Zapowiadana przez NIK kontrola jest konsekwencją sygnałów, które docierają do Izby ze strony mediów, ekologów i naukowców. Grona te alarmują od kilku lat, że na dnie Bałtyku w pobliżu polskiego wybrzeża spoczywają “bomby ekologiczne”. Jak przypomina Izba, są to wraki z drugiej wojny światowej i zatopiona po jej zakończeniu broń chemiczna i amunicja.
Kontrole w urzędach, ministerstwie i GIOŚ
Kontrola obejmie Urzędy Morskie, Ministerstwa Środowiska oraz Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej a także urząd Generalnego Inspektora Ochrony Środowiska.
Cytowany w komunikacie na stronie NIK prezes Izby Krzysztof Kwiatkowski powiedział, że kontrola ma przede wszystkim sprawdzić, czy podjęto właściwe działania wobec zatopionych materiałów niebezpiecznych – wraków z paliwem i bojowych środków trujących, jak szacowane są ryzyka wystąpienia skażeń i jak urzędy monitorują miejsca, w których znajdują się wraki i broń.
Paliwo z niemieckiego tankowca zagraża Bałtykowi. Apel ekologów
300 wraków, paliwo i amunicja
Na dnie Bałtyku znajduje się ok. 300 wraków okrętów, w tym ok. 100 w Zatoce Gdańskiej. “Te najgroźniejsze to pochodzące z okresu II wojny światowej Stuttgart i Franken. Z pierwszego już wydobywa się paliwo, drugi, z powodu korozji może się zapaść w każdej chwili i spowodować ogromną katastrofę ekologiczną” – zaznacza NIK w komunikacie na swojej stronie internetowej.
W rejonie Głębi Gdańskiej może spoczywać na dnie co najmniej kilkadziesiąt ton amunicji i bojowych środków trujących (BŚT), w tym jeden z najgroźniejszych iperyt siarkowy. “Od czasów wojny kilkakrotnie doszło do poparzenia nim rybaków i plażowiczów” – alarmuje Izba. Szacuje się, że uwolnienie zaledwie jednej szóstej środków chemicznych ze zbiorników zalegających na dnie Bałtyku mogłoby całkowicie zniszczyć życie w Bałtyku na ok. 100 lat.
“Nie trzeba przekonywać, że zagrożenie istnieje”
Izba poinformowała, że kontrolę poprzedził panel ekspertów z udziałem przedstawicieli władz oraz organizacji ekologicznych, który odbył się w delegaturze NIK w Gdańsku. Wśród nich byli: prof. Marek Górski z Uniwersytetu Szczecińskiego, prof. Jacek Bełdowski z Instytutu Oceanografii Polskiej Akademii Nauk, dr inż. Benedykt Hac z Zakładu Oceanografii Operacyjnej Instytutu Morskiego w Gdańsku. “Uczestnicy panelu są zgodni, że nikogo już nie trzeba przekonywać, że zagrożenie istnieje” – podkreślił NIK w komunikacie na stronie internetowej.
Według różnych szacunków w Bałtyku może zalegać od 50 do nawet 100 tys. ton broni chemicznej i amunicji. Zatapiano ją głównie w Głębi Gotlandzkiej