Ogłoszenie przez Komisję Europejską w marcu br. mapy drogowej dla niskowęglowej konkurencyjnej gospodarki w 2050 r. wywołało duże poruszenie prawie wśród wszystkich gremiów decyzyjnych w Polsce oraz kręgów lobbystów ze świata nauki i mediów. Cała wrzawa zakończyła się tupnięciem Ministerstwa Środowiska i zgłoszeniem polskiego weta do podniesienia europejskiego limitu redukcji CO2 do 30% do 2020 r., od czego w dużej mierze zależy program dekarbonizacji gospodarki o 80-90%, a energetyki nawet o 100% do 2050 r.
Na zrealizowanie programu pozostało jeszcze 40 lat. Do tego czasu w energetyce nie powinno funkcjonować nic, co było wybudowane do dziś i zostanie skonstruowane w najbliższych kilku latach. W między czasie przyjdzie pora na technologie przejściowe, które nie eliminują całkowicie emisji CO2, ale ją znacznie ograniczają: elektrociepłownie, zarówno węglowe, jak i gazowe, pracujące ze sprawnościami powyżej 80%, a także elektrownie gazowo-parowe, pracujące ze sprawnościami powyżej 60%. Po pewnym czasie wszystkie urządzenia wytwarzające prąd i ciepło będą zastępowane nowymi, w których spalane mają być biopaliwa stałe i płynne oraz biogaz, a ostatecznie będą zastąpione przez całkowicie bezemisyjne OZE.
W tym scenariuszu mamy czas i odpowiednie technologie. To prawda, że Polska jest w najgorszej sytuacji, bo jej sektor energetyczny głównie opiera się na węglu, ale prawdą jest też to, że Polska otrzymała na okres 2013-2020 r. derogację dla realizacji dyrektywy ETS, która powoduje, że w 2013 r. zapłacimy tylko za 30% uprawnień do emisji CO2, a za 100% dopiero w 2020 r.
Mamy także czas na wdrażanie dyrektywy IED, wchodzącej w życie w 2016 r., a dotyczącej ograniczenia emisji przez przemysł, w tym ciepłownictwo, do 2023 r.
To dużo czasu, ale pod warunkiem, że zabierzemy się do modernizacji energetyki i ciepłownictwa od razu. Jednak ten czas nam ucieknie, jeśli poświęcimy go na walkę z dyrektywami UE i na unikanie ich wdrażania, jak to było w przypadku dyrektyw: kogeneracyjnej, efektywnościowej i o OZE.
Tylko w sytuacji, kiedy nic nie zrobimy, nie wykorzystamy danego nam czasu i pieniędzy na modernizację energetyki i działania proefektywnościowe, część przemysłu wyemigruje za granicę, bo najdroższe będzie nieefektywne wykorzystanie paliw i emisja gazów. Przez ostatnie 20 lat nie wybudowano w Polsce żadnej elektrowni i żadnej linii przesyłowej, a energia elektryczna podrożała co najmniej dwukrotnie.
Ważne jest, aby jasno prezentować cel europejskiej polityki klimatycznej, sprowadzający się do tego, żeby zużywać jak najmniej energii, a paliwa wykorzystywać z jak najwyższą sprawnością. Z kolei wprowadzenie opłat za emisję CO2 to tylko konieczne obciążenie najbardziej trujących paliw kosztami zewnętrznymi, które społeczeństwo ponosi, odtwarzając środowisko naturalne i ratując zdrowie ludzi.
Wpływy z opłat za emisję CO2 będą zasilać budżet państwa i w 50% zostaną przeznaczone na modernizację energetyki, a w 50% na poprawę warunków życia obywateli.
Kompromitujące media i polityków jest głoszenie poglądów, że te pieniądze są przeznaczone na wątpliwe zapobieganie ociepleniu klimatu, a unijne działania doprowadzą polski przemysł do ruiny.
 
dr inż. Edmund Wach, Bałtycka Agencja Poszanowania Energii