Dawno straciłam rachubę, jeśli chodzi o liczbę konferencji i sympozjów na temat energetyki ze źródeł odnawialnych, w których brałam udział. Dzięki takim wydarzeniom mam dobre rozeznanie w zakresie tego coraz obszerniejszego zagadnienia, a także sposobu jego prezentowania przez różne grupy interesów. Zauważyłam jednak, że ogromna większość prelegentów z naszego środowiska ma zdroworozsądkową świadomość, że OZE nie są receptą na wszystkie problemy polskiej energetyki i konieczny jest energetyczny „mix”, który stwarza miejsce dla branżowych „opcji i frakcji”.
Niezależnie od tego coraz wyraźniejsza i poważniejsza staje się wizja energetyki rozproszonej. Według niektórych ekspertów, już za kilka lat urządzenia „mikroenergetyczne” mogą być opłacalne nawet w przypadku gospodarstw domowych. Niemniej konieczne są przepisy pozwalające na sprzedaż energii z mikroźródeł przez osobę fizyczną, bo dziś trzeba w tym celu prowadzić dość kosztowną i skomplikowaną działalność gospodarczą. Zmiany powinny też polegać na zwolnieniu z obowiązku uzyskania koncesji i na umożliwieniu bezpłatnego przyłączenia źródła do sieci. A to staje się przyczyną pesymizmu, bo przecież uproszczenie prawa, przyspieszenie zmian czy zniesienie opłat nie jest ani polską specjalnością, ani mocną stroną obecnego rządu.
Owszem, minister rolnictwa i rozwoju wsi zapowiedział ostatnio, że realne jest uzyskanie 50% energii z OZE do 2050 r., a jego resort powołał na początku lipca zespół ds. rozwoju OZE, ale doświadczenie uczy, że w okresie przedwyborczym nie należy się takimi deklaracjami czy obietnicami za bardzo ekscytować. Wie o tym to nasze środowisko, które, nie mogąc doczekać się powołania na szczeblu rządowym specjalnego koordynatora do spraw OZE, rozważa utworzenie Narodowego Centrum Energetyki Odnawialnej i Ekosystemu.
Niestety, rozwojowi OZE nie sprzyjają niektóre analizy i ekspertyzy sygnowane godłem kancelarii Senatu. Wyjaśnienie i uzasadnienie tej zaskakującej konstatacji czytelnicy znajdą na str. 51. Sprawa dotyczy energetyki wiatrowej, w której ostatnio sporo się dzieje, co pozytywnie wpływa na wykonanie naszego unijnego zobowiązania – 15% energii z OZE do 2020 r. „Zatrzymać wiatr” chcą również lobbyści energetyki jądrowej, stosując w tym celu mało wybredne chwyty propagandowe. Ich zdaniem energetyka odnawialna jest zbyt droga i szkoda na nią pieniędzy. W związku z tym podkreślam początkową obserwację: orędownicy OZE nie oczekują „monopolu” i chcą się dzielić energetycznym tortem ze zwolennikami innych źródeł energii. Ci natomiast często mają z tym kłopot.
Tak czy owak, z okazji Dnia Energetyka życzymy wszystkim polskim energetykom, aby tort do podziału był coraz większy!
 
Urszula Wojciechowska
Redaktor naczelna