Jednym z najbardziej gorących tematów gospodarczych i politycznych ostatnich tygodni stały się masowe odwołania firm, które przegrały gminne przetargi na zagospodarowanie odpadów komunalnych.

Kwestia ta wydaje się niezwykle istotna, ponieważ dotyczy każdego z nas. Jak pogodzić chęć usatysfakcjonowania mieszkańców wysokością opłat za usługi z zachowaniem choć minimalnych standardów zagospodarowania odpadów? A przecież wybory samorządowe za pasem. Narodowa dyskusja na temat śmieci odznacza się niespotykaną dotychczas skalą. W jej cieniu zaczynają funkcjonować nowe mechanizmy związane z zużytym sprzętem elektrycznym i elektronicznym (ZSEE), które są pochodną różnorodnej i często szkodliwej, a przede wszystkim dowolnej interpretacji ?ustawy śmieciowej?. Choć nowe regulacje prawne dotyczące ZSEE dopiero przed nami (prace nad projektem trwają), to i tak porządek już teraz ustanawiają ci, dla których kwestie społeczne, gospodarcze i środowiskowe nie mają żadnego znaczenia. Regulacje muszą odnosić się zarówno do nowej dyrektywy unijnej (a więc przede wszystkim do blisko dwukrotnie większych obowiązków zbierania, nowego podziału produktów na grupy, standaryzacji procesów i zrównania obowiązków B2C i B2B), jak i do skali patologii na obecnie funkcjonującym rynku w Polsce. Konieczne jest także uwzględnienie zagrożeń wynikających z obecnego sposobu implementowania ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach.

Ponad 8 kg na osobę

W jaki sposób Polska osiągnie nie tylko 4, ale 8 kg zebranego sprzętu na osobę, jeżeli wyspecjalizowane podmioty będą blokowane przez władze samorządowe, które uznają, że zwycięzca przetargów ma wyłączność na zbieranie ZSEE na terenie gminy (a ten sprzęt nie jest objęty obowiązkiem przetargowym)? Czy zbieranie tego sprzętu przy okazji odbierania odpadów komunalnych zapewni Polsce zrealizowanie obowiązków unijnych? Czy tzw. PSZOK-i są skutecznym i funkcjonalnym rozwiązaniem? Moim zdaniem na wszystkie postawione pytania odpowiedź brzmi ?nie?. Firmy zajmujące się odpadami komunalnymi nie mają skutecznej ?technologii? zbierania zużytego sprzętu. Taki system jest nieefektywny ze względu na specyfikę oraz sposób pozbywania się ZSEE przez gospodarstwa domowe. Rozwiązanie to jest zupełnie niefunkcjonalne w przypadku sprzętu wielkogabarytowego, bo w ten sposób zbierany odpad bardzo często nie spełnia wymogów zużytego sprzętu. Trudno też sobie wyobrazić obywatela naszego kraju, który jedzie na drugi koniec miasta/gminy do PSZOK-u, żeby pozbyć się suszarki, świetlówki czy też pralki lub lodówki, skoro obecna formuła nie zawiera uniwersalnych motywatorów.

W wyniku tych zjawisk rodzą się jednak dużo bardziej zasadnicze pytania: czy producenci mają warunki do realizacji swoich obowiązków? A może gminy, które wprowadzają takie ograniczenia, w przypadku niezrealizowania celów unijnych, powinny w związku z tym przejąć ich obowiązek i ponosić koszty opłaty produktowej?

Producenci protestują

Nikt nie mówił, że producenci sprzętu elektrycznego i elektronicznego mają finansować większość kosztów zbierania wszystkich kosztów odpadów komunalnych. Zużyty sprzęt staje się sposobem na pokrywanie kosztów selektywnego zbierania wszystkich odpadów komunalnych. Wielu operatorów, którzy wygrali przetargi, zaniżyło koszty dla gospodarstw domowych, licząc na profity z tytułu zebranego przy okazji zużytego sprzętu. Często też operator wymusza na gminie deklarację, że ta nie zezwoli nikomu innemu na zbieranie ZSEE, a dzięki temu mieszkańcy będą mniej płacić za wszystkie odpady. Sprzęt ten jest później oferowany po zawyżonych cenach producentom, którzy mają obowiązek finansowania procesów jego zbierania. Producent, któremu często uniemożliwia się organizowanie efektywnego systemu, zostaje postawiony w sytuacji ?bez wyjścia?. Czy takie mechanizmy były celem ustawodawcy? A może to zwycięzca przetargu powinien płacić opłatę produktową za niezrealizowanie obowiązku zebrania 4 kg na osobę w danej gminie?

Podobnie jak w przyrodzie, tak i w ekonomii nic nie ginie i oszczędności muszą wywołać jakieś konsekwencje. Będą nimi ceny nowych produktów na półce sklepowej, bo przecież producent musi pokryć zawyżone koszty. Tyle tylko, że gmina, a w zasadzie władze gminy, nie odczują tego w czasie kolejnych wyborów. Odczuje to nabywca nowego telewizora, lodówki albo komputera.

Pomyślmy o surowcach

W związku z obowiązkiem przekazania zebranego sprzętu przez operatora gminnego do zakładu przetwarzania, pojawiają się kolejne istotne zagadnienia. Czy przekazywany odpad spełnia określone w ustawie wymogi zużytego sprzętu? Czy w dobie traktowania odpadów jako surowców mamy do czynienia z odzyskiwaniem materiałów zawartych w zużytym sprzęcie w sposób ekonomicznie optymalny? Czy masa raportowanego zebranego ZSEE przez operatorów gminnych jest tożsama z masą odzyskanych surowców? Po raz kolejny należałoby odpowiedzieć ?nie?. Sprzęt ten jest bardzo zanieczyszczony, bo nielegalnie demontują go ?gminni szperacze?, a także często pracownicy samych operatorów. Zbiórka tego sprzętu jest tylko zwykłym ?papierowym procesem?, pozostającym poza jakąkolwiek kontrolą.

Jeżeli policzymy ? czysto teoretycznie ? wartość surowców zawartych w zebranym zużytym sprzęcie (oczywiście przy założeniu jego rzeczywistego zgromadzenia, kompletności itd.), to obecnie, przy 4 kg na osobę, będzie to kwota ok. 400 mln zł w skali roku. Przy zwiększonych obowiązkach, zdefiniowanych przez nową dyrektywę unijną, mowa jest o ok. 800 mln zł/rok. A trzeba zaznaczyć, że te szacunki oparte są na wartości surowców w okresie nienajlepszej koniunktury gospodarczej.

Pomimo tych niekorzystnych zjawisk, wyrażam głębokie przekonanie, że ustawodawca dostrzega wskazane zagrożenia i w swojej przenikliwości w nowej ustawie o zużytym sprzęcie elektrycznym i elektronicznym przedstawi mechanizmy, które pozwolą na ich uniknięcie. Już wkrótce będziemy mogli się o tym przekonać.

Grzegorz Skrzypczak, prezes Zarządu ElektroEko