Do zatrucia rzeki doszło w nocy z 23 na 24 października 2015 r. Śledztwo trwało trzy lata i przez dłuższy czas prokuratura nie podawała, kto może być sprawcą. Wojewódzki Inspektora Ochrony Środowiska w Poznaniu podał kilka dni po zdarzeniu, że do wody dostały się m.in. pyretroidy, czyli środki używane do zwalczania owadów. To wskazało potencjalnego sprawcę, firmę produkującą środki owadobójcze i mającą siedzibę niedaleko brzegu rzeki.
Ostatecznie ustalono, że toksyczną ciecz – transflutrynę z magazynu spółki wylano do kolektora ściekowego, skąd trucizna spłynęła do Warty.
Dziś Głos Wielkopolski podał, ze biegli sądowi ocenili działania spółki jako „barbarzyństwo ekologiczne i cywilizacyjne”. W wyniku tego zdarzenia masowo zginęło kilka tysięcy ryb i innych zwierząt wodnych.
Przez kilka tygodni z rzeki na odcinku od Poznania do terenów powiatu szamotulskiego wyciągano martwe ryby różnych gatunków.
Prokuratura postawiła wcześniej zarzuty czterem osobom związanym ze spółką produkującą środki owadobójcze. Głos Wielkopolski podaje, że do sądu wpłynie akt oskarżenia tylko przeciwko jednej osobie. Jest to Piotr M. – członek zarządu spółki. Mężczyzna nie przyznaje się do winy. Grozi mu do 8 lat więzienia.
Źródła: Głos Wielkopolski, Radio Poznań
piko-pako
Komentarz #11256 dodany 2018-05-10 08:09:25
Ciekawe jakie są szanse na skazanie takiego eko-truciciela. Zapewne proces potrwa kilka lat, potem instancje odwoławcze. Wreszcie może wyrok skazujący lub uniewinniający, ale jeśli skazujący to czy z więzieniem? Pewnie prezesunio był niekarany, zatem się wywinie. I za 6-7 lat może zostanie skazany, a za 10 sprawa się przedawni.