Zajmują relatywnie niewielki ułamek powierzchni Ziemi, ale w sposób szczególny wpływają na losy całego świata. Mowa o miastach, które z jednej strony mogą uchodzić – z pewnymi wyjątkami – za wzór racjonalnej gospodarki przestrzennej, jednak z drugiej odciskają znaczące piętno na kondycji planety. Dlaczego? Wszystko przez generowany przez aglomeracje ślad węglowy. Na szczęście, coraz więcej samorządów decyduje się na rozwiązania proekologiczne.
Zwiększanie miejsc parkingowych, wbrew pozorom, zwiększa zarówno problem korków na ulicach, jak i ruch samochodowy. Samochody osobowe pozostają bez ruchu przez 95% czasu, zajmując wartościową powierzchnię ulic, która powinna być wykorzystana bardziej efektywnie. Wciąż w miastach jest za mało terenów zielonych, o które coraz aktywniej upominają się mieszkańcy. Betonowanie dużych obszarów po to, aby przeznaczyć je na infrastrukturę dla samochodów, stało się powszechną praktyką.
W Europie funkcjonuje ponad 500 spalarni odpadów, na całym świecie ponad 2500, a w Polsce ledwie 9. Dlatego konieczna jest budowa kolejnych. Wbrew obawom, budowa instalacji nie jest groźna dla środowiska. Konieczne jest zatem obalenie szeregu mitów.
Mimo obietnic, że będzie lepiej, mieszkańcy licznych miast i miasteczek doświadczają zjawiska betonozy. Poprawa jakości przestrzeni życia dokonuje się najczęściej na cierpliwym ze swej natury papierze, ale nie w rzeczywistości. W praktyce zdarza się, że stare płyty chodnikowe zastępowane są nową kostką, a zielone rynki pełne rodzimych starych drzew zapełniają się wiśniami piłkowanymi i platanami klonolistnymi o obwodzie nadgarstka. Zasoby cierpliwości mieszkańców zmniejszają się proporcjonalnie do zasobów zaufania, którym obdarowali włodarzy i rajców. Grupy sfrustrowanych osób ruszają na miasto, by zrywać beton własnymi rękami.
Świat idzie w kierunku używania, a nie posiadania, i przedsiębiorcy z sektora małych i średnich przedsiębiorstw chcą wpisać się w ten trend. Z raportu EFL „Cyfrowa (r)ewolucja na rynku leasingu. Pod lupą” wynika, że w perspektywie pięciu lat wspólne użytkowanie zyska dwukrotnie więcej entuzjastów. Dziś korzysta z niego 10% firm, za pięć lat planuje to już 26%. Przedsiębiorcy są skłonni dzielić się maszynami, samochodami, a nawet pracownikami.