Peruwiańska „zieleń”
W tym kraju jest wszystko: góry, ocean, pustynie, dżungle, niezliczone atrakcje i zabytki. Peru, bo o nim mowa, nie posiada tylko jednego ? zieleni miejskiej. Ta jedyna, o którą się dba i pielęgnuje, znajduje się właściwie tylko na głównych placach, zwanych w każdym z miast tak samo ? Plaza de Armas.
Są kraje, które mają potencjał turystyczny znacznie przewyższający nie tylko sąsiadów, ale i inne części świata. Takim państwem jest Peru. Piękne Andy, na których pasą się lamy i alpaki, pustynie, w zależności od miejsca kompletnie różniące się od siebie, i Machu Picchu, którego widok o poranku, kiedy rozstępują się chmury, zapiera dech w piersiach niejednemu turyście. To wszystko urzeka i sprawia, że o Peru nie łatwo zapomnieć. Zupełnie jednak inaczej wygląda sytuacja zieleni miejskiej, której w zasadzie nie ma. Dostrzec ją można jedynie na głównych placach miejskich, które wszędzie nazywają się tak samo ? Plaza de Armas. Próbuję znaleźć skrawki zieleni poza ścisłym centrum. Taki syndrom poszukiwacza parków, skwerów, przeróżnych zieleńców, pojawia się u mnie ilekroć gdzieś wyjeżdżam. Szukam w centrach miast, na przedmieściach, kiedy próbujemy się przedostać z jednego do drugiego miejsca czy miasta. Wypatrując podczas wędrówek po miastach, przez szybę w busiku czy aucie zieleni, pośród której moglibyśmy odpocząć lub schronić się np. przed słońcem, szybko ponoszę porażkę. Gdybym miała znaleźć sklepy, warsztaty, bary i restauracyjki, osiągnęłabym s...