Konsekwentnie realizowany od lat sześćdziesiątych XX w. nordycki model zrównoważonego rozwoju urbanistycznego opiera się na czterech fundamentalnych zasadach. Są to:
- stała pielęgnacja i ciągła ochrona środowiska naturalnego,
- stała redukcja korzystania z nieodnawialnych lub trudno odnawialnych surowców naturalnych,
- ekonomiczne oraz efektywne planowanie i budowa sieci komunikacji łączącej różne środki transportu,
- właściwe planowanie społeczne.
Planowanie
– Aby efektywnie osiągać wszystkie te planowane cele, potrzebne jest rozsądne planowanie. Oczywiście, wszystkiego w planie przewidzieć nie sposób. Miasta i tereny zurbanizowane często rozwijają się w sposób żywiołowy. Było tak w przeszłości, jest teraz, będzie i w przyszłości. Jednak przewidująca koncepcja urbanistyczna pozwoli uchronić się przynajmniej przed częścią problemów spowodowanych żywiołowym charakterem rozwoju – przekonywał Hans Christian Christiansen, ekspert Urzędu Miasta Kopenhaga.
Dobry plan natomiast powinien maksymalnie wykorzystać wszelkie możliwości, jakie daje środowisko, w którym miasto funkcjonuje. – W Kopenhadze na przykład postawiliśmy na błękitno-zieloną infrastrukturę. Odnoszę wrażenie, że przez lata nie dość docenialiśmy unikalne walory, które niesie za sobą obecność wód powierzchniowych w portowej przecież Kopenhadze. Robimy wiele, by te zaległości nadrobić. I sądzę, że każde miasto świata ma swoje „coś unikalnego” albo przynajmniej rzadkiego, na co mogłoby postawić, tak jak Kopenhaga wodę – dodawał ekspert.
Planista czy deweloper
Filip Springer, moderator spotkania, ekspert w dziedzinie antropologii kulturowej, zwracał uwagę na nieporównywalność doświadczeń Polski i krajów skandynawskich. – My, co prawda, w perspektywie globalnej klasyfikowani jesteśmy jako część bogatej Północy. Jednak w perspektywie lokalnej już nie. Często nie mamy możliwości realizacji ambitnych, drogich programów – mówił.
Rozwiązaniem jest często współpraca publiczno-prywatna, dzięki której powstają projekty możliwe do realizacji z funduszy nie publicznych, a prywatnych. – Nie zawsze przynosi to pożądany efekt. Projekty zagospodarowania przestrzennego wyglądają tak, jakby zostały napisane pod konkretne, komercyjne potrzeby deweloperów, a nie dla pełnego spełnienia potrzeb mieszkańców – mówił Maciej Zathey, dyrektor Instytutu Rozwoju Terytorialnego z Wrocławia.
Jako przykład podawał projekty rewitalizacji podupadających dzielnic. – One rzeczywiście po ich ukończeniu wyglądają znacznie lepiej niż przed wdrożeniem. Ale… mogłyby lepiej, toż to sam beton, w pełni wymurowane dzielnice, bez powrotu do potrzebnej ludziom zieleni – zauważał.
Miasto to ludzie
Helle Juul, architekt z Juul Frost Architects, podkreślała, że podobnych błędów nie uniknięto także w Danii. – Trzeba było zmienić zasady planowania, a my jesteśmy dopiero w trakcie przeprowadzania tych zmian. U ich podstawy stoi przeświadczenie, że miasto to przede wszystkim ludzie, nie mury. I to nie ludzie mają się dostosować do ram wyznaczonych przez architektów i urbanistów, choćby im było w tych ramach niewygodnie. Przeciwnie, to architekci i urbaniści mają poznać potrzeby ludzkie i do nich dostosować swoje koncepcje – mówiła ekspertka.
Tyle że to trudne. Bo ludzkie potrzeby są różne, nie ma jednego panaceum na zaspokojenie każdej z nich. Helle Juul wspominała, że jednym z problemów, z którym borykają się planiści, jest poczucie dyskomfortu, które wywołują różne warunki (dyktowane poziomem zamożności), w jakich mieszkają lokatorzy jednej nieruchomości. Dlaczego jeden z sąsiadów ma okna z widokiem na jezioro, a drugi na podwórze? Dlaczego jeden ma mieszkanie, a inny je wynajmuje? Helle Juul opowiadała o tym, że aby wyjść naprzeciw oczekiwaniom ograniczenia frustracji związanych z mieszkaniem, eksperymentalnie wybudowano osiedle, w którym wszystkie domki wyglądały jednakowo i obowiązywała jedna forma i stawka opłaty lokatorskiej.
Można i tak. Tyle że w ten sposób nie można przecież zaspokoić innej fundamentalnej potrzeby człowieka. Potrzeby indywidualizmu.
Zapomniana rola miast
Miasta nie powstawały po to, by żyć wyłącznie swoim życiem. Tworzono je także po to, by były miejscem spotkań mieszkańców wsi z regionu na jarmarkach, placach targowych, w sklepach. Było tak wtedy, gdy miasta skupiały jedynie 10% mieszkańców ziemi. Dziś, gdy w Europie ludność miast stanowi 70% ogółu, miasta nie przestały pełnić tej funkcji. Do miast dojeżdża się do pracy, szkoły, szpitala, na zakupy, do teatru, kina. To miasta są także lokalnymi centrami komunikacyjnymi, nierzadko punktami przesiadkowymi.
– Planując miasta, nie powinniśmy o tym zapominać. Miasta powinny brać na siebie rolę organizatora spotkań międzyludzkich o charakterze regionalnym. Powinny mieć miejsca do takich spotkań. Nie należy o tym zapominać przy tworzeniu planów zagospodarowania przestrzennego – mówił Maciej Zathey.
Miasta liderami ekologii
W dotychczasowym stereotypie to wieś była „sielska”, „anielska” i bardziej ekologiczna niż miasta. Paneliści i uczestnicy kwietniowego Dnia Nordyckiego przekonują, że już najwyższy czas, by to właśnie miasta przejęły pałeczkę. Bo właśnie na nich spoczywa odpowiedzialność za powodzenie kolejnych faz rewolucji ekologicznej.
Dzieje się tak z prostego powodu. W miastach zasoby ekologiczne szybciej się wyczerpują. Reakcja musi być szybsza i bardziej radykalna niż na terenach wiejskich. Dlatego wszelkie inicjatywy podejmowane w dużych miastach są niezwykle ważnym katalizatorem zmian proekologicznych. Nie tylko przynoszą korzyści środowisku, ale też poprawiają jakość życia mieszkańców dużych aglomeracji.
– Warto zatem przyjąć politykę systematycznego ograniczania i eliminowania zagrożeń ekologicznych. I w tym wypadku często warto sięgać po rozwiązania lokalne. W ciepłownictwie na przykład prócz różnorodności odbiorców mamy do czynienia z różnorodnością źródeł. Część z nich, na przykład wody geotermalne, występują jedynie lokalnie. Warto taką lokalną przewagę odnaleźć i wykorzystać – mówił Håkan Knutsson, prezes Sweheat and Cooling.
Presja czasu i koszty
Czy w promowaniu działań ekologicznych powinniśmy się spieszyć, wyznaczać ambitne terminy, tak jak to czyni Unia Europejska? Zdaniem Helle Juul i tak, i nie. – Pośpiech może być przyczyną błędnych decyzji. Ale z drugiej strony szybkie podjęcie właściwych działań przyspiesza osiąganie pożądanych zmian ekologicznych. A przyroda daje sygnały, z których wynika, że mamy niewiele czasu. Jest jeszcze jedno – im szybciej wdrożymy działania naprawcze, tym mniejsze będą straty związane z działaniem niewłaściwych rozwiązań – mówiła.
– A co do kosztów: zawsze trzeba pamiętać o tym, że koszt podjęcia właściwych działań bywa istotny. Ale najczęściej okazuje się mniejszy niż koszt, który ostatecznie zapłacimy za odstąpienie od rozwiązania problemu – konkludował Markku Niemi, dyrektor programowy ds. rozwoju inteligentnych miast organizacji Business Tampere.
Komentarze (0)