Nie wszystkich zainteresowanych ochroną środowiska da się namówić do pełnej lektury literatury i prasy fachowej. W zasadzie nie powinno to nikogo dziwić. Ochrona środowiska obejmuje wiele dziedzin, więc każdy czyta to, co jest mu potrzebne. Z kolei użytkownicy środowiska mają kłopoty z dotarciem do specjalistycznych wydawnictw.

Nie wiadomo, kto zasługuje na większą uwagę? Właściciel działki rekreacyjnej, próbujący zalegalizować wykonanie domku 30 m od brzegu i udawadniający, że ścieki w jeziorze w żadnym przypadku nie pochodzą od niego? Może burmistrz, który jako kolejny z rzędu włodarz nie widzi na swoim terenie 500 domków postawionych „na lewo”? Albo samowładna i samowolna Agencja dzierżawiąca 1/3 jeziora, zgadzająca się na budowę domów bezpośrednio przy brzegu (wszyscy oni zgodnie z prawem mają w nosie jakieś programy rozwojowe, wytyczne i uzgadnianie czegokolwiek na podstawowym szczeblu administracji). Być może właściciel posesji, próbujący wykonać oczyszczalnię przydomową, na przekór urzędnikom wymyślającym pozwolenia, raporty itd., albo wędkarz (nie kłusownik), wołający o umożliwienie mu korzystania z czystego zarybionego jeziora z infrastrukturą?

Lubię kwiatki

Tym razem - jeden kwiatek. Jeżeli nie ma odgórnie ustalonej linii zabudowy od brzegu akwenu, to przecież można budować gdzie się chce. W starym podziale administracyjnym były rozporządzenia wojewodów, mówiące o linii zabudowy 100 m od brzegu. Ale nawet...