Jak podaje portal Miasto2077, problem z zielenią w Kopenhadze zaczął się kilka lat temu, gdy stolica Danii zaczęła być uznawana za jedno z najlepszych miejsc do życia na świecie.
Tylko w latach 2015-16 jego populacja zwiększyła się o niemal 100 tys. osób. Pojawił się boom mieszkaniowy, a ceny mieszkań osiągnęły średnie kwoty rzędu 26 tys. zł za mkw., czyli cztery razy więcej niż we Wrocławiu czy Krakowie. Sytuację wykorzystali deweloperzy, często projektując domy i apartamentowce kosztem otaczającej je zieleni.
Sześć lat temu miejscy aktywiści podjęli nieudaną próbę ratowania drzew skazanych na wycięcie pod poszerzaną ścieżkę rowerową. Nie zniechęcili się jednak i kilka miesięcy później udało im się uratować jedno drzewo, wymuszając jednocześnie nasadzenia kompensacyjne. Tyle, że te zostały źle wykonane.
Duńscy społecznicy postanowili więc działać strategicznie i założyli organizację Save the Urban Trees, której popularność przyniosło kilka zwycięstw, odniesionych w walce z administracją. Poparcia udzielili także sami mieszkańcy Kopenhagi, a to zachęciło decydentów do dokładniejszego przemyślenia strategii wobec terenów zieleni w stolicy Danii.
Twórcy Save the Urban Trees zaczęli walczyć o stworzenie zespołu złożonego z urzędników, ekspertów i aktywistów, aby ten przed rozpoczęciem prac budowlanych przez deweloperów nadzorował ochronę drzew. Równolegle rozpoczęto budowę interaktywnej mapy, rejestrującej każde rosnące w mieście drzewo. Do walki o zieleń wciągnęli także mieszkańców.
W rezultacie powołano do życia instytucję indywidualnego opiekuna kopenhaskich parków. Jest ich siedmiu. Do każdego można napisać lub zadzwonić, gdy z roślinnością w parkach dzieje się coś złego. Save the Urban Trees wymusiło także na miejskich służbach zakaz stosowania soli drogowej, zastępując ją droższymi, ekologicznymi mieszankami nie wyrządzającymi szkód środowisku. W ten sposób przed zasoleniem gleby chronione są nie tylko drzewa, ale również miejskie zwierzęta, rowery, a nawet samochody.
Komentarze (0)