Zasolenie Odry w próbkach pobranych przez naukowców w Kanale Gliwickim 29 października br. porównywalne jest z poziomem Oceanu Atlantyckiego. Przewodność przebadanej wody (tak mierzy się jej zasolenie) wynosi 6879 μS/cm, czyli ponad dwukrotnie więcej niż w Bałtyku, gdzie wartość przewodności wody to ok. 3000 μS/cm. Sól w wodzie pobranej w Kanale Gliwickim pochodzi z wód dołowych.
– To wody pobierane z głębszych warstw ziemi. Pochodzą z odwodnienia kopalni i mają dużo soli mineralnych – chlorków i siarczanów. I właśnie tymi związkami zanieczyszczony jest Kanał Gliwicki. Chlorków w próbce było 1800 mg/l, siarczanów – 1495 mg/l. Czyli w sumie 3295 mg/l, podczas gdy norma dla ścieków wynosi 1000 mg/l. To właśnie chlorki wspomagają toksyczny zakwit złotej algi – mówi w rozmowie z portalem next.gazeta.pl dr hab. Bogdan Wziątek, ekspert parlamentarnego zespołu ds. renaturyzacji Odry.
Kluczowy chlor
Prymnezyny, czyli toksyny alg, zawierają w sobie chlor. Jeśli algi nie mają dostępu do odpowiedniej ilości tego związku, nie zakwitną w sposób toksyczny. Chlorków było w kanale bardzo dużo, ale naukowców zadziwiło stężenie siarczanów, ponieważ nie było zgodne z danymi przekazywanymi przez GIOŚ. Według informacji generalnego inspektora stężenie siarczanów w kanale powinno być o co najmniej 1000 mg/l niższe od tego, które stwierdzili naukowcy zespołu parlamentarnego. Zdaniem doktora Wziątka należy to jak najszybciej wyjaśnić, bo coś się nie zgadza z danymi.
– Nie podejmuję się oceny. Mogło się zdarzyć, że zebraliśmy próbkę akurat w chwili, gdy coś wypłynęło z Kanału Gliwickiego. W gliwickiej części kanału znajdują się ujścia czterech kolektorów, którymi do kanału wpadają wody z różnych miejsc. My zbieraliśmy tam próbki wieczorem i, że się tak wyrażę, mogliśmy trafić w dziesiątkę – mówi ekspert.
Zrzucają kiedy nikt nie patrzy
Czy może to wynikać z faktu, że ścieki są wypuszczane do rzeki w porach kiedy inspektorzy ochrony środowiska nie pracują? Tego, zdaniem doktora Wziątka nie wiadomo, ale ekspert podkreśla, że o takich zjawiskach informowali ludzie mieszkający w okolicach Kanału Gliwickiego. Mieszkańcy zaznaczali, że takie sytuacje miały miejsce zwłaszcza na Kłodnicy. To rzeka, która płynie równolegle do kanału.
Złote algi
Naukowcy w przebadanych próbkach wykryli również złote algi, które późną jesienią, w temperaturze wody około 30 C radzą sobie świetnie. Fakt ten może budzić zdziwienie, ale ekspert podaje przykład USA, gdzie walka ze złotymi algami trwa od około 30 lat. Wartość szkód, które tam spowodowały, oszacowano na ponad miliard dolarów.
– W USA złote algi zakwitają toksycznie w temperaturze 50 C. U nas bez problemu są w stanie przeżyć w wodzie o temperaturze trzech stopni. W gliwickiej części kanału mają idealne warunki w postaci ciągłego dopływu soli mineralnych i praktycznie stojącej wody. A i dalej w kanale przepływy są bardzo małe i praktycznie wynikają tylko ze śluzowania wody – mówi dr Wziątek w rozmowie z Dominikiem Szczepańskim.
Diagnoza raczej pewna
Według eksperta raczej na pewno można potwierdzić, że katastrofa Odry zaczęła się właśnie w Kanale Gliwickim. Mieszkańcy Gliwic już w marcu tego roku zgłaszali służbom, że woda się pieni, ale nikt się tym nie przejmował. Piana tymczasem, to zjawisko bardzo charakterystyczne dla toksycznego zakwitu alg.
– W trakcie falowania prymnezyny, które są całkiem dużymi cząsteczkami, ubijają się jak piana z białek. Mieszkańcy Gliwic opowiadali mi, że taką pianę widzieli kilka razy zanim pod koniec lipca zaczęło się masowe śnięcie ryb na Odrze. Pragnę zauważyć, że wówczas stopień zasolenia wody w Kanale Gliwickim był nieco mniejszy niż teraz – mówi dr Wziątek.
Zalew Szczeciński
Nasuwa się pytanie jak, skoro woda w kanale praktycznie stoi, obecność złotych alg stwierdzono również w Zalewie Szczecińskim? Okazuje się, że niewielki przepływ wody jednak jest, a poza tym algi wędrują w wodach balastowych. Co to znaczy?
– Żeby zyskać wyporność, pusta barka zasysa wodę. Razem z nią złote algi. Potem płynie np. do Szczecina po ładunek i zrzuca tam wodę balastową, a razem z nią algi. Transport rzeczny jest więc dla złotych alg idealną formą na rozprzestrzenianie się. To zresztą doskonale znana nauce historia. W podobny sposób, bo na statkach, do Zatoki Hudsona przedostało się kilkadziesiąt gatunków inwazyjnych, a do Zatoki Gdańskiej trafiła np. babka bycza – mówi dr Bogdan Wziątek.
14 grudnia Morski Instytut Rybacki potwierdził pojawienie się złotych alg w wodach Roztoki Odrzańskiej i Zalewu Szczecińskiego. Badania wskazują, że ich obecność jest już tam stała. Zdaniem eksperta to tylko kwestia czasu, gdy na Odrze zdarzą się warunki wystarczająco dobre, aby złote algi znów zakwitły. Trudno jednak stwierdzić kiedy może to nastąpić, ponieważ zależy to od przepływu wody. Jeśli rzeka będzie płynąć normalnie, ryzyko jest mniejsze, ale jeśli woda będzie zatrzymywana przy śluzach, zakwit może pojawić się w każdej chwili.
Pozbyć się soli
Według wiedzy jaką dysponują eksperci, odwadniane są w tej chwili nawet niepracujące kopalnie. Powodem takich działań jest fakt istnienia połączeń między czynnymi i nieczynnymi wyrobiskami. Nieczynne wyrobiska muszą być odwadniane by nie zalewały tych czynnych, a z niepotrzebną wodą trzeba coś zrobić. W Polsce niestety od zawsze trafia ona do rzek. Tymczasem ta woda nie jest ściekiem – po odsoleniu może być stosowana jako woda do spożycia. Tyle, że woda odsalana nie jest. Dlaczego?
– Duży udział mają w tym tłuste koty ze spółek węglowych. Nie zależało im na oczyszczaniu, bo to dodatkowy koszt. Dowody są ogólnodostępne. W Diariuszu Senatu RP nr 30 z 2003 r. znajduje się odpowiedź ministra na oświadczenie senatora, które dotyczyło wyłączenia z użytkowania części Zakładu Odsalania “Dębieńsko” Sp. z o.o. Ten zakład odwadniał Gliwicką Spółkę Węglową. Ówczesny wiceminister gospodarki Marek Kossowski stwierdził wprost, że odsalanie ekonomicznie się nie odpłaca, bo zwiększy koszty wydobycia węgla, a zakład ma problemy finansowe – mówi dr Wziątek.
Zdaniem eksperta, o ile na początku XXI w. odsalanie rzeczywiście mogło rodzić dodatkowe koszty, to już w 2016 r. w kopalni „Pokój” okazało się, że litr sześcienny wody po odsoleniu kosztował 3,96 zł i był tańszy o ponad 1,5 zł od wody komunalnej. Największa kopalnia miedzi w Chile zrzuca wodę o czystości pierwszej klasy.
– To się naprawdę da zrobić, tylko trzeba mieć inne nastawienie. Ale nasz przemysł nie był tym zainteresowany i w taki oto sposób zmarnowaliśmy 20 lat, a do rzek dalej płynie słona woda z kopalń – mówi ekspert.
Problem nie do rozwiązania
Bez rozwiązania tej kwestii nie można mówić o renaturyzacji Odry. Możemy po prostu czekać, aż nałożą się na siebie odpowiednie warunki i obserwować kolejną katastrofę ekologiczną. Zdaniem doktora Wziątka zakwit może pojawić się w każdej chwili, a przy obecnym zaangażowaniu instytucji państwa problem Odry wydaje się nie do rozwiązania.
– Należy natychmiast zatrudnić do pracy specjalistów od górnictwa i przestać opowiadać te mrzonki o zamienianiu rzek w drogi wodne. Gdyby nawet algi wydostały się z zanieczyszczonego obszaru, to na płynącej rzece nie miałyby możliwości się namnażać. Wszystko wskazuje na to, że robiły to właśnie przy śluzach. Dalsza regulacja Odry będzie tworzyć ogniska alg – mówi dr Bogdan Wziątek.
Kryzys odrzański, zdaniem eksperta, pokazał jeszcze jedną znamienną rzecz. Wody Polskie i inne instytucje państwowe są kompletnie nieprzygotowane na takie sytuacje. Nie ma procedur, nie ma wypracowanych sposobów przekazywania informacji.
– Dziś katastrofę na Odrze badają dwa zespoły i z tego, co wiem, nie ma między nimi dobrego przepływu informacji – uważa dr Wziątek.
Więcej szczęścia niż rozumu
W wyniku katastrofy do Odry dostała się substancja działająca tylko na ryby i małże. Gdyby zamiast tego w rzece znalazła się toksyna sinicowa, to przy okazji pozabijałaby jeszcze ludzi, ptaki i zwierzęta lądowe.
– Wolę nawet nie myśleć, co by się stało, gdyby była to poważa awaria przemysłowa. A to się przecież może wydarzyć, bo przemysł rozsiadł się nad Odrą na dobre. Mieliśmy zatem więcej szczęścia niż rozumu – mówi dr Wziątek.
Co dalej
Niedługo swoją kontrolę przeprowadzi Najwyższa Izba Kontroli. Zespół parlamentarny, którego członkiem jest dr Bogdan Wziątek, w październiku złożył zawiadomienie do prokuratury.
– Uważamy, że doszło do popełnienia przestępstwa przez prezesa, wiceprezesa oraz dyrektora Departamentu Rybactwa Państwowego Gospodarstwa Wody Polskie. Nie dopełnili swoich obowiązków. Teraz chcemy do zawiadomienie poszerzyć – mówi ekspert
Doktor Wziątek nie chce zdradzać o jakie kwestie zawiadomienie zostanie poszerzone, ale trzeba działać, bo jeśli bieżąca sytuacja się utrzyma, katastrofa może się powtórzyć. Jego zdaniem kwalifikacje najwyższych urzędników nie dają powodu do nadziei, że tym razem będzie lepiej.
Niewybredne żarty
Za katastrofę na Odrze do tej pory odpowiedzialność poniosły dwie osoby. Stanowiska stracili Przemysław Daca – odwołany z funkcji prezesa Wód Polskich, i Michał Mistrzak – były już Generalny Inspektor Ochrony Środowiska. Przypomnijmy jednak, że Przemysław Daca nie został zdymisjonowany ze skutkiem natychmiastowym, bo jak ujawnili posłowie opozycji, formalnie wypowiedzenie szef Wód Polskich otrzymał w dniu rozpoczęcia urlopu. To oznacza, że jego bieg rozpoczął się dopiero we wrześniu i dzięki temu do końca listopada miał pobierać ok. 40 tys. zł pensji. Co więcej niedawno Został powołany na zastępcę dyrektora ds. zmian klimatu IOŚ-PIB, czyli instytucji, która zajmuje się również badaniem katastrofy w drugiej pod względem wielkości rzek w Polsce, za którą jego nowy wicedyrektor wyleciał z poprzedniej pracy! (pisaliśmy o tym TUTAJ)
– Proszę nie kazać mi tego komentować, bo nasuwają mi się tylko niewybredne żarty. A to absolutnie nie jest czas, żeby żartować – mówi dr Bogdan Wziątek.
źródło: next.gazeta.pl
Kazimierz
Komentarz #221883 dodany 2023-01-04 11:13:18
Raczej nie "litr sześcienny wody po odsoleniu kosztował 3,96 zł ", lecz "metr sześcienny wody po odsoleniu kosztował 3,96 zł ".