Dziury w ogrodzeniu
Z Bolesławem Maksymowiczem, zastępcą dyrektora ds. naukowo-badawczych OBREM-u, rozmawia Piotr Strzyżyński
Jak ocenia Pan ubiegłoroczną nowelizację ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach? Czy gminy mogą wykorzystać zmiany w celu poprawy gospodarki odpadami komunalnymi?
Mogą, jeśli tylko zechcą. Gminy dostają dodatkowy instrument w postaci możliwości uporządkowania wydanych wcześniej decyzji – zezwoleń w zakresie odbierania odpadów komunalnych. To przedsiębiorcy wyraźnie stracą w wyniku zmian. Nowelizacja dała gminom możliwości zarządzania gospodarką odpadami komunalnymi bez angażowania środków publicznych na realizację obowiązków nałożonych na przedsiębiorców. Bardziej rzeczywista staje się realizacja zasady „zanieczyszczający płaci”. Do tej pory niektóre zadania z zakresu gospodarki odpadami gmina realizowała, nie pobierając opłat, a środki na to pochodziły z budżetu gminy. Nadal jednak zarządzanie gospodarką odpadami komunalnymi na poziomie strategicznym (planowanie, kontrola, optymalizowanie) należy do gmin, a dysponowanie odpadami komunalnymi i środkami finansowymi na poziomie operacyjnym – do przedsiębiorców. Zbliżyliśmy się nieco do sprawdzonego w innych krajach UE modelu zarządzania gospodarką odpadami komunalnymi, ale w zamian można oczekiwać nowych problemów na styku gmina – przedsiębiorcy.
Jak gminy radzą sobie z nowelizacją regulaminów, jakie pojawiają się tutaj problemy?
W tej chwili wiele gmin próbuje ustalić, co wynika ze znowelizowanych przepisów i nie chce przyznać, że to, co robiły do tej pory, np. w zakresie organizowania i finansowania selektywnego zbierania odpadów, powinno zostać zmienione. Wprowadzenie tych zmian i uzyskanie dla nich akceptacji mieszkańców może się okazać największym problemem, zwłaszcza że przepisy nie sprzyjają jednoznacznej interpretacji i na dodatek zawierają sporo sprzeczności i błędów. Paradoksalnie w najlepszej sytuacji są te gminy, które dotychczas niewiele zrobiły – nie podjęły inwestycji, nie organizowały i nie utrzymywały selektywnego zbierania odpadów. Startując w nowych warunkach, przekażą wszystkie te obowiązki przedsiębiorcom, mając dodatkowo więcej możliwości ograniczenia swobody ich działalności. Wątpliwości budzi krótki termin uchwalenia nowego regulaminu, zważywszy, że powinien być on dostosowany do gminnego planu, a ten w znaczącej części wymaga dostosowania do znowelizowanych przepisów prawnych, zwłaszcza że zmiany dotyczą najważniejszych elementów tego planu – zarządzania i finansowania zadań. W tej sytuacji logiczniejsze byłoby zobowiązanie gmin najpierw do aktualizacji gminnego planu gospodarki odpadami, a dopiero potem do dostosowania regulaminu do tego planu w ustawowym czasie trzech miesięcy.
Narzędziem w ręku gmin miało być rozporządzenie w sprawie szczegółowego sposobu określenia wymagań, jakie powinien spełniać przedsiębiorca ubiegający się o uzyskanie zezwolenia. To rozporządzenie chyba nie zaspokoiło oczekiwań?
Gmina ma dążyć do stworzenia równych warunków wszystkim przedsiębiorcom bez względu na ich wielkość i status prawny. Duża część tych warunków wynika z innych aktów prawnych, w tym np. z ustawy o systemie oceny zgodności i przepisów wykonawczych do tej ustawy. Obecne przepisy premiują najlepsze przedsiębiorstwa, zwykle duże. Przedsiębiorstwa niesolidne, źle wyposażone, zorganizowane i zarządzane mają się zmienić lub zniknąć z rynku usług. Przeszkodą w szybkim uporządkowaniu tego rynku może okazać się ogólna słaba znajomość tych przepisów. Dla przypomnienia każdy prowadzący działalność musi spełniać minimalne wymagania stawiane przez te przepisy w zakresie bezpieczeństwa użytkowania, ograniczenia zanieczyszczenia środowiska, ograniczenia uciążliwości itd. Z oczywistych powodów w rozporządzeniu można było o tym nie pisać. Jednak do przepisów tych trzeba się odwołać w warunkach udzielania zezwoleń i można powołać się na nie w zezwoleniach. Dopiero po spełnieniu warunków określonych w przepisach można stawiać przedsiębiorcom inne wymagania, wynikające z innych aktów normatywnych (EMAS, ISO) oraz warunków specyficznych dla gminy, np. warunku dostosowania urządzeń przedsiębiorcy do pojemników wykorzystywanych do zbierania odpadów na terenie nieruchomości.
