Zespół Instytutu Energetyki Odnawialnej opracował kolejną prognozę cen energii elektrycznej z polskiego systemu elektroenergetycznego, łącznie z szacunkami kosztów dla różnych grup odbiorców energii. Wyniki analiz wskazują na nieunikniony i bezwzględny wzrost kosztów produkcji energii.
– Poza 2020 rokiem, wzrost cen hurtowych energii będzie nieco wolniejszy od kosztów, jednak nieuniknione jest szybkie dochodzenie do w pełni rynkowych cen energii i zniwelowanie różnicy pomiędzy kosztami i cenami. Wpłynie to na wzrost wysokości taryf dla wszystkich grup odbiorców, początkowo najbardziej w przypadku małych i średnich przedsiębiorstw – czytamy w raporcie IEO. Zdaniem Instytutu, najszybszego wzrostu kosztów energii należy spodziewać się w latach 2020-2025.
Prognoza cen energii i taryf jest szczególnie istotna dla inwestorów w energetyce, konsumentów energii oraz banków i instytucji finansujących, jako punkt odniesienia w biznesplanach. Stwarza też możliwości podejmowania debaty publicznej i świadomego wpływania na decyzje polityczne przez tych uczestników rynku, których wzrost kosztów w energetyce i polityka taryfowa dotyczą najbardziej. Prognoza pozwala ocenić decyzje polityczne dotyczące rynku energii oraz je skrupulatnie analizuje pod kątem efektywności finansowej. Wykonanie rekomendacji Komisji Europejskiej dotyczące podniesienia udziałów OZE w polskiej energetyce z 21 proc. do 25 proc. w 2030 r. poprzez dodatkowe inwestycje w energetyką wiatrowa lądowa i fotowoltaikę obniżą koszty energii w krajowym systemie energetycznym.
Ciepło droższe od kilku do kilkunastu procent
Z kolei wspólny raport Izby Gospodarczej Ciepłownictwo Polskie i Polskiego Towarzystwa Elektrociepłowni Zawodowych zwraca uwagę na stale rosnące ceny prądu i węgla, a także sposób działania URE, które to czynniki wpędzają ciepłownictwo systemowe w straty. Według raportu, na pewno możemy spodziewać się podwyżek taryf za ciepło od kilku do kilkunastu procent, co i tak może okazać się scenariuszem optymistycznym. Z wyliczeń branżowych ekspertów wynika bowiem, że gdyby firmy ciepłownicze chciały utrzymać rentowność na obecnym poziomie, rachunki powinny być wyższe przynajmniej o jedną trzecią.
Drastycznie spada rentowność wytwarzania ciepła systemowego. Przyczyną tego jest przede wszystkim rosnący koszt produkcji ciepła. Węgiel, na którym w 74 proc. opiera się polskie ciepłownictwo systemowe, jest drogi jak nigdy wcześniej. Sukcesywnie drożeją również uprawnienia do emisji CO2, a w ślad za nimi – prąd. Wzrosły płace zasadnicze oraz ceny usług. Gdyby wziąć pod uwagę wszystkie te czynniki, cena ciepła powinna wzrosnąć o ok. 35 proc. – twierdzą autorzy analizy.
140 dni na zmianę taryfy
IGCP zwraca również uwagę na sposób działania Urzędu Regulacji Energetyki, który obniża rentowność branży. Według Izby, URE przy zatwierdzaniu nowych taryf, bazując na przestarzałym modelu, pozwala na niewspółmiernie niskie podwyżki cen. Np. w sektorze elektrociepłowni praktycznie nie ma możliwości uwzględnienia wzrostu kosztów uprawnień do emisji CO2.
– Dodatkowo czas ustalania taryf jest nieadekwatny do szybkich zmian zachodzących na rynku. Cena uprawnień do emisji CO2 zmienia się w ciągu kilku dni, a urzędnicy URE, według danych z 2017 r., na zatwierdzenie taryfy potrzebują średnio ok. 140 dni (ponad 4,5 miesiąca), co dla przedsiębiorstwa działającego w zmieniającym się otoczeniu wolnorynkowym jest zabójcze – czytamy w analizie. W rezultacie eksperci szacują skumulowane straty sektora kogeneracji w latach 2018-19 na ok. 1,1 mld zł, i dotyczy to tylko przedsiębiorstw produkujących jednocześnie prąd i ciepło. Nie uwzględniono więc małych ciepłowni działających często w mniejszych miastach.
Inwestycje w dół, ceny w górę
Według ekspertów, tylko podwyżka cen za ciepło o kilkanaście procent spowoduje utrzymanie się minimalnego progu opłacalności dla polskich ciepłowni. I to przy jednoczesnym oszczędzaniu na kosztach, pracach modernizacyjnych czy inwestycjach, które i tak od kilu lat stale wyhamowują. W 2016 r. nakłady w łącznej wysokości prawie 3 mld zł były o 33,2 proc. niższe niż w 2015 r., a w 2017 r. obniżyły się o kolejne 4,3 proc. i wyniosły 2,85 mld zł. Obniżeniu uległy przede wszystkim fundusze przeznaczane na inwestycje w źródła ciepła – o 8,3 proc.
W rezultacie podwyżki cen mogą uderzyć niemal w co drugie gospodarstwo domowe w Polsce, gdyż z ciepła systemowego korzysta 42 proc. gospodarstw domowych (14,3 mln klientów). Statystykę pomniejszają wsie – gdyby uwzględnić tylko miasta, odsetek wzrósłby do prawie 60 proc., a – jak podkreśla IGCP – w niektórych aglomeracjach dobija do 80 proc.
Komentarze (0)