Prezydent Zielonej Góry przekonuje, że wszyscy w miejskich służbach, od soboty, od godz. 15.00, zajmowali się tym, aby zapobiec sytuacji, która mogłaby być niebezpieczna nie tylko dla mieszkańców Przylepu, ale całej Zielonej Góry. Jest to o tyle ważne, że na podstawie dokumentacji posiadanej przez Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska wewnątrz magazynu mogło się znajdować nawet do 5 tys. metrów sześciennych pojemników z odpadami, których skład nie był do końca znany – czytamy w komunikacie.
Dlaczego podano informację o ewakuacji?
– Wszystkie działania podejmowane przez nas wynikały z nabytego doświadczenia. Warto pamiętać, że kilka lat temu w mieście doszło do wybuchów gazu na jednym z większych osiedli. Przeprowadziliśmy wówczas ewakuację kilku tysięcy osób. Wtedy też w Zielonej Górze zostały wypracowane procedury na wypadek tak nadzwyczajnych sytuacji. I właśnie dlatego, gdy w sobotę brak było dokładnych informacji uruchomiliśmy tę procedurę, przygotowaliśmy zarówno autobusy jak i miejsca, gdzie będą mogli udać się mieszkańcy – tłumaczy prezydent Janusz Kubicki.
Badania prowadzone na bieżąco
Ostatecznie do ewakuacji nie doszło, bowiem wyniki pomiarów zanieczyszczenia powietrza nie wykazały przekroczenia norm. – Badania wykazały, że nie ma zagrożenia dla zdrowia i życia. Będziemy jednak cały czas monitorowali sytuację, tak aby być pewnym bezpieczeństwa zielonogórzan. Mamy też zapewnienie ze strony sanepidu, że ich pracownicy będą sprawdzali okoliczne ogródki działkowe – podkreśla włodarz miasta.
W badaniach aktywny udział wzięła także Państwowa Straż Pożarna. – Strażacy w sile trzech zastępów cały czas znajdują się na miejscu zdarzenia – twierdzi nadbryg. Patryk Maruszak, lubuski komendant wojewódzki PSP.
I kontynuuje: – Weryfikujemy teraz czy nie ma jakiś następstw, czy ten teren jest bezpieczny. Skupiamy się na tym, żeby pracownicy firm z okolicy mogli wrócić do swoich przedsiębiorstw. Prowadzimy monitoring na tzw. poziomie zero, ale również na dachach okolicznych obiektów. Gdy wszystko zostanie odpowiednio zabezpieczone teren hali będzie przekazany z powrotem jego właścicielowi – wyjaśnia nadbryg. Maruszak.
Co z wodą „popożarową”, która była użyta w akcji gaśniczej?
– Wszędzie tam, gdzie mamy sygnały, że następuje jej wyciek natychmiast reagujemy. Przyjechało do nas kilka wywrotek piasku. Działamy tak, aby związać i zneutralizować wszystkie substancje – tłumaczy nasz rozmówca. – Chciałbym podkreślić, że mieszkańcy Przylepu mogą czuć się bezpiecznie, mogą korzystać z terenów zewnętrznych. W naszych badaniach nie potwierdzamy w powietrzu substancji niebezpiecznych – podkreśla komendant Maruszak.
Zaangażowano centralne laboratorium analiz skażeń chemicznych Wojska Polskiego
Wojewoda Władysław Dajczak zaznacza, że w te działania zaangażowano nawet centralne laboratorium analiz skażeń chemicznych Wojska Polskiego. – Badania były prowadzone od początku akcji na wysokości budynków. Cała dokumentacja z poszczególnych firm oraz jednostek będzie jawna i dostępna. Tu nie ma nic tajnego. Badania wody prowadzone przez sanepid w pobliżu zagrożonych miejscowości pokazują, że nie ma żadnego skażenia – przekonuje W. Dajczak. I dodaje, że akcja gaśnicza przeprowadzona przez straż pożarną była bardzo sprawna. – Brało w niej udział prawie 400 strażaków. Wszystko odbyło się profesjonalnie i z wielkim zaangażowaniem. To dzięki temu w niedzielę rano ogień został opanowany. Działania prezydenta Zielonej Góry również były bardzo sprawne i szybkie – twierdzi lubuski wojewoda.
WIOŚ pilotuje sytuację
– Nasze badania rozpoczęły się już na początku całego zdarzenia i polegały na sprawdzeniu próbek powietrza w wytypowanych lokalizacjach na trasie chmury. Podjęliśmy również próbki wody z otwartych zbiorników w najbliższym otoczeniu – twierdzi z kolei Mirosław Ganecki, Lubuski Wojewódzki Inspektor Ochrony Środowiska. – Wyniki z badań wody oraz gleby będą znane w tym tygodniu. Tutaj ważna jest procedura laboratoryjna, której nie możemy przeskoczyć. Natomiast pomiary powietrza są prowadzone w dalszym ciągu przy pomocy automatycznej stacji, która nadaje aktualne stany z miejsca zdarzenia.
WIOŚ będzie się teraz starał ocenić, jak pożar hali wpłynął na całe środowisko wodne, jak wielkie są straty. – Myślę, że ten teren, który został skażony będzie prawdopodobnie podlegać remediacji. Obecnie należy skupić się na jego prawidłowym oczyszczeniu, co będziemy pilotowali. Istotą sprawy jest to, że należy całość przywrócić do normalnego funkcjonowania i użytkowania – zaznacza inspektor Ganecki.
Utylizacja pogorzeliska
Prezydent Janusz Kubicki wskazuje przy tym, że miasto miało plan na utylizację wszystkich odpadów zgromadzonych w hali w Przylepie. W budżecie było zapisane na ten cel ok. 10 mln zł. Choć ta suma była niewystarczająca to jednak urząd walczył o dofinansowanie.
– Złożyliśmy odpowiedni wniosek w Narodowym Funduszu Ochrony Środowiska. Odbyliśmy również rozmowy w ministerstwie, aby znaleźć dodatkowe środki. Teraz te fundusze centralne i samorządowe zostaną przeznaczone na rekultywację terenu – zapowiada J. Kubicki. Zdaniem prezydenta Zielonej Góry to co wydarzyło się w Przylepie powinno przełożyć się na zmiany systemowe w prawie, które będą samorządom ułatwiały walkę z nielegalnymi składowiskami.
– Należy pamiętać, że hala jest własnością prywatną. Jej właściciel nie chciał się zgodzić, abyśmy przeprowadzili proces utylizacji. Chciał natomiast, abyśmy odkupili od niego całą nieruchomość wraz z odpadami. Nie dość, że jako społeczeństwo ponieślibyśmy koszt uporania się z problemem to jeszcze mieliśmy dodatkowo za taką możliwość zapłacić – przekonuje J. Kubicki.
W tym kontekście należy pamiętać, że toksyczne odpady w Przylepie to pozostałość po działalności firmy Awinion z Budzynia, która zgromadziła tam niebezpieczne materiały. Później zakończyła działalność, a jej przedstawiciele rozpłynęli się w powietrzu. Z kolei miasto „odziedziczyło” problem od starostwa powiatowego niejako w spadku, po połączeniu Zielonej Góry z gminą. Magistrat rozpisał kilka przetargów na usunięcie odpadów, ale niestety albo nie było chętnych albo żądali oni kwot wielokrotnie większych, niż przewidziane w budżecie.
– Przez lata szukaliśmy w tej kwestii wsparcia we wszystkich możliwych instytucjach, kierowaliśmy pisma do wojewody czy ministerstwa. Niestety, nie otrzymaliśmy pomocy. Jednocześnie w tej sprawie toczą się postępowania sądowe, nie tylko przeciwko właścicielom firmy, ale również konkretnym urzędnikom. Jako miasto zmierzymy się problemem wynikającym z pożaru hali, poradzimy sobie, wyjaśnimy wszystkie okoliczności. Jednak próbę zrzucenia całej winy na urząd uważam za bezzasadną – przekonuje prezydent Kubicki.
źródło: UM Zielona Góra
Komentarze (0)