Nieszczęścia chodzą parami
No i mamy kolejny projekt rozporządzenia Ministra Środowiska dotyczący instalacji do mechaniczno-biologicznego przetwarzania odpadów komunalnych. Nie chciałbym jednak już w żaden sposób odnosić się do niego. Liczba osób, które wypowiadają się na ten temat, jest tak duża, iż z pewnością zostaną pokazane wszystkie możliwe stanowiska i opinie. Ja pozwolę sobie odpowiedzieć na pytanie: „Co najbardziej przeszkadza we właściwym gospodarowaniu odpadami w obecnym stanie prawnym?”. Ponoć „nieszczęścia chodzą parami” i dla mnie właśnie dwa uregulowania, jakie zostały wpisane do polskiego prawa odpadowego, to największe nieszczęścia, jakie mogły nas spotkać na drodze do nowoczesnego społeczeństwa ery recyklingu.
Nieszczęście pierwsze: przetarg na odbiór i zagospodarowanie
Z założenia władztwo nad odpadami zostało ustawowo przekazane gminom, które w sposób światły i świadomy mają się zająć realizacją tego bardzo poważnego zadania. W jego ramach nie chodzi tylko o zapewnienie firm do odbioru odpadów od mieszkańców. Do obowiązków gminy należy zapewnienie, by zebrane odpady zostały właściwie zagospodarowane i aby systematycznie zwiększane były poziomy recyklingu. Ustawodawca, chcąc pomóc kilku procentom gmin, które mogłyby sobie nie poradzić z tym zadaniem, umożliwił ogłaszanie przetargów na odbiór i zagospodarowanie, by to wyłonione firmy wsparły gminy w wykonywaniu odpowiedzialnego zadania, jakim jest właściwe zagospodarowanie odpadów. Jak się okazało, była to najprostsza droga do… katastrofy! Nie kilka procent, a ponad 70% z ok. 2500 gmin ogłosiło taki przetarg, oddając całkowicie w ręce firm przewozowych decyzję o sposobie zagospodarowania odpadów. Czy w takim przypadku celem nadrzędnym dla firmy jest środowisko? Hierarchia postępowania z odpadami? Zasada bliskości dla przetwarzania odpadów? Nie! Tu decyduje zysk. Może dla mieszkańców jest taniej, ale tylko chwilowo. Tylko czekać, kiedy miliony ton odpadów, które „wyparowały” z systemu, trzeba będzie odnaleźć i unieszkodliwić. Kiedy trzeba będzie ratować mieszkańców od picia wody zatrutej przez nielegalne składowisko. Sprzątać lasy i zasypane odpadami wyrobiska. Tę cenę trzeba będzie dopiero zapłacić.
To przerażające, kiedy osoby odpowiedzialne za zarządzanie gminą nie interesują się niczym innym jak tylko najniższą opłatą, w żaden sposób niepokrywającą rzeczywistych kosztów zagospodarowania odpadów. Nie zapewnią też włodarzom gmin spokojnego snu pozornie sprytnie zapisane umowy, kiedy to przewoźnik jest zobowiązany zapewnić wymagane przez prawo poziomy recyklingu. Równie dobrze można zapisywać w umowach, że przewoźnik będzie odpowiedzialny za to, czy spadnie deszcz. Jeszcze przez rok, może dwa przewoźnicy mogą brać na siebie odpowiedzialność za osiągane poziomy, ale najpóźniej w 2018 r. czeka nas cała seria procesów, kiedy będą udowadniać, iż zgodnie z ustawą to gmina odpowiada za uzyskanie wymaganych prawem wyników recyklingu. Nieosiągnięcie tych poziomów jest natomiast wyłączną winą gminy, która stworzyła błędny model selektywnej zbiórki ani nie dbała o jej promocję wśród mieszkańców. Dla samorządowców gminnych problem odpadów jest problemem jednym z wielu i tylko bardzo nieliczni w gminach, które wybrały taki rodzaj przetargu, mają świadomość wielkości problemu. Zachowania ludzkie zmieniają się bardzo powoli i jeżeli nie następuje radykalna zmiana modelu, to pojawi się zagrożenie niewywiązania się z obowiązku osiągnięcia odpowiednich poziomów recyklingu.
Dodatkowo przyzwolenie na decydowanie przez przewoźników o kierunku drogi odpadów powoduje, że najnowocześniejsze instalacje (a co za tym idzie – często jedne z droższych) nie mają zapewnionego strumienia odpadów. Stwierdzenie, że decydują prawa wolnego rynku, byłoby uzasadnione, gdyby wszystkie instalacje gwarantowały podobny efekt ekologiczny. Na dzień dzisiejszy to jest tak, jakby porównać rower do samochodu. Jeździ jeden i drugi, ale mało kto jest w stanie przejechać rowerem z Wrocławia do Warszawy. Oczywiście, koszty eksploatacji roweru są dużo niższe, tylko zadania, jakie można wykonać samochodem, są nieosiągalne dla rowerów. Podobnie jest z instalacjami do przetwarzania odpadów. Całkiem proste i nieskomplikowane instalacje są tanie, ale ich efekt ekologiczny jest mikry w stosunku do potrzeb i możliwości obiektów rozbudowanych i nowoczesnych. Pamiętajmy też, że te najnowocześniejsze instalacje w Polsce przeważnie zostały wybudowane z pieniędzy publicznych i teraz, kiedy ich moce nie są w pełni wykorzystane, to my wszyscy będziemy ponosić dodatkowe koszty ich funkcjonowania.
Nieszczęście drugie: mieszkaniec nie musi segregować odpadów
Do segregowania odpadów są zobligowane gminy na podstawie ustaw o odpadach i o utrzymaniu czystości i porządku w gminach. Tylko co to jest „gmina”? Czy to budynek urzędu? A może tylko pracownicy urzędu? To tam należy prowadzić selektywną zbiórkę i obowiązuje ona tylko pracowników? Już Arystoteles definiował gminę jako zbiór mieszkańców. Dlaczego więc prawo odpadowe w Polsce pozwala wybrać mieszkańcowi niesegregowanie odpadów? Gmina to mieszkańcy! Dopuszczamy i legalizujemy w ten sposób zachowania, które niweczą działania innych, mające na celu odzysk surowców z odpadów. W ten sposób nie mamy jednolitego przekazu, że dbałość o środowisko jest naszym wspólnym obowiązkiem w trosce o przyszłe pokolenia. Brak obowiązku segregowania podnosi koszty funkcjonowania gminnych systemów zbierania odpadów. Z jednej strony, gminy, które rozdzielają odpady resztkowe przy segregowaniu odpadów od niesegregowanych zmieszanych odpadów komunalnych, ponoszą wyższe koszty odbioru i transportu, gdyż potrzebne są tam osobne kursy śmieciarek. Z drugiej strony łączne zbieranie odpadów powoduje niepotrzebne koszty sortowania i przetwarzania odpadów resztkowych, w których nie ma już surowców. Trudniej też prowadzi się akcje edukacyjne i promocyjne. Zamiast koncentrować się na poprawie działania systemu gminy zmuszone są wydawać pieniądze na zachęcanie do podjęcia „wysiłku” segregowania przez mieszkańców. Niemożliwa jest nawet przybliżona analiza ilości odpadów do zagospodarowania, bo swoboda zachowania mieszkańców nie pozwala przewidzieć proporcji poszczególnych frakcji odpadów. Brak obowiązku segregowania uniemożliwia stosowanie sankcji za zanieczyszczanie selektywnie zebranych odpadów przez innych mieszkańców. Obowiązek segregowania odpadów powinien dotyczyć wszystkich bez wyjątku – i jest to obowiązek dla dobra całego społeczeństwa.
Branża odpadowa w większości jest zgodna, że powinna nastąpić znacząca poprawa w funkcjonowaniu gospodarki odpadami po zmianie tych dwu niefortunnych zapisów. Nie jest to, oczywiście, wyłączna recepta na osiągnięcie zakładanych celów ekologicznych, ale warto od tego zacząć, bo znacznie uporządkuje to i tak skomplikowane zadanie. Nie warto też łączyć tych konkretnych zmian z innymi dodatkowymi, jak to już miało miejsce. Inne zmiany mogą być tak kontrowersyjne, że łączenie ich w pakiecie z powyższymi doprowadzi do tego, iż żadne nie zostaną uzgodnione i będziemy trwać w wyjątkowo ułomnych warunkach prawnych.
Andrzej Sobolak
prezes ZGO Gać