Strefy niskoemisyjne funkcjonują już w ponad 200 miastach Europy. W Polsce na ograniczenia w ruchu żadne miasto jeszcze się nie zdecydowało, ale takie rozwiązanie popiera niemal 70 proc. Polaków. To może się zmienić wraz z przyjęciem ustawy o elektromobilności i paliwach alternatywnych, jednak zdaniem ekspertów proponowane przepisy są zbyt restrykcyjne i trudne do wdrożenia.
– Strefy niskoemisyjne to odpowiedź na walkę z problemem smogu, który potęgowany jest przez popularne piece oraz zanieczyszczenia generowane przez transport. Te zanieczyszczenia mogą zostać ograniczone poprzez wprowadzanie stref niskoemisyjnych –ocenia Maciej Mazur z Polskiego Stowarzyszenia Paliw Alternatywnych.
Zminimalizować smog
Z badań, które w ramach Obserwatorium Rynku Paliw Alternatywnych (ORPA) zrealizowało Polskie Stowarzyszenie Paliw Alternatywnych, wynika, że 70 proc. osób uważa, że niskoemisyjne strefy pozwolą zminimalizować problem smogu w polskich miastach. Większość jest skłonna zaakceptować zakaz wjazdu samochodem z silnikiem diesla do centrum, pod warunkiem że nie stanie się to z dnia na dzień. Polacy popierają także wymianę taboru komunikacji miejskiej na niskoemisyjny.
W Polsce w trakcie zimy dobowe normy zanieczyszczeń powietrza zostają kilkukrotnie przekroczone. Najważniejszą przyczyną zanieczyszczenia powietrza jest wysoka emisja wynikająca z tego, czym palimy w piecach. Raport Najwyższej Izby Kontroli w raporcie „Ochrona powietrza przed zanieczyszczeniami” wskazuje, że odpowiada ona za ok. 90 proc. zanieczyszczeń, a 7 proc. generuje komunikacja. W największych miastach transport odpowiada już za ponad 60 proc. zanieczyszczeń.
Przywileje dla elektryków
Projekt ustawy o elektromobilności i paliwach alternatywnych zakłada wprowadzanie stref zeroemisyjnych, po których będą mogły się poruszać tylko auta elektryczne. Zdaniem Maciej Mazura jest to rozwiązanie zbyt restrykcyjne, na które gminy nie będą chciały się decydować. Europejskie miasta, w których są strefy ograniczonego dostępu, zaczynają od niskoemisyjnych stref, które umożliwiają wjazd także hybrydom i autom zasilanym gazem CNG. Londyn, który ograniczył ruch dekadę temu, dopiero w 2020 roku planuje wprowadzić strefy zeroemisyjne.
Europejskie doświadczenia
– Wszystkie strefy w Europie były wprowadzane etapami. Dlatego musimy zmienić formułę strefy zeroemisyjnej na strefę niskoemisyjną i wraz z upływem lat coraz bardziej zawężać liczbę samochodów, które mogą do niej wjeżdżać. Według nas to właściwy model realizacji tego postulatu – mówi Mazur.
Berlin także zdecydował się w 2008 roku na łagodny wariant. Strefa niskoemisyjna objęła 85 km2, czyli ok. 10 proc. całkowitej powierzchni miasta. Wdrażanie projektu podzielono na dwa etapy. Do 2010 roku do strefy mogły wjeżdżać pojazdy kategorii 2, spełniające normę EURO 2 (diesel) lub EURO 1 z katalizatorem (benzyna). Od 2010 roku po strefie niskiej emisji mogą się już poruszać wyłącznie auta spełniające normę EURO 4 (diesel) lub EURO 1 z katalizatorem (benzyna). Część europejskich miast zakłada zaś całkowite zamknięcie centrum dla diesli, m.in. Paryż, Madryt czy Ateny.
– Polski ustawodawca musi się bacznie przyglądać, jak zostało to zrobione w Europie. Jesteśmy na początku drogi, którą przebyły już miasta europejskie czy amerykańskie, więc musimy analizować najlepsze praktyki i wyciągnąć wnioski – przekonuje Maciej Mazur.
Berliński Departament Senatu ds. Rozwoju Obszarów Miejskich i Środowiska przeprowadził badania rok po ustanowieniu strefy niskoemisyjnej. Wynika z nich, że liczba rejestrowanych samochodów, które nie kwalifikowały się do kategorii 2, spadła w ciągu roku o 73 proc., a liczba samochodów osobowych niespełniających norm – o 70 proc. Poprawiła się też znacząco jakość powietrza. Ilość cząsteczek stałych, które przede wszystkim odpowiadają za smog, spadła o 24 proc., a tlenku azotu o 16 proc.
Źródło: Newseria
Komentarze (0)