Od redaktora
Bez efektu, bez prezesa – donosiła prasa w połowie marca po odwołaniu prezesa płockiego Zakładu Utylizacji Odpadów Komunalnych w Kobiernikach. Przyczyny to zbyt dużo odpadów lądujących na składowisku, katastrofalna jakość kompostu, brak efektu ekologicznego, skutkujący prawdopodobną utratą kilku milionów złotych.
Do chwili wybudowania Zakładu w Kobiernikach płockie nieprzetworzone odpady trafiały na zapełniające się w dramatycznym tempie składowisko. ZUOK, przedsiębiorstwo w zamyśle supernowoczesne, miał to zmienić.
Były prezes Zakładu zapewniał, że ilość odpadów kierowanych na wysypisko ma się zmniejszyć 8-10-krotnie. – W przyszłości zakład ma przynosić dochody: kompost będzie pakowany w worki i przygotowywany do sprzedaży. Jeśli dodatkowo poddamy go procesom bakteryjnym, otrzymamy nawóz organiczny, a on jest jeszcze droższy od zwykłego kompostu – mówił Gazecie Wyborczej. – Na zachodzie Europy odchodzą od składowania na rzecz unieszkodliwiania w sposób np. taki, jaki mamy w Kobiernikach.
Zakład po uruchomieniu zaczął segregować zwożone z miasta zmieszane odpady. To, co nadawało się do przetworzenia, stać się miało albo surowcem wtórnym, albo materiałem do wytwarzania kompostu, który miał być sprzedawany.
Szybko jednak sytuacja zaczęła się komplikować. Zakład nie wykorzystywał pełnej mocy. Rocznie zamiast 40 tys. ton odbierano jednak 33 tys. ton. Przyczyna? Jedna z firm wywozowych uznała, że za cenę utylizacji ponad dwukrotnie wyższą od dotychczasowej, swoich odpadów do ZUOK nie przywiezie. Koszty Zakładu pozostały więc prawie takie same, a przychody znacząco mniejsze. O tyle mniejsze, że władze miejskie zaczęły alarmować, iż zabraknąć może środków na spłatę pożyczek zaciągniętych z funduszy ochrony środowiska. Wiadomo, że pożyczki te są bardzo korzystne, bo oprocentowanie niższe i połowę kredytu fundusze mogą umorzyć. Ale warunkiem jest osiągnięcie założonego efektu ekologicznego. Jak donosi lokalna prasa efektu jednak nie ma. Wszystko wskazuje też na to, że umorzenia nie będzie i Płock straci potężne pieniądze, które mógłby przeznaczyć na inwestycje związane z ekologią.
Czy mogło być inaczej? Na naszych łamach nie raz pisaliśmy, że wybór takiego postępowania z odpadami jak w Płocku nie przyniesie oczekiwanych efektów. W Płocku cały czas twierdzono że będzie inaczej, że krytycy nie mają racji. Ówczesny prezydent Stanisław Jakubowski na zarzuty opozycyjnych radnych odpowiadał: – Mogę zapewnić, że niczego się nie wstydzimy i nie boimy. Wiele miast by się taką nowoczesną inwestycją chwaliło.
Szkoda, że zarząd miasta jako główne przyczyny decyzji i jednocześnie zarzuty wobec Stanisława Zakrzewskiego podał argumenty, które z całym przekonaniem wcześniej odpierał.
Tomasz Szymkowiak
z-ca redaktora naczelnego
Do chwili wybudowania Zakładu w Kobiernikach płockie nieprzetworzone odpady trafiały na zapełniające się w dramatycznym tempie składowisko. ZUOK, przedsiębiorstwo w zamyśle supernowoczesne, miał to zmienić.
Były prezes Zakładu zapewniał, że ilość odpadów kierowanych na wysypisko ma się zmniejszyć 8-10-krotnie. – W przyszłości zakład ma przynosić dochody: kompost będzie pakowany w worki i przygotowywany do sprzedaży. Jeśli dodatkowo poddamy go procesom bakteryjnym, otrzymamy nawóz organiczny, a on jest jeszcze droższy od zwykłego kompostu – mówił Gazecie Wyborczej. – Na zachodzie Europy odchodzą od składowania na rzecz unieszkodliwiania w sposób np. taki, jaki mamy w Kobiernikach.
Zakład po uruchomieniu zaczął segregować zwożone z miasta zmieszane odpady. To, co nadawało się do przetworzenia, stać się miało albo surowcem wtórnym, albo materiałem do wytwarzania kompostu, który miał być sprzedawany.
Szybko jednak sytuacja zaczęła się komplikować. Zakład nie wykorzystywał pełnej mocy. Rocznie zamiast 40 tys. ton odbierano jednak 33 tys. ton. Przyczyna? Jedna z firm wywozowych uznała, że za cenę utylizacji ponad dwukrotnie wyższą od dotychczasowej, swoich odpadów do ZUOK nie przywiezie. Koszty Zakładu pozostały więc prawie takie same, a przychody znacząco mniejsze. O tyle mniejsze, że władze miejskie zaczęły alarmować, iż zabraknąć może środków na spłatę pożyczek zaciągniętych z funduszy ochrony środowiska. Wiadomo, że pożyczki te są bardzo korzystne, bo oprocentowanie niższe i połowę kredytu fundusze mogą umorzyć. Ale warunkiem jest osiągnięcie założonego efektu ekologicznego. Jak donosi lokalna prasa efektu jednak nie ma. Wszystko wskazuje też na to, że umorzenia nie będzie i Płock straci potężne pieniądze, które mógłby przeznaczyć na inwestycje związane z ekologią.
Czy mogło być inaczej? Na naszych łamach nie raz pisaliśmy, że wybór takiego postępowania z odpadami jak w Płocku nie przyniesie oczekiwanych efektów. W Płocku cały czas twierdzono że będzie inaczej, że krytycy nie mają racji. Ówczesny prezydent Stanisław Jakubowski na zarzuty opozycyjnych radnych odpowiadał: – Mogę zapewnić, że niczego się nie wstydzimy i nie boimy. Wiele miast by się taką nowoczesną inwestycją chwaliło.
Szkoda, że zarząd miasta jako główne przyczyny decyzji i jednocześnie zarzuty wobec Stanisława Zakrzewskiego podał argumenty, które z całym przekonaniem wcześniej odpierał.
Tomasz Szymkowiak
z-ca redaktora naczelnego