Kością niezgody jest wskazywanie w zezwoleniach miejsc unieszkodliwiania odpadów…
Jest to kwestia sporna, ale tak naprawdę decyduje tu art. 9 ust. 1c ustawy o utrzymaniu czystości. Mówi on wyraźnie, że wójt, burmistrz czy prezydent nie wyda decyzji, jeśli wniosek jest niezgodny z gminnym planem gospodarki odpadami. Oznacza to, że jeżeli w gminnym planie, dostosowanym do planu powiatowego i wojewódzkiego, wskazane zostały zakłady odzysku i unieszkodliwiania odpadów, bilansujące gospodarkę odpadami komunalnymi na terenie gminy, w tym zakłady rezerwowe na wypadek wystąpienia awarii, to gmina nie może wpisywać do regulaminu i decyzji innych zakładów. Gdy przedsiębiorca we wniosku o decyzję lub o zmianę posiadanej decyzji wskaże zakład inny od wymienionego w gminnym planie, to wójt, burmistrz lub prezydent nie wyda mu zezwolenia. Z innego przepisu wynika, że przedsiębiorcom, którzy posiadają własne instalacje, gmina ma zagwarantować warunki umożliwiające ich eksploatację, a podstawowym warunkiem jest dostarczenie określonych rodzajów odpadów w ilości wykorzystującej wydajność instalacji. Gmina nie może więc dopuścić do sytuacji, w której korzystanie z usług innego zakładu odbywałoby się kosztem tego zakładu, któremu ma zapewnić odpowiednie warunki eksploatowania.
Pamiętać trzeba, że przedsiębiorcy mogą korzystać z własnych instalacji do sortowania lub kompostowania pod warunkiem, że będą spełniały warunki określone w art. 9 ust. 3 i 4 ustawy o odpadach, a więc tylko dla odpadów komunalnych niesegregowanych i pozostałości z sortowania odpadów zmieszanych.
Czy gminy są w stanie skutecznie kontrolować przedsiębiorców w zakresie wykonywania ich obowiązków?
Kontrolować można zawsze, ale kontrolowanie każdego przez każdego z coraz większą częstotliwością bardzo dużo kosztuje i wymaga czasu. Doprowadzenie do stanu prawnego, w którym gmina ma tworzyć nieokreślone bliżej warunki, bez których przedsiębiorca sobie nie poradzi z nałożonymi na niego obowiązkami, jest dla mnie tylko próbą obejścia problemu. Przedsiębiorcy mogą w każdej chwili powiedzieć, że nie osiągnęli np. założonych poziomów odzysku odpadów opakowaniowych, bo gmina nie zapewniła odpowiednich warunków. Rodzi się zatem pytanie, jakie to powinny być warunki. Nietrudno przewidzieć, że najczęściej powtarzany będzie zarzut „nie mieliśmy wystarczającej ilości określonych rodzajów odpadów”. I wtedy trzeba się zastanowić – czy gmina mogła skierować do nich te odpady? Na podstawie jakiego przepisu gmina mogłaby ingerować w wolny rynek? Była taka możliwość w poprzednich przepisach, ale została usunięta. Teraz takiej możliwości nie ma, a wszystko, co się w tym zakresie dzieje, stanowi wynik nieuporządkowanego i mało stabilnego „wolnego rynku”, na dodatek ograniczonego obowiązkiem po pierwsze, gminy – ochrony ważnego interesu publicznego, za jaki Konstytucja uznaje ochronę środowiska, a po drugie, wójta, burmistrza lub prezydenta – niewydania decyzji, jeśli wniosek o jej wydanie wymienia działania, zakłady lub urządzenia niezgodne z gminnym planem gospodarki odpadami.
Czy wskazanie jednego miejsca nie będzie sprzeczne z poglądami UOKiK-u twierdzącego, że narusza to zasady wolnej konkurencji?
To zawsze może się zdarzyć, ale nie wiem, gdzie jest tutaj naruszenie jakiegoś przepisu, jeżeli wskazany w planie np. jeden kompleksowy zakład gospodarki odpadami komunalnymi jest zlokalizowany na terenie gminy i stanowi główny element gminnego systemu gospodarki odpadami. Priorytetem jest tu ważny interes publiczny, a nie wielkość zysku przedsiębiorcy odbierającego odpady komunalne od właścicieli nieruchomości. Przekłada się to m.in. na optymalne wykorzystywanie wskazanego zakładu, zaspokajanie przez ten zakład wszystkich potrzeb gminy (związku gmin), gwarancję realizacji zadań bez względu na wielkość zysków i wreszcie ulokowanie go w planie wojewódzkim. Więcej zakładów nie jest potrzebnych, a gmina ma ustawowy obowiązek zapewnić zakładowi wskazanemu w planie warunki właściwego użytkowania i eksploatowania. Wskazany w gminnym planie zakład wynika z planu wojewódzkiego, ale nie każdy zakład wskazany w planie wojewódzkim musi być elementem gminnego systemu gospodarki odpadami. Sprawa wygląda inaczej, gdy na terenie gminy nie ma takiego zakładu. W takim przypadku zakłady wskazane w planie mają wynikać z planu wojewódzkiego, ale w zgodzie z zasadą bliskości i zasadą najlepszych dostępnych technik (art. 9 ust. 1 i 2 ustawy o odpadach).
Czy obowiązujące przepisy wymagają zmiany?
Skoro zrobiony został pierwszy ważny krok we właściwym kierunku, to trzeba poczekać i zobaczyć, co z tego wyniknie. Efekty poprzednich regulacji są widoczne – ok. 95% odpadów komunalnych odebranych od ich wytwórców trafia na składowiska, z których ogromna większość nie spełnia wymagań przepisów prawnych (zasad najlepszych dostępnych technik). Zmieniono niektóre przepisy, nałożono na przedsiębiorców szereg obowiązków. Jeżeli nie zostaną one zrealizowane, to wszystkie dotychczasowe argumenty za utrzymaniem obecnego stanu prawnego ostatecznie stracą wiarygodność. Może okazać się przy tym, że w zakresie realizacji naszych unijnych zobowiązań nadal jesteśmy na początku drogi, tzn. daleko od przyjętych zobowiązań.
Można to potraktować jak swego rodzaju eksperyment. Tylko czy mamy czas na eksperymentowanie?
Czasu nie mamy. Gorzej, w takiej sytuacji niemożliwe jest przeprowadzenie inwestycji na skalę regionalną czy powiatową. Duże miasta, które wystąpiły z wnioskami o dofinansowanie z Funduszu Spójności, cały czas obawiają się, że nie będą w stanie zapewnić strumienia odpadów niezbędnych do ich wykorzystania.
Nadal wielu przedsiębiorców uważa, że najtaniej jest odpady deponować – co oczywiście jest możliwe na składowiskach niespełniających wymagań określonych w przepisach prawnych. Tymczasem składowanie odpadów nieprzetworzonych powinno być ostatecznością, ale wtedy powinno się płacić tym więcej, im bardziej składowisko odbiega od wymagań, czyli im większe koszty trzeba będzie ponieść na rekultywację po jego zamknięciu. Składowisko dopuszczone do przyjmowania odpadów w okresie dostosowawczym – poza tym, że powinno zwiększyć opłaty – nadal nie spełnia warunku najlepszych dostępnych technik i nie może być wskazane w planie gospodarki odpadami jako miejsce unieszkodliwiania odpadów. Praktyka pokazuje zupełnie co innego – składowiska, które warunkowo zostały dopuszczone do użytkowania, w większości przypadków przyjmują odpady po dumpingowych cenach w ilościach umożliwiających jak najwcześniejsze zamknięcie. Nie ma potrzeby udowadniać, jaki ma to wpływ na rozwój technologii innych od składowania. To tak, jakby w starannie zbudowanym ogrodzeniu uszczelniającym gospodarkę odpadami komunalnymi była dziura, przez którą wiele odpadów ucieka przed zaplanowanym odzyskiem lub unieszkodliwianiem innym od składowania. Pytanie, po co było budować te ogrodzenia w postaci restrykcyjnych przepisów? Inną taką prawną dziurą jest stworzenie prawnych warunków dla powstania – teoretycznie – w kraju tylu instalacji do sortowania i kompostowania, ilu jest przedsiębiorców odbierających odpady komunalne od właścicieli nieruchomości. Teoretycznie – bo jest jeszcze ustawowy obowiązek zapewnienia warunków użytkowania i eksploatowania już istniejących lub zaplanowanych instalacji, zgodnie z ich przeznaczeniem i wydajnością oraz w sposób niedyskryminujący żadnej z nich.
Czy przedsiębiorcy przygotowują się już do realizacji nowych obowiązków?
Wydaje mi się, że wielu przedsiębiorców jest zdezorientowanych. Czują oni, że stała się im krzywda, bo nie mogą już liczyć na takie przychody, jakie mieli przedtem. Muszą się wykazać i podjąć działania związane np. z selektywną zbiórką, a nie tylko wywozić na „tanie”, często odległe, składowiska. Im są mniejsi, tym bardziej ich ten problem przeraża. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że ta nowelizacja jest wymierzona w małe przedsiębiorstwa. Niektóre duże przedsiębiorstwa mają już instalacje do sortowania lub kompostowania odpadów na terenie tych województw, w których prowadzą działalność, i nie boją się gminnych planów gospodarki odpadami i zapisów w decyzjach.
Pozostaje zatem obserwować.
Moim zdaniem nie pozostaje nic innego. Podstawę do podjęcia działań legislacyjnych, zmieniających obecny stan prawny, może dać dopiero zły wynik realizacji przyjętych zobowiązań, a to może oznaczać dopiero rok 2010. Cena, jaką zapłaci wtedy Polska, może okazać się bardzo wysoka.
Jak ocenia Pan ubiegłoroczną nowelizację ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach? Czy gminy mogą wykorzystać zmiany w celu poprawy gospodarki odpadami komunalnymi?
Mogą, jeśli tylko zechcą. Gminy dostają dodatkowy instrument w postaci możliwości uporządkowania wydanych wcześniej decyzji – zezwoleń w zakresie odbierania odpadów komunalnych. To przedsiębiorcy wyraźnie stracą w wyniku zmian. Nowelizacja dała gminom możliwości zarządzania gospodarką odpadami komunalnymi bez angażowania środków publicznych na realizację obowiązków nałożonych na przedsiębiorców. Bardziej rzeczywista staje się realizacja zasady „zanieczyszczający płaci”. Do tej pory niektóre zadania z zakresu gospodarki odpadami gmina realizowała, nie pobierając opłat, a środki na to pochodziły z budżetu gminy. Nadal jednak zarządzanie gospodarką odpadami komunalnymi na poziomie strategicznym (planowanie, kontrola, optymalizowanie) należy do gmin, a dysponowanie odpadami komunalnymi i środkami finansowymi na poziomie operacyjnym – do przedsiębiorców. Zbliżyliśmy się nieco do sprawdzonego w innych krajach UE modelu zarządzania gospodarką odpadami komunalnymi, ale w zamian można oczekiwać nowych problemów na styku gmina – przedsiębiorcy.
Jak gminy radzą sobie z nowelizacją regulaminów, jakie pojawiają się tutaj problemy?
W tej chwili wiele gmin próbuje ustalić, co wynika ze znowelizowanych przepisów i nie chce przyznać, że to, co robiły do tej pory, np. w zakresie organizowania i finansowania selektywnego zbierania odpadów, powinno zostać zmienione. Wprowadzenie tych zmian i uzyskanie dla nich akceptacji mieszkańców może się okazać największym problemem, zwłaszcza że przepisy nie sprzyjają jednoznacznej interpretacji i na dodatek zawierają sporo sprzeczności i błędów. Paradoksalnie w najlepszej sytuacji są te gminy, które dotychczas niewiele zrobiły – nie podjęły inwestycji, nie organizowały i nie utrzymywały selektywnego zbierania odpadów. Startując w nowych warunkach, przekażą wszystkie te obowiązki przedsiębiorcom, mając dodatkowo więcej możliwości ograniczenia swobody ich działalności. Wątpliwości budzi krótki termin uchwalenia nowego regulaminu, zważywszy, że powinien być on dostosowany do gminnego planu, a ten w znaczącej części wymaga dostosowania do znowelizowanych przepisów prawnych, zwłaszcza że zmiany dotyczą najważniejszych elementów tego planu – zarządzania i finansowania zadań. W tej sytuacji logiczniejsze byłoby zobowiązanie gmin najpierw do aktualizacji gminnego planu gospodarki odpadami, a dopiero potem do dostosowania regulaminu do tego planu w ustawowym czasie trzech miesięcy.
Narzędziem w ręku gmin miało być rozporządzenie w sprawie szczegółowego sposobu określenia wymagań, jakie powinien spełniać przedsiębiorca ubiegający się o uzyskanie zezwolenia. To rozporządzenie chyba nie zaspokoiło oczekiwań?
Gmina ma dążyć do stworzenia równych warunków wszystkim przedsiębiorcom bez względu na ich wielkość i status prawny. Duża część tych warunków wynika z innych aktów prawnych, w tym np. z ustawy o systemie oceny zgodności i przepisów wykonawczych do tej ustawy. Obecne przepisy premiują najlepsze przedsiębiorstwa, zwykle duże. Przedsiębiorstwa niesolidne, źle wyposażone, zorganizowane i zarządzane mają się zmienić lub zniknąć z rynku usług. Przeszkodą w szybkim uporządkowaniu tego rynku może okazać się ogólna słaba znajomość tych przepisów. Dla przypomnienia każdy prowadzący działalność musi spełniać minimalne wymagania stawiane przez te przepisy w zakresie bezpieczeństwa użytkowania, ograniczenia zanieczyszczenia środowiska, ograniczenia uciążliwości itd. Z oczywistych powodów w rozporządzeniu można było o tym nie pisać. Jednak do przepisów tych trzeba się odwołać w warunkach udzielania zezwoleń i można powołać się na nie w zezwoleniach. Dopiero po spełnieniu warunków określonych w przepisach można stawiać przedsiębiorcom inne wymagania, wynikające z innych aktów normatywnych (EMAS, ISO) oraz warunków specyficznych dla gminy, np. warunku dostosowania urządzeń przedsiębiorcy do pojemników wykorzystywanych do zbierania odpadów na terenie nieruchomości.
Kością niezgody jest wskazywanie w zezwoleniach miejsc unieszkodliwiania odpadów…
Jest to kwestia sporna, ale tak naprawdę decyduje tu art. 9 ust. 1c ustawy o utrzymaniu czystości. Mówi on wyraźnie, że wójt, burmistrz czy prezydent nie wyda decyzji, jeśli wniosek jest niezgodny z gminnym planem gospodarki odpadami. Oznacza to, że jeżeli w gminnym planie, dostosowanym do planu powiatowego i wojewódzkiego, wskazane zostały zakłady odzysku i unieszkodliwiania odpadów, bilansujące gospodarkę odpadami komunalnymi na terenie gminy, w tym zakłady rezerwowe na wypadek wystąpienia awarii, to gmina nie może wpisywać do regulaminu i decyzji innych zakładów. Gdy przedsiębiorca we wniosku o decyzję lub o zmianę posiadanej decyzji wskaże zakład inny od wymienionego w gminnym planie, to wójt, burmistrz lub prezydent nie wyda mu zezwolenia. Z innego przepisu wynika, że przedsiębiorcom, którzy posiadają własne instalacje, gmina ma zagwarantować warunki umożliwiające ich eksploatację, a podstawowym warunkiem jest dostarczenie określonych rodzajów odpadów w ilości wykorzystującej wydajność instalacji. Gmina nie może więc dopuścić do sytuacji, w której korzystanie z usług innego zakładu odbywałoby się kosztem tego zakładu, któremu ma zapewnić odpowiednie warunki eksploatowania.
Pamiętać trzeba, że przedsiębiorcy mogą korzystać z własnych instalacji do sortowania lub kompostowania pod warunkiem, że będą spełniały warunki określone w art. 9 ust. 3 i 4 ustawy o odpadach, a więc tylko dla odpadów komunalnych niesegregowanych i pozostałości z sortowania odpadów zmieszanych.
Czy gminy są w stanie skutecznie kontrolować przedsiębiorców w zakresie wykonywania ich obowiązków?
Kontrolować można zawsze, ale kontrolowanie każdego przez każdego z coraz większą częstotliwością bardzo dużo kosztuje i wymaga czasu. Doprowadzenie do stanu prawnego, w którym gmina ma tworzyć nieokreślone bliżej warunki, bez których przedsiębiorca sobie nie poradzi z nałożonymi na niego obowiązkami, jest dla mnie tylko próbą obejścia problemu. Przedsiębiorcy mogą w każdej chwili powiedzieć, że nie osiągnęli np. założonych poziomów odzysku odpadów opakowaniowych, bo gmina nie zapewniła odpowiednich warunków. Rodzi się zatem pytanie, jakie to powinny być warunki. Nietrudno przewidzieć, że najczęściej powtarzany będzie zarzut „nie mieliśmy wystarczającej ilości określonych rodzajów odpadów”. I wtedy trzeba się zastanowić – czy gmina mogła skierować do nich te odpady? Na podstawie jakiego przepisu gmina mogłaby ingerować w wolny rynek? Była taka możliwość w poprzednich przepisach, ale została usunięta. Teraz takiej możliwości nie ma, a wszystko, co się w tym zakresie dzieje, stanowi wynik nieuporządkowanego i mało stabilnego „wolnego rynku”, na dodatek ograniczonego obowiązkiem po pierwsze, gminy – ochrony ważnego interesu publicznego, za jaki Konstytucja uznaje ochronę środowiska, a po drugie, wójta, burmistrza lub prezydenta – niewydania decyzji, jeśli wniosek o jej wydanie wymienia działania, zakłady lub urządzenia niezgodne z gminnym planem gospodarki odpadami.
Czy wskazanie jednego miejsca nie będzie sprzeczne z poglądami UOKiK-u twierdzącego, że narusza to zasady wolnej konkurencji?
To zawsze może się zdarzyć, ale nie wiem, gdzie jest tutaj naruszenie jakiegoś przepisu, jeżeli wskazany w planie np. jeden kompleksowy zakład gospodarki odpadami komunalnymi jest zlokalizowany na terenie gminy i stanowi główny element gminnego systemu gospodarki odpadami. Priorytetem jest tu ważny interes publiczny, a nie wielkość zysku przedsiębiorcy odbierającego odpady komunalne od właścicieli nieruchomości. Przekłada się to m.in. na optymalne wykorzystywanie wskazanego zakładu, zaspokajanie przez ten zakład wszystkich potrzeb gminy (związku gmin), gwarancję realizacji zadań bez względu na wielkość zysków i wreszcie ulokowanie go w planie wojewódzkim. Więcej zakładów nie jest potrzebnych, a gmina ma ustawowy obowiązek zapewnić zakładowi wskazanemu w planie warunki właściwego użytkowania i eksploatowania. Wskazany w gminnym planie zakład wynika z planu wojewódzkiego, ale nie każdy zakład wskazany w planie wojewódzkim musi być elementem gminnego systemu gospodarki odpadami. Sprawa wygląda inaczej, gdy na terenie gminy nie ma takiego zakładu. W takim przypadku zakłady wskazane w planie mają wynikać z planu wojewódzkiego, ale w zgodzie z zasadą bliskości i zasadą najlepszych dostępnych technik (art. 9 ust. 1 i 2 ustawy o odpadach).
Czy obowiązujące przepisy wymagają zmiany?
Skoro zrobiony został pierwszy ważny krok we właściwym kierunku, to trzeba poczekać i zobaczyć, co z tego wyniknie. Efekty poprzednich regulacji są widoczne – ok. 95% odpadów komunalnych odebranych od ich wytwórców trafia na składowiska, z których ogromna większość nie spełnia wymagań przepisów prawnych (zasad najlepszych dostępnych technik). Zmieniono niektóre przepisy, nałożono na przedsiębiorców szereg obowiązków. Jeżeli nie zostaną one zrealizowane, to wszystkie dotychczasowe argumenty za utrzymaniem obecnego stanu prawnego ostatecznie stracą wiarygodność. Może okazać się przy tym, że w zakresie realizacji naszych unijnych zobowiązań nadal jesteśmy na początku drogi, tzn. daleko od przyjętych zobowiązań.
Można to potraktować jak swego rodzaju eksperyment. Tylko czy mamy czas na eksperymentowanie?
Czasu nie mamy. Gorzej, w takiej sytuacji niemożliwe jest przeprowadzenie inwestycji na skalę regionalną czy powiatową. Duże miasta, które wystąpiły z wnioskami o dofinansowanie z Funduszu Spójności, cały czas obawiają się, że nie będą w stanie zapewnić strumienia odpadów niezbędnych do ich wykorzystania.
Nadal wielu przedsiębiorców uważa, że najtaniej jest odpady deponować – co oczywiście jest możliwe na składowiskach niespełniających wymagań określonych w przepisach prawnych. Tymczasem składowanie odpadów nieprzetworzonych powinno być ostatecznością, ale wtedy powinno się płacić tym więcej, im bardziej składowisko odbiega od wymagań, czyli im większe koszty trzeba będzie ponieść na rekultywację po jego zamknięciu. Składowisko dopuszczone do przyjmowania odpadów w okresie dostosowawczym – poza tym, że powinno zwiększyć opłaty – nadal nie spełnia warunku najlepszych dostępnych technik i nie może być wskazane w planie gospodarki odpadami jako miejsce unieszkodliwiania odpadów. Praktyka pokazuje zupełnie co innego – składowiska, które warunkowo zostały dopuszczone do użytkowania, w większości przypadków przyjmują odpady po dumpingowych cenach w ilościach umożliwiających jak najwcześniejsze zamknięcie. Nie ma potrzeby udowadniać, jaki ma to wpływ na rozwój technologii innych od składowania. To tak, jakby w starannie zbudowanym ogrodzeniu uszczelniającym gospodarkę odpadami komunalnymi była dziura, przez którą wiele odpadów ucieka przed zaplanowanym odzyskiem lub unieszkodliwianiem innym od składowania. Pytanie, po co było budować te ogrodzenia w postaci restrykcyjnych przepisów? Inną taką prawną dziurą jest stworzenie prawnych warunków dla powstania – teoretycznie – w kraju tylu instalacji do sortowania i kompostowania, ilu jest przedsiębiorców odbierających odpady komunalne od właścicieli nieruchomości. Teoretycznie – bo jest jeszcze ustawowy obowiązek zapewnienia warunków użytkowania i eksploatowania już istniejących lub zaplanowanych instalacji, zgodnie z ich przeznaczeniem i wydajnością oraz w sposób niedyskryminujący żadnej z nich.
Czy przedsiębiorcy przygotowują się już do realizacji nowych obowiązków?
Wydaje mi się, że wielu przedsiębiorców jest zdezorientowanych. Czują oni, że stała się im krzywda, bo nie mogą już liczyć na takie przychody, jakie mieli przedtem. Muszą się wykazać i podjąć działania związane np. z selektywną zbiórką, a nie tylko wywozić na „tanie”, często odległe, składowiska. Im są mniejsi, tym bardziej ich ten problem przeraża. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że ta nowelizacja jest wymierzona w małe przedsiębiorstwa. Niektóre duże przedsiębiorstwa mają już instalacje do sortowania lub kompostowania odpadów na terenie tych województw, w których prowadzą działalność, i nie boją się gminnych planów gospodarki odpadami i zapisów w decyzjach.
Pozostaje zatem obserwować.
Moim zdaniem nie pozostaje nic innego. Podstawę do podjęcia działań legislacyjnych, zmieniających obecny stan prawny, może dać dopiero zły wynik realizacji przyjętych zobowiązań, a to może oznaczać dopiero rok 2010. Cena, jaką zapłaci wtedy Polska, może okazać się bardzo wysoka.