Tak sobie pomyślałem, że napiszę dzisiaj o dwóch tematach tabu w naszych przedsiębiorstwach. O wynagrodzeniach i o przejrzystości. Z pewnością ten tekst nie wyczerpie wszystkich aspektów, które są związane z obydwoma tematami, niemniej jednak spróbuję poruszyć choćby delikatnie parę z nich.
Komu, ile, za co?
Mijająca kampania wyborcza (chociaż, gdy ten tekst się ukaże, będzie już po niej) ukazała problem wynagrodzeń prezesów i zarządów spółek komunalnych. W szczególności mam na myśli jedno z dużych miast na południu Polski, ale myślę, że w różnym nasileniu problem ten przejawia się w całym kraju. Publikowanie wynagrodzeń prezesów i członków zarządów spółek komunalnych jest standardem (co ciekawe, rzadko publikuje się dane o wynagrodzeniach w spółkach będących własnością skarbu państwa). Może warto tutaj powiedzieć, że poza tym, że menedżerowie ci dużo zarabiają, to wystawiają majątek będący nieraz dorobkiem całego życia jako zabezpieczenie dobrze sprawowanej funkcji, czego oczywiście nie ma w przypadku osób zatrudnionych choćby na podstawie umowy o pracę. Nie wspomnę o nienormowanych godzinach pracy i pełnej odpowiedzialności za wszystko, co się dzieje w przedsiębiorstwie. Być może dlatego właśnie płaci się tym ludziom trochę więcej niż innym. 
Jednocześnie istnieje sporo osób z dość wysokimi wynagrodzeniami w naszych przedsiębiorstwach. Zawsze będzie się pojawiało pytanie o to, czy potrzebujemy tylu dyrektorów, kierowników lub wysokopłatnych specjalistów. Nigdy nie znajdziemy standardów, które spowodowałyby zaprzestanie takich dyskusji. Powinniśmy jednak pamiętać o tym, że są zawody, które są na rynku znacznie wyżej płatne niż poziom, który my jesteśmy w stanie im zaoferować. Czy to oznacza, że maszyny i urządzenia lub całe ich systemy powinny obsługiwać osoby, które zaspokoją żądania czynników społecznych, lecz nie grzeszą kompetencjami? Czy lepiej mieć święty spokój z dziennikarzami i radnymi, a mieć problem z technologią, czy raczej na odwrót? Kiedyś spotkałem się z zarzutem, że średnie wynagrodzenia są w spółce zbyt wysokie. Odpowiadając, stwierdziłem, że zatrudniamy stosunkowo mało osób, lecz wyżej płatnych. Czy remedium na to byłoby przyjęcie do pracy całej rzeszy osób o niskich wynagrodzeniach tylko po to, by obniżyć średnią? Nie jestem tego zwolennikiem. Przy przejrzystości procesu rekrutacji powinniśmy dochowywać standardów zatrudniania osób kompetentnych. Zawsze oczywiście pozostanie pytanie, jak zmierzyć kompetencje kandydatów w procesie rekrutacji.
Co chronić, co ujawniać
Gdy już wspomniałem o transparentności, to warto zapytać jeszcze raz (kiedyś już o tym pisałem), czy w naszych przedsiębiorstwach są jakieś szczególne dane wymagające ochrony? Z pewnością są, lecz jest ich moim zdaniem stosunkowo niewiele. Są to dane dotyczące systemów bezpieczeństwa lub też niektóre dane dotyczące świadczenia usług poza podstawową działalnością, jak choćby marże realizowane na hurtowej sprzedaży wody. Jest tego naprawdę niewiele i nie przekonują mnie zaklęcia niektórych kolegów o konieczności ochrony danych dotyczących chociażby technologii, ponieważ takie dane wcale nie są poufne. Drugą stroną medalu jest konieczność udostępniania (właściwie bez odpłatności) szerokiego zakresu informacji w trybie dostępu do informacji publicznej. Nie jestem przeciwko udostępnianiu, jednakże dość często zdarza się, że koszty przygotowania takiej informacji są wysokie. Z reguły są to koszty osobowe. Koszty wynagrodzenia osób, które w tym czasie mogłyby zajmować się innymi obowiązkami. Mam nadzieję, że przyjdzie czas na refleksje i zamiast odbijać się o bandy, wspólnie popłyniemy głównym nurtem. Pozostaje tylko pytanie, ile jeszcze do tego czasu wody upłynie.