniej. Ci, którzy lokują się niżej, tak całkiem bezpieczni już być nie mogą. Zawsze bowiem można im coś jednak zarzucić. Powinni nad sobą popracować, by swą pozycję poprawić. Skoro można doskonalić wolność słowa, można doskonalić i uczciwość.
Zwykły człowiek to taki, który w danych okolicznościach jest taki, jak zawsze. Tutaj problem wydaje się trudniejszy. Jak zdefiniować „dane okoliczności”? Jeżeli jednak odnosimy to do partii, można zapewne przyjąć, iż „dane okoliczności” oznaczają, z grubsza, bycie w opozycji, dążenie do władzy lub jej posiadanie. I tu dochodzi się do wniosku, iż partii innych niż „zwykłych ludzi” po prostu nie ma. Obserwacja, co prawda tylko potoczna (polegająca na czytaniu, patrzeniu i słuchaniu) prowadzi bowiem do wniosku, że faktycznie w takich samych okolicznościach wszystkie partie zachowują się tak samo, przejmując natychmiast po zmianie okoliczności tak krytykowane u konkurencji zachowania. Czy jednak – podobnie jak wolność słowa i uczciwość – również „zwykłość” da się doskonalić? Pytanie pozostawiam otwarte.
Jeszcze w I wieku przed naszą erą Horacy mawiał „De te fabula narratur” – „o tobie się mówi w tej bajce”.

Tytuł od redakcji