Ogrody działkowe w Polsce często postrzega się jako twory minionej epoki, a dla władz samorządowych bywają utrapieniem i zawalidrogą blokującą inwestycje miejskie. Obiekty te dosyć powszechnie uchodzą za niemodne, stąd ? w opinii wielu ? powinny jak najszybciej zniknąć z pejzażu naszych miast, usunięte na ich obrzeża, a najlepiej poza granice miejscowości.

Ogrody działkowe kojarzymy z fatalną przeszłością poprzedniego systemu. Nie chcemy pamiętać, że ich historia jest o wiele starsza i sięga co najmniej połowy XIX w. Łatwo zapominamy o ich chlubnej tradycji i nieocenionych korzyściach odnoszonych przez mieszkańców, zwłaszcza w okresach kryzysów gospodarczych. Mało kto wie, że to właśnie działki zorganizowane przez Hazena Pingree, burmistrza Detroit, w czasie głębokiego kryzysu gospodarczego uratowały przed głodem 40-tysięczną społeczność emigrancką z Polski.

Gdy światowy trend jest taki, żeby propagować, rozwijać oraz organizacyjnie i finansowo wspomagać ogrodnictwo miejskie, polskie władze idą pod prąd, debatując, jak najskuteczniej pozbyć się ogrodów działkowych, rzekomo hamujących rozwój naszych miast.

W Europie i Stanach Zjednoczonych ogrodnictwo miejskie stało się synonimem nowoczesności, zaradności, naturalnego i ekologicznego trybu życia, zdrowej i świeżej żywności. Ogródki warzywne propaguje w USA Michelle Obama, zamieniając trawnik przed Białym Domem na warzywnik. Ogrodnictwo lansuje od lat brytyjska rodzina królewska, a zwłaszcza ...