I już jesteśmy po wakacjach. Zaczynamy szczególny dla nas okres ? okres wyborów samorządowych, które dla większości z nas są ważne. A jeśli są ważne, to pewnie wypadałoby zadać sobie pytanie, jak powinniśmy postępować w tym czasie i jaką rolę odgrywamy w procesie wyborczym. Zacznę od tej drugiej kwestii.
Dzielmy się dobrą wiadomością
Przeglądając lokalną prasę, mam wrażenie, że prawie wszystkie wodociągi mają najdroższą wodę w Polsce. Natomiast, co ciekawe, właściwie nigdzie nie pojawiają się informacje o tym, że wodę można pić prosto z kranu albo że wybudowano nowy wodociąg lub kanalizację. Wiem, że z dziennikarskiego punktu widzenia dobra informacja to żadna informacja, lecz czy powinniśmy się temu poddawać? 
Problem jest o wiele głębszy niż można się spodziewać i nie leży on w dziennikarzach, lecz w naszych przedsiębiorstwach. Polityka informacyjna naszych przedsiębiorstw zazwyczaj jest pasywna lub niespójna. Podłożem tego często jest krytyka tak zwanych czynników społecznych dotycząca kosztów ponoszonych przez nasze przedsiębiorstwa na marketing, a tak naprawdę na PR. Ponieważ złe informacje nic nie kosztują, to nie ma zrozumienia, dlaczego informacje pozytywne mają cokolwiek kosztować. Roszczeniowa postawa części społeczeństwa sprawy nie ułatwia. Mierzenie się z falą hejtu kosztuje sporo czasu, nerwów i wysiłku, a czasem również pieniędzy. Realizowany przez wiele przedsiębiorstw naszej branży CSR jest niezauważany lub krytykowany. 
Dlaczego? Myślę, że odpowiedź na to pytanie jest stosunkowo prosta. Informacje złe docierają do dziennikarzy za darmo i szybko. Są to informacje od niezadowolonych lub nie do końca zadowolonych klientów. Natomiast informacje dobre? Te trzeba okupić wysiłkiem, przekazując dziennikarzom przygotowane odpowiednio kompendium wiedzy. 
Jeśli nie ma wody, to dziennikarz napisze, że tej wody po prostu nie ma i tyle, jeśli natomiast wybudujemy nowy kolektor na znacznej głębokości lub, co gorsza, zmienimy technologię oczyszczania ścieków, to skąd dziennikarz ma wiedzieć, że to było trudne, pożyteczne i drogie? On tego nie wie, ponieważ nie jest specjalistą od wodociągów. To my jesteśmy odpowiedzialni za to, by odpowiednią wiedzę posiadł. Oczywiście, nie możemy robić tego nagle, podczas kampanii wyborczej, lecz przez cały czas. Wówczas będzie to brzmiało wiarygodnie i ma szansę równoważyć się ze złymi wiadomościami. 
Kiedyś przeczytałem w pewnym periodyku, że amerykańskie firmy, prowadząc działalność charytatywną, dwukrotnie większe nakłady niż na tę działalność ponoszą na informowanie o tym, kogo i dlaczego wsparli finansowo. Nie namawiam nikogo do takiego działania, niemniej jednak sytuacja ta pokazuje nam, jak daleko odbiegamy od standardów wyznaczonych za oceanem. Nie bójmy się przekazywać dobrych wiadomości!!!
W trakcie kampanii
Teraz kilka słów o tym, jak, moim zdaniem, powinniśmy zachowywać się w trakcie trwania kampanii wyborczej. Swego czasu już trochę o tym pisałem, ale czuję pewien niedosyt, a poza tym było to już dawno temu, więc postanowiłem napisać raz jeszcze. 
Wyznaję, pewnie dzisiaj trochę niemodne, zasady lojalności. Jeśli pracuję dla prezydenta, burmistrza lub wójta, to winien mu jestem lojalność jako pracodawcy (oczywiście, pod warunkiem, że jest to spółka gminna). Jeśli mi się nie podoba to, co robi lub czego nie robi przełożony, to powinienem do niego pójść i powiedzieć mu to prosto w oczy i że ? jeżeli nie zmieni swojego postępowania ? to będę zmuszony złożyć rezygnację. I tyle. 
W trakcie kampanii wyborczej powinniśmy wspierać informacyjnie przełożonego (jeśli, oczywiście, tego sobie życzy), lecz w samą kampanię nie angażować się wcale. Nasi klienci przecież mają różne poglądy polityczne i przedsiębiorstwo ani jego prezes (w szczególności) nie powinni epatować swoimi poglądami politycznymi. Do niczego i nikomu to potrzebne nie jest. I nie chodzi tu wcale o kunktatorstwo, tylko o zasady. Wynajęto nas, byśmy w jak najlepszy sposób i w jak najlepszej wierze zarządzali ludźmi i majątkiem. Nic więcej. ?Nic zgoła?, jak mawiał prof. Leszek Kołakowski. 
Co zaś do zasad, których powinniśmy przestrzegać, to od dawna kieruję się jedną zasadą. Zasadą, która trochę Kantem pachnie. Brzmi ona: zarządzaj przedsiębiorstwem w taki sposób, jakbyś był jego jedynym właścicielem, i w ten sposób dbaj o nie. Nie rujnujesz przecież własnego domu ani innej rzeczy, która twoją jest.