Sesję tematyczną „Gospodarka odpadami” otworzyło wystąpienie Sergiusza Urbana z kancelarii WKB Wierciński, Kwieciński, Baehr, który dowodził, że nowelizacja ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach jest potrzebna.
Wiele środowisk, których ta regulacja dotyka, się z tym zgadza. Trwają nawet prace studialne w resorcie środowiska. Jednak, gdy przejdzie się do szczegółów konkretnych zapisów, trudno już o zgodę.
Istnieje kilka obszarów wymagających nowelizacji. Najważniejszy to problemy z wewnętrzną spójnością ustawy oraz spójnością z innymi regulacjami dotyczącymi tej materii, głównie ustawą o odpadach. Są to choćby problemy interpretacyjne związane z terminologią, widać to przy takich pojęciach jak: odbieranie odpadów, zbierania, przyjmowania itp. Wychodzi też jej niespójność przy takich niejednoznacznych pojęciach jak m.in. odpady zielone, bioodpady, odpady ulegające biodegradacji.
Ustawa dopuszcza nieselektywne zbieranie odpadów, co zdaniem Urbana jest niezgodne z ustawą o odpadach, rozporządzeniem o standardach selektywnej zbiórki, ale jest i niewychowawcze. Różnorakiej ocenie podlega kwestia kiedy obowiązki selektywnego zbierania są wypełnione. Jak to oceniać – to powinno być definitywnie w ustawie wyjaśnione – twierdzi prawnik.
Konsekwencja błędów ustawy jest choćby niewystarczająca liczba punktów odbioru odpadów w gminach. Nawet w dużych miastach taki punkt (zgodnie z ustawą) wystarczy jeden. Działania gmin szukających nieszablonowych rozwiązań pokazują, że wskazanym byłoby objecie sprawozdawczością punktów skupu surowców wtórnych (które są odpadami komunalnymi). Podobnie może być z elektroodpadami czy strumieniami odpadów problemowych.
Poważnej analizy wymaga dopuszczenie w ustawie wielu metod obliczanie opłaty za odpady. Deklaracje o liczbie mieszkańców są nieoptymalne, obarczone błędami czy wręcz nieuczciwe. Lepsze byłyby metody obiektywne, choćby oparte na podstawie zużycia wody. Podobnie wygląda deklarowanie przez właścicieli czy administratorów potrzebnej ilości pojemników na nieruchomościach niezamieszkanych.
Dążenie do GOZ sporo kosztuje
O zderzeniu idei gospodarki o obiegu zamkniętym z rzeczywistością i wpływie na rozwój gospodarki odpadami w kraju mówił natomiast Krzysztof Kawczyński z Krajowej Izby Gospodarczej. W swym wystąpieniu nie krył on sceptycyzmu. Mówił nie tylko o szansach, ale przede wszystkim o barierach i zagrożeniach.
– To jest raczej wizja kierunkowa wizji Komisji Europejskiej. Brakuje jednak konkretów wdrożenia tej idei. Słyszymy tylko glosy optymistów – mówił Krzysztof Kawczyński z Krajowej Izby Gospodarczej.
– Jest wizja, filozofia, ale nie ma strategii, programu. Interesuje mnie jakie koszty Polska musiałaby ponieść w ciągu 10 lat. Takich danych nie ma. Szacunki przeprowadzono w ciągu czterech państw. Przyjmując, ze jesteśmy podobnym państwem do Hiszpanii, to byłby to wydatek 1,5 bln zł! – wyliczał Kawczyński.
System może się opłacać
W Polsce mamy do czynienia jedynie z pewnymi elementami systemu, ale system to nie jest. W taki sposób selektywna zbiórka odpadów nie może się opłacać – stwierdziła Hanna Marlière z Green Management Group. Starała się swą tezę udowodnić na konkretnych przkładach.
W trakcie swej prezentacji Marlière pokazała aktualne zdjęcia z osiedla mieszkaniowego. Dowodziły one, że ludzie chętnie segregują odpady, bo to pojemniki na selektywną zbiórkę zazwyczaj są przepełnione. – Obecnie firmie opłaca się bardziej zbierać odpady zmieszane, bo za nie jest wyższa stawka – informowała prelegentka.
W jej ocenie intensywna selektywna zbiórka powoduje, że koszty na mieszkańca spadają. Dowodzą tego przykłady z wielu krajów ,w tym z Argentyny czy Włoch. Potrzebny jest model aktywnej komunikacji. – Skończył się czas biernego komunikowania – uważa Marlière.
ROP to 800 milionów?
Jakub Tyczkowski z Rekopol Organizacji Odzysku Opakowań mówił o tym, jak istotne dla systemu jest wprowadzenie rozszerzonej odpowiedzialności producenta. – To jest rynek wartości 100 mln zł. Partycypacja przemysłu jest na poziomie kilkunastu milionów złotych. Powinniśmy dofinansować selektywną zbiórkę kwotą około 800 mln zł i to bez edukacji, która jest przecież konieczna – proponował.
Zdaniem Tyczkowskiego, jeśli uda się sfinansować selektywną zbiórkę, to system okaże się efektywny. Potrzebne pieniądze pochodzić powinny z opłat wynikających z wprowadzenia rozszerzonej odpowiedzialności producenta.
O transformacji zakładów MBP w regionalne centra recyklingu mówił natomiast Piotr Szewczyk, przewodniczący Rady RIPOK. Wskazywał on na konieczność zmian, ale i na wiele niewiadomych. Nie ma bowiem do tego wytycznych.
Interes na śmieciach
Mariusz Karpiński z HSM Polska mówił natomiast o tym, kto zarabia w Polsce na śmieciach. Za podstawę do wysunięcia wniosków posłużyły badania rynku odpadów komunalnych w gminach po czterech latach reformy.
Na podstawie danych można wnioskować, że wartość rynku odpadów komunalnych wynosi około 5,1 mld zł, z czego 3,7 mld to kontrakty objęte przetargami, a 1,6 mld zł pochodzi z terenów niezamieszkałych. Do firm prywatnych należy ok. 55 proc. rynku.
In-house nie stanowi obecnie dużej wartości rynku. Jest to bowiem niespełna 300 mln zł. Może to być jednak rynek szczególnie rozwojowy. – Jest on teraz obecny w 153 gminach – informował Karpiński. – Możemy się jednak spodziewać, że niebawem kolejne 272 gminy mogą skorzystać z tej formuły.
Narzędzia graficznej analizy danych w Zintegrowanym Systemie Informatycznym ZSI Unisoft był tematem prezentacji Wojciecha Stefaniaka. O gospodarowaniu odpadami z wykorzystaniem modelu partnerstwa publiczno-prywatnego (PPP) opowiedział natomiast Paweł Strzelecki z Suez.
Sesję zakończył panel dyskusyjny, podczas którego debatowano na temat systemu gospodarki odpadami w Polsce, a w zasadzie – o możliwościach realizacji celów stawianych przez Unię Europejską. W dyskusji moderowanej przez Krzysztofa Kawczyńskiego (KIG) i Sergiusza Urbana (WKB) wzięli udział wcześniejsi prelegenci, czyli: Hanna Marlière, Jakub Tyczkowski, Piotr Szewczyk, Mariusz Karpiński oraz Wojciech Stefaniak i Paweł Strzelecki.
Komentarze (0)