Klimat się zmienia. Polskę czekają znacznie częstsze ekstremalne zjawiska pogodowe. Co to oznacza dla branży wodociągowej? Czy jesteśmy do tego przygotowani? I czy w ogóle da się przygotować do katastrofy?
Najgorszą rzeczą w zarządzaniu jest akcyjność. Niestety, obserwując reakcję wielu instytucji na żywioły co jakiś czas nękające naszą piękną krainę, dochodzę do wniosku, że wiele tu się nie zmienia. Powódź, susza, huragan ? dopiero gdy nas dotkną, podnosimy alarm, mobilizujemy się. A po kilku miesiącach o wszystkim zapominamy, czekając w dobrym samopoczuciu na kolejny atak natury. Niestety, ona nic sobie z tego nie robi. Nie dość, że nie odpuszcza, to jeszcze w ostatnich latach chłoszcze nas coraz bardziej.
A gdy zabraknie prądu?
Naukowcy są zgodni. W naszej części świata nasilają się gwałtowne zjawiska atmosferyczne i pojawiają nowe, takie jak tornada i trąby powietrzne. Do tego dochodzą susze przeplatane ponadnormatywnymi opadami. Spółki wodociągowe, które działają na dużym obszarze i w systemie ciągłym, muszą na te zmiany odpowiednio się przygotować.
Przede wszystkim, mogą nas czekać przerwy w dostawach prądu. A prąd jest dla nas niczym tlen dla organizmu. 
Bez naszych pomp na ujęciach i w hydroforniach nie dostarczymy ludziom wody. Zautomatyzowane i skomputeryzowane urządzenia bez prądu są tylko plątaniną plastiku i złomu z metali kolorowych. Z rozrzewnieniem patrzę na nasz stary potężny generator prądu na największym ujęciu wody w kieleckiej dzielnicy Białogon, skąd zaopatrujemy w wodę prawie 70% miasta. To po prostu olbrzymi silnik okrętowy, zbudowany w słynnych zakładach Cegielskiego w Poznaniu w latach 60. ubiegłego wieku. Nie pływa on jednak po morzach i oceanach, ale stoi na betonowym fundamencie, podłączony do prądnicy. Raz w miesiącu jest odpalany, na razie na próbę. W ostatnich latach przydał się tylko raz, kiedy energetycy spłatali nam figla i odcięli obie zasilające nasze ujęcie linie. Ani przez myśl mi więc nie przyjdzie, żeby z tego generatora zrezygnować. Bezlitosny huragan może przecież kiedyś zerwać wszystko, co się da, i powalone drzewa połamią słupy energetyczne. Wtedy nasz generator będzie musiał zapewniać pracę pomp na Białogonie i dostarczać wodę dużemu wojewódzkiemu miastu. Niemożliwe? ?Niemożliwe? dotknęło nas kilka lat temu w naszej największej oczyszczalni ścieków w podkieleckiej Sitkówce. Przez ten teren (21 ha) centralnie przeszło tornado. Był lipiec po południu, a zrobiło się ciemno i teren oczyszczalni zalała ściana wody. Wszystkiemu towarzyszył huraganowy wiatr. Urządzenia automatyczne i komputery zwariowały. Nie na długo, bo zaraz straciliśmy całe zasilanie z obu linii energetycznych. Włączyły się automatyczne systemy, które jednak zapewniają tylko zasilanie awaryjne. A trzeba było reagować natychmiast, bo w ciągu kilkudziesięciu minut na oczyszczalnię runęła druga fala, tym razem nie deszczu, ale ścieków rozcieńczonych deszczówką, bowiem ulewa poszła dokładnie na Kielce.
Ile i w co inwestować?
Na szczęście, nasza oczyszczalnia była już po zakończonej w 2011 roku rozbudowie i modernizacji. Zbudowano nowy zbiornik retencyjny o pojemności 3200 m3, którego zadaniem jest przyjmowanie wody w razie nawałnic. Dodatkowo w takich sytuacjach wykorzystujemy dwa z czterech osadników, co zwiększa możliwości retencyjne o kolejne 2800 m3. W razie ponadnormatywnego napływu ścieków korzystamy ze zbiornika retencyjnego średnio 8-10 razy w roku, a z osadników raz na rok. Nigdy nie było zagrożenia przekroczenia tych stanów i ?przelania?, co mogłoby skutkować zrzuceniem nieoczyszczonych ścieków do rzeki Bobrzy. Nawet opisywane przeze mnie tornado nie pokonało naszych zabezpieczeń.
Zdajemy sobie sprawę, że jeśli takie zjawiska będą się nasilać, sytuacja może być krytyczna. Oczyszczalnia ma plany dobudowania kolejnych instalacji zwiększających możliwości retencyjne. Jednak to kolejne miliony złotych. A nasza modernizacja i rozbudowa kosztowały przecież 260 mln zł. Pojawia się więc dylemat do rozstrzygnięcia na poziomie nie zarządu spółki, ale naszych zwierzchników w samorządach, a może na poziomie państwowym. Jak wiele inwestować w zapobieganie katastrofie, która być może nigdy się nie zdarzy?
Jedno jest pewne. Na naturę obrażać się nie wolno, 
bo ona i tak zrobi swoje. Lepiej więc się przygotować zawczasu, a nie działać od akcji do akcji.