Ostatnie lata to obraz systematycznie pogarszającej się zieleni miejskiej. Chorują i zamierają zarówno dojrzałe drzewa, jak i nowe nasadzenia, które trudno utrzymać w zadowalającym stanie zdrowotnym, mimo intensywnych nakładów pielęgnacyjnych. Przyczyn tego upatruje się w trudnych warunkach siedliskowych na obszarach zurbanizowanych oraz w miejskich zanieczyszczeniach. Mówi się także wiele o niekorzystnym wpływie stosowania soli do odladzania nawierzchni w okresie zimowym. Jednak najpoważniejszą przyczyną pogarszającego się stanu zieleni generalnie, a zieleni miejskiej szczególnie, jest susza. 

Okresowe braki wody są szczególnie dotkliwe dla zieleni w obszarach intensywnie zabudowanych, gdyż tam, ze względu na przekształcony profil glebowy i przyspieszony cykl hydrologiczny zieleń w ramach swoich procesów życiowych wykorzystuje najczęściej jedynie wodę opadową. Sytuacji nie poprawia także obserwowany na terenach zurbanizowanych efekt miejskiej wyspy ciepła, który poprzez podnoszenie temperatury powietrza przyspiesza parowanie terenowe i zmniejsza ilość wody dostępnej dla roślin. Jeżeli do tego wszystkiego dodamy fakt, że w naszych miastach nadal niestety króluje paradygmat priorytetowego kierowania spływu wody opadowej do sieci podziemnej kanalizacji, w całość układa się dramatyczny obraz warunków życia dla roślin. Zmiany klimatyczne potęgują tę problematykę przejawiają...