Autorka sentencji, Jane Jacobs, zasłynęła wydaną w 1961 r. książką „Śmierć i życie wielkich miast amerykańskich”, z której pochodzi cytat. Wskazywała ona na konieczność zapewnienia miastom witalności i różnorodności, m.in. poprzez podmiotowe traktowanie społeczności miejskiej. Dzisiaj włączenie społeczne uznaje się za najważniejszy cel procesu planowania – obok efektywności ekonomicznej i bezpieczeństwa środowiskowego. Tradycyjne sterowanie rozwojem miast w dużym stopniu oparte jest na inżynierskiej dedukcji potrzeb mieszkańców i ujmowaniu ich w normach czy standardach planistycznych. Planowanie przestrzenne jest formą interwencji publicznej, korygującą negatywne skutki działania ułomnego rynku terenów budowlanych i nieruchomości. Jego instrumentem stał się plan użytkowania terenów, którego bazę stanowi ustalanie reguł użytkowania przestrzeni i strefowanie podstawowych funkcji. Ale to nie wyczerpuje katalogu współczesnych potrzeb i oczekiwań mieszkańców wobec środowiska zamieszkania.
Nowe warunki – nowe oczekiwania
Ludzkie potrzeby mają charakter dynamiczny, a część z nich jest subiektywna, czyli niedająca się przewidywać w prosty sposób. Wynikają one w dużym stopniu z zależności człowieka od otoczenia. Część z nich ma charakter obiektywny i wynika z podstawowych potrzeb życiowych, np. jedzenia, zapewnienia „dachu nad głową” itd. W psychologii i ekonomii stosuje się model Maslowa, czyli hierarchii jako sekwencji potrzeb – od najbardziej podstawowych, wynikających z funkcji życiowych, do potrzeb wyższego rzędu, które pojawiają się dopiero w kolejnych etapach cywilizacyjnego rozwoju i wraz ze wzrostem dobrobytu. W społeczeństwach wysoko rozwiniętych do ważnych potrzeb należy m.in. poczucie przynależności do grupy, szacunku, uznania i samorealizacji. Dla ich zaspokojenia konieczne jest pogłębianie demokracji i włączanie społeczne, np. poprzez model „społeczeństwa obywatelskiego”. Miasta powinny więc być społecznie włączające, także na etapie planowania, by móc rozpoznać i zaspokoić potrzeby wyższego rzędu, a zakres tego włączenia będzie zależał od poziomu dobrobytu oraz społecznego systemu wartości i odpowiedzialności.
Dzięki przemianom politycznym ostatniego ćwierćwiecza w Polsce znacząco wzrósł poziom rozwoju cywilizacyjnego. Zwiększyła się też świadomość społeczna i oczekiwania co do poziomu zaspokojenia potrzeb społecznych oraz indywidualnego wpływu na proces rozwoju. Poziom życia zaczyna być oceniany przez pryzmat nie tylko indywidualnych dochodów, ale również jakości otoczenia oraz możliwości bezpośredniego wpływu na jego kształt. Polski system planowania rozwoju, a zwłaszcza system planowania przestrzennego, nie jest dostosowany do nowych wyzwań. Procedury uzgodnieniowe, które stanowią jego część, są przestarzałe i prowadzą do specyficznej, kontestującej partycypacji społecznej, tj. protestów przeciw zamierzeniom władz. Niektóre gminy podejmują na własną rękę próby wypracowywania udoskonalonych procedur debaty publicznej, wysokie jest też zaangażowanie organizacji pozarządowych, przede wszystkim tzw. ruchów miejskich. Próbuje się przenosić doświadczenia krajów o dużych tradycjach planistycznych, które zapewniają udział wszystkich grup społecznych i uwzględniają interesy słabszych grup. To wszystko należy traktować jako zwiastuny nowego podejścia.
Partycypacja społeczna w planowaniu
W Polsce trwa dyskusja na temat „planowania partycypacyjnego”. Kongres Urbanistyki Polskiej w Łodzi w 2015 r. w znacznej mierze poświęcony będzie tematyce partycypacji obywatelskiej w kształtowaniu stref centralnych miast jako dobra wspólnego. Jesteśmy świadkami eksplozji entuzjazmu młodych profesjonalistów i pasjonatów dla animacji społecznego zaangażowania w realizację różnych sposobów zagospodarowania przestrzeni. To piękny okres, dzięki któremu zagadnienia te budują swoją pozycję w życiu społecznym. Jednak, aby ten entuzjazm oraz wywołane nim zaangażowanie społeczne i wzrost świadomości przerodziły się w lepszy stan przestrzeni, należy wypracować udoskonalone mechanizmy uwzględniania woli obywateli w procesie rozwoju przestrzennego. Dotyczy to także identyfikacji ze wspólnym interesem, wymagającym często indywidualnego samoograniczenia.
Rozwój to doskonalenie, a niekoniecznie wzrost. Miasta europejskie są mniejsze i nie aż tak dynamiczne ani spektakularne jak miasta Azji czy Ameryki. Ale za to pochłaniają mniej środków, są przyjazne oraz ładniejsze – mówimy o nich, że są „zrównoważone”, trwałe, spokojne i dojrzalsze. Nie muszą być wcale wielkie, a dzięki aktywnej społeczności mają większą odporność na kryzysy. Nie są jednak idealne. Niezbędnych zmian w naszych miastach nie zapewni przy tym sama „wola władzy” – konieczne jest partnerstwo lokalnej społeczności i przedsiębiorców. Ich partycypacja w procesach rozwoju, a zwłaszcza w jego programowaniu, zależy też od stopnia świadomości. W naszych warunkach oznacza to konieczność odpowiedniego przygotowania odbiorców i jednocześnie uczestników tego procesu. Posiadamy wiele instrumentów umożliwiających właściwe planowanie rozwoju przy udziale społeczności. Wykraczają one ponad zbieranie opinii mieszkańców, włączając ich w trudny proces decydowania – z pełną świadomością uwarunkowań, kosztów i konsekwencji. Skłaniają też do aktywności i osobistego zaangażowania w pracę dla społeczności oraz identyfikowania własnych celów z jej interesem. Uczestnictwo w takim procesie planowania pozwala lepiej rozumieć procesy rozwoju i ukierunkować indywidualne działania.
Polskie prawo i stosowana praktyka dają tylko pozorne możliwości partycypacji. Pozorność polega głównie na tym, że „władza” oczekuje głosu obywateli dopiero po podjęciu kluczowych decyzji przestrzennych, czyli w chwili, gdy krytyka lub zmiana koncepcji nie jest jej na rękę. Trwanie przy podjętych już decyzjach często sprowadza zaangażowanie społeczne do negacji i z tego powodu jest niemile widziane oraz krytykowane. Udział społeczeństwa w decydowaniu o przestrzeni należy więc bardziej wpisać w system prawny kształtowania przestrzeni oraz w praktykę. Powinien on być bowiem regułą, a nie ciekawostką organizacyjną. Wiele osób już działa w tym kierunku, ale jeszcze dużo brakuje do upowszechnienia podejścia partycypacyjnego. Należy zacząć szeroko dyskutować o tym, czego brakuje w polskich przepisach, w praktyce stosowanej przez władze, działaniach profesjonalnych planistów i pracy entuzjastów, aby móc doprowadzić do tego, by planowanie partycypacyjne było normą, a nie tylko eksperymentem.
prof. dr hab. Tadeusz Markowski, dr Maciej Borsa
Towarzystwo Urbanistów Polskich
Komentarze (0)