Tramwaj w oczach ekspertów

Kiedyś tramwaj pogrzebano w imię pseudonowoczesności, jaką miał zapewnić samochód. Na ulicach zabrakło miejsca, więc trzeba było usunąć tramwaj, aby jego przestrzeń zagospodarować dla samochodu. Obecnie przeżywa on renesans.

W pierwszej połowie ubiegłego wieku w USA w wielu miastach doszło do transportowej rewolucji. Ulice miast opanowały samochody, a zniknęły z nich tramwaje. To historia o wielkiej, wieloletniej intrydze, której skutki Amerykanie odczuwają do dziś. W latach 20. XX w. tylko jeden na dziesięciu Amerykanów miał samochód. Reszta, czyli 90% mieszkańców USA, podróże odbywała przeważnie po torach. Dziś trudno w to uwierzyć, ale tramwaj był symbolem amerykańskich miast. W całym kraju było ok. 1,2 tys. linii tramwajowych o łącznej długości ponad 70 tys. km. Branża zatrudniała 300 tys. ludzi i przewoziła 15 mld pasażerów rocznie. Warto mieć w pamięci te liczby, by zdać sobie sprawę z potęgi operacji, na pomysł której wpadł na początku lat 20. prezes General Motors, Alfred P. Sloan. Wyszedł on z prostego założenia, że to dla niego idealna sytuacja. 90% rynku nadaje się do podbicia, tylko trzeba pasażerów transportu szynowego przesadzić do kołowego, a przestrzeń zajmowaną przez tramwaje przeznaczyć na drogi. Jeśli to się nie uda, sprzedaż General Motors nie wzrośnie, bo firma doszła do ściany. Jeśli się uda, perspektywy są nieograniczone. Ta wielka intryga skutecznie się udała, a za n...