Bioróżnorodność cz. II
Trwa przegląd realizacji Agendy 21, kluczowego dokumentu przyjętego na wielkiej ONZ-owskiej konferencji w Rio de Janeiro „Środowisko i Rozwój” w 1992 roku. We wrześniu ma odbyć się konferencja przeglądowa w Johanesburgu. Natomiast na początku czerwca br. w okolicy średniowiecznych stawów w Miliczu odbyła się konferencja przygotowująca nasz kraj do tego spotkania. Tytuł jej był znamienny, oddający ważny fragment idei zrównoważonego rozwoju: „Różnorodność biologiczna w gminie – działania lokalne dla globalnych korzyści”.
Tuż przed konferencją w Miliczu grupa ekologów z Dolnośląskiej Fundacji Ekorozwoju odwiedziła czeskich przyjaciół z Parku Krajobrazowego w Bilych Karpatach. Od 15 lat realizują oni projekt ochrony starych odmian drzew owocowych w malowniczym masywie górskim na granicy Czech i Słowacji. Symptomatyczne było to, że projekt był realizowany przez działaczy państwowych i pozarządowych zajmujących się ochroną środowiska, a nie rolnictwem. Jeszcze w dawnych latach administracyjnie zredukowano w Czechach ilość odmian drzew owocowych do 15 gatunków szlachetnych. Rolnicze instytuty naukowe nie były zainteresowane starymi odmianami, nie tak plennymi i nie zawsze równie urodziwymi jak owe uszlachetnione drzewa. Czesi zinwentaryzowali część starych sadów w Bilych Karpatach, odkrywając na nowo po ok. 100 odmian jabłoni i grusz oraz ok. 70 odmian śliw. Ważną pomoc w ich działaniach stanowiła zakupiona w antykwariacie blisko stuletnia książka o morawskich odmianach drzew owocowych, ilustrowana pięknie rysunkami owoców. Dla najbardziej rzadkich odmian, Czesi, przed 10 laty, założyli 3,5 hektarowy sad, bank genów ex-situ. Znajduje się tam odmiana gruszy, której owoce przypominają biało-zielone ogórki i która nigdzie wcześniej, w dostępnych dziś źródłach, nie była odnotowana. Nasi gospodarze popularyzują stare odmiany wśród miejscowej ludności, zwracając uwagę, że przed laty w sadach była wielka różnorodność odmian drzew, których owoce przeznaczano na różne cele. Jedne były do spożywania na świeżo, inne na przetwory, na wino, do przechowywania zimowego czy do suszenia a jeszcze innych używano do pieczenia ciast. Elementem projektu jest przypominanie i przywracanie starych tradycji i zastosowań owoców. Przemysłowy, szybki świat, w którym opłaca się hodować tylko kilkanaście szlachetnych odmian owoców, gubi także niestety i te piękne tradycje.
Podczas odwiedzin częstowano nas „palenką”, którą każdy prawdziwy gospodarz ma w swoim domu. Wyrabia się ją tam ze specjalnych starych odmian śliw. Należy zapewnić, że palenka ta nie miała nic wspólnego ze znaną w świecie czeską śliwowicą marki „Jelinek”. Ta ostatnia wypada bardzo blado w porównaniu z pełną cudownych aromatów palenką.
Od roku działa w tym rejonie mała wytwórnia moszczy jabłkowych, sprowadzona z Niemiec prze Fundację Veronika. Rocznie produkuje się tam 100 tys. litrów soków jabłkowych, większość z atestem Bio, czyli gwarantującym, że jabłka i ich przetwory produkowane są bez używania środków chemicznych. Te z atestem stanowią 80% produkcji i dużo lepiej się sprzedają. Wytwórnia dała kilkanaście miejsc pracy i ma oferty np. z Austrii na kupno całości produkcji na kilka lat do przodu. Veronika to czescy patrioci i chyba antyglobaliści. Odmawiają tym kuszącym propozycjom, widząc wielką potrzebę rozwijania rynku lokalnego.
Dolnośląska Fundacja Ekorozwoju zamierza przygotować podobny projekt w rejonie Doliny Baryczy i Pogórza Sudeckiego na Dolnym Śląsku. Na pewno interesujące będzie skorzystanie z doświadczeń polskich i czeskich. Zachowanie bioróżnorodności może być zadaniem równie ekscytującym, jak poszukiwanie skarbów. Można podejrzewać, że podobnie jak w Czechach, gdzieś w starym sadzie rosną jeszcze pojedyncze odmiany drzew owocowych, których nie ma gdzie indziej na świecie.
Radosław Gawlik, Prezes Polskiej Zielonej Sieci
Tuż przed konferencją w Miliczu grupa ekologów z Dolnośląskiej Fundacji Ekorozwoju odwiedziła czeskich przyjaciół z Parku Krajobrazowego w Bilych Karpatach. Od 15 lat realizują oni projekt ochrony starych odmian drzew owocowych w malowniczym masywie górskim na granicy Czech i Słowacji. Symptomatyczne było to, że projekt był realizowany przez działaczy państwowych i pozarządowych zajmujących się ochroną środowiska, a nie rolnictwem. Jeszcze w dawnych latach administracyjnie zredukowano w Czechach ilość odmian drzew owocowych do 15 gatunków szlachetnych. Rolnicze instytuty naukowe nie były zainteresowane starymi odmianami, nie tak plennymi i nie zawsze równie urodziwymi jak owe uszlachetnione drzewa. Czesi zinwentaryzowali część starych sadów w Bilych Karpatach, odkrywając na nowo po ok. 100 odmian jabłoni i grusz oraz ok. 70 odmian śliw. Ważną pomoc w ich działaniach stanowiła zakupiona w antykwariacie blisko stuletnia książka o morawskich odmianach drzew owocowych, ilustrowana pięknie rysunkami owoców. Dla najbardziej rzadkich odmian, Czesi, przed 10 laty, założyli 3,5 hektarowy sad, bank genów ex-situ. Znajduje się tam odmiana gruszy, której owoce przypominają biało-zielone ogórki i która nigdzie wcześniej, w dostępnych dziś źródłach, nie była odnotowana. Nasi gospodarze popularyzują stare odmiany wśród miejscowej ludności, zwracając uwagę, że przed laty w sadach była wielka różnorodność odmian drzew, których owoce przeznaczano na różne cele. Jedne były do spożywania na świeżo, inne na przetwory, na wino, do przechowywania zimowego czy do suszenia a jeszcze innych używano do pieczenia ciast. Elementem projektu jest przypominanie i przywracanie starych tradycji i zastosowań owoców. Przemysłowy, szybki świat, w którym opłaca się hodować tylko kilkanaście szlachetnych odmian owoców, gubi także niestety i te piękne tradycje.
Podczas odwiedzin częstowano nas „palenką”, którą każdy prawdziwy gospodarz ma w swoim domu. Wyrabia się ją tam ze specjalnych starych odmian śliw. Należy zapewnić, że palenka ta nie miała nic wspólnego ze znaną w świecie czeską śliwowicą marki „Jelinek”. Ta ostatnia wypada bardzo blado w porównaniu z pełną cudownych aromatów palenką.
Od roku działa w tym rejonie mała wytwórnia moszczy jabłkowych, sprowadzona z Niemiec prze Fundację Veronika. Rocznie produkuje się tam 100 tys. litrów soków jabłkowych, większość z atestem Bio, czyli gwarantującym, że jabłka i ich przetwory produkowane są bez używania środków chemicznych. Te z atestem stanowią 80% produkcji i dużo lepiej się sprzedają. Wytwórnia dała kilkanaście miejsc pracy i ma oferty np. z Austrii na kupno całości produkcji na kilka lat do przodu. Veronika to czescy patrioci i chyba antyglobaliści. Odmawiają tym kuszącym propozycjom, widząc wielką potrzebę rozwijania rynku lokalnego.
Dolnośląska Fundacja Ekorozwoju zamierza przygotować podobny projekt w rejonie Doliny Baryczy i Pogórza Sudeckiego na Dolnym Śląsku. Na pewno interesujące będzie skorzystanie z doświadczeń polskich i czeskich. Zachowanie bioróżnorodności może być zadaniem równie ekscytującym, jak poszukiwanie skarbów. Można podejrzewać, że podobnie jak w Czechach, gdzieś w starym sadzie rosną jeszcze pojedyncze odmiany drzew owocowych, których nie ma gdzie indziej na świecie.
Radosław Gawlik, Prezes Polskiej Zielonej Sieci