Z senatorem Markiem Waszkowiakiem, przewodniczącym Parlamentarnego Zespołu ds. Energetyki, rozmawia Urszula Wojciechowska

Czy proces konsolidacji w energetyce można uznać za zakończony, a utworzone cztery grupy energetyczne będą w stanie konkurować na europejskim rynku energii i zapewnić nam bezpieczeństwo energetyczne?
Trwające obecnie procesy konsolidacyjne w elektroenergetyce nie mają charakteru docelowego. To dopiero początek drogi. Powstanie silnych grup energetycznych pozwoli im na podejmowanie dużych i niezbędnych inwestycji dla zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego kraju. Dotyczy to zarówno odtwarzania istniejących i budowy nowych mocy wytwórczych, inwestycji w energetykę odnawialną, jak i też modernizacji sieci elektroenergetycznych, zwłaszcza na terenach wiejskich. Co będzie dalej, czas i warunki pokażą. Co do konkurencji na rynku europejskim to raczej w grę wchodzi co najwyżej rynek regionalny, Europy Środkowo-Wschodniej. Nie wyobrażam sobie realnej konkurencji z europejskimi potentatami, np. z EdF czy też z firmami niemieckimi – RWE i E.ON. Zresztą taka konkurencja nie jest celem samym w sobie. My powinniśmy skoncentrować się teraz głównie na zapewnieniu bezpieczeństwa energetycznego naszego kraju.

Czy przygotowani jesteśmy na otwarcie rynku energii, które ma nastąpić od lipca tego roku i kto na tym zyska?
Moim zdaniem nie jesteśmy dobrze przygotowani do otwarcia rynku energii od 1 lipca tego roku. Formalnie jesteśmy gotowi, jednakże niezmiernie ślimaczą się przekształcenia w spółkach dystrybucyjnych. Rozdzielenie dystrybucji i obrotu, powstanie niezależnych operatorów systemów dystrybucyjnych zostało znacznie opóźnione przez konieczność uzyskania odpowiedniej zgody społecznej dla proponowanych zmian. Zmiany te muszą jednak nastąpić. Powstanie otwartego rynku energii leży w interesie nas wszystkich – odbiorców energii. Energetyka nie istnieje sama dla siebie, ale właśnie dla naszego użytku. Widząc determinację ministra Krzysztofa Tchórzewskiego, członka Parlamentarnego Zespołu ds. Energetyki, dzisiaj nieco bardziej optymistycznie patrzę na otwarcie rynku energii.

Wielu polityków kreuje pogląd, że wraz ze wzrostem gospodarczym będzie rosło zużycie energii, trzeba zatem sięgnąć do opcji jądrowej. Są państwa, np. Dania, gdzie wzrost PKB nastąpił przy tym samym poziomie zużycia energii. Jaki jest Pana pogląd na ten temat?
Wzrost gospodarczy wymaga zwiększonego zużycia energii. Oczywiście można znaleźć w historii okresy wzrostu gospodarczego nawet przy spadku zużycia energii. Miało to np. miejsce w Polsce w końcu lat dziewięćdziesiątych. W pewnym momencie kończą się proste sposoby oszczędzania. W tym zakresie panuje pełna zgodność poglądów. Podawane są jednakże różne wskaźniki, np. od 0,2 do 0,8% wzrostu zużycia energii na 1% wzrostu PKB. I myślę, że ten problem dałoby się w Polsce rozwiązać przy pomocy energetyki konwencjonalnej – węglowej. Co do energetyki jądrowej, to rozważa się ją głównie ze względów ekologicznych. Polska nie dysponuje dużym potencjałem energetyki odnawialnej. Zmniejszenie emisji CO2 nie jest znacząco możliwe bez poważnego rozważenia opcji energetyki jądrowej w Polsce. Właśnie z tych powodów powinniśmy rozpocząć w kraju poważną dyskusję na ten temat, uwzględniając wszelkie racje ekonomiczne i ekologiczne oraz unikając niepotrzebnych emocji, które bardzo łatwo rozbudzić.

Rada Europejska postanowiła, że Unia Europejska w 2020 r. powinna osiągnąć 20% energii ze źródeł odnawialnych w bilansie energii pierwotnej. Cel ten zostanie przełożony na zróżnicowane cele krajowe, uwzględniające sytuację wyjściową oraz posiadany potencjał. Czy przygotowani jesteśmy do negocjowania naszego celu i jaki poziom Pana zdaniem jest możliwy do przyjęcia?
W Unii Europejskiej poziom 20% energii produkowanej ze źródeł odnawialnych jest całkowicie realny. Różnice dotyczą poszczególnych krajów. Polska jest tu w sytuacji niekorzystnej, gdyż nie ma wystarczającego potencjału energetyki odnawialnej. Jak dotąd udaje się nam wypełniać przyjęte zobowiązania. Jednocześnie stawianie ambitnych wyzwań sprzyja przyśpieszeniu rozwoju OZE w naszym kraju. Nie obawiałbym się jakichś zagrożeń w tym zakresie. Jako ciekawostkę podam, że sytuacja może zmienić się diametralnie, jeśli za energetykę odnawialną uzna się tą jądrową, o co zabiegają już znaczące grupy interesów w UE. Nasz najważniejszy polski wkład powinien dotyczyć budowy wspólnej polityki energetycznej Unii Europejskiej.

Czy eksperci działający przy kierowanym przez Pana Zespole będą się angażowali w prace zmierzające do określenia wspomnianego celu?
Eksperci funkcjonujący społecznie przy Zespole działają zawodowo we wszystkich obszarach energetyki. Wśród nich jest znacząca grupa zajmująca się energetyką odnawialną. Wielu z nich bezpośrednio interesuje się tą problematyką i z tej racji włącza się aktywnie w prace rządowe. Jako Zespół jednak nie będziemy wchodzić w kompetencje władzy wykonawczej w tej kwestii. Oczywiście zawsze jesteśmy do dyspozycji, jeśli rząd będzie chciał skonsultować z nami określone propozycje. Dotyczy to zwłaszcza projektów ustaw, które w późniejszym okresie będą przedmiotem prac parlamentarnych.

Rada Europejska postanowiła również o 20-procentowej oszczędności w konsumpcji energii pierwotnej, czyli o zdecydowanej poprawie efektywności energetycznej. To równie ambitny cel. Jak Pan sądzi, jaki będzie możliwy do przyjęcia analogiczny cel krajowy?
Nie wyrobiłem sobie jeszcze zdania w tej sprawie. Wydaje mi się jednak, ze najważniejsze dla nas jest dzisiaj stworzenie wspólnej polityki energetycznej Unii Europejskiej, o co Polska szczególnie zabiega. Wszystkie problemy związane z bezpieczeństwem energetycznym, otwieraniem rynków energii, efektywnością jej użytkowania i ochroną środowiska są ze sobą ściśle powiązane. Musimy dyskutować. Musimy przedstawiać nasze obawy i wątpliwości co do proponowanych rozwiązań, ale także sami proponować nowe i wypracowywać kompromisy. Jako Parlamentarny Zespół ds. Energetyki jesteśmy blisko tych spraw, chociażby poprzez członkostwo w naszym Zespole sześciu posłów do Parlamentu Europejskiego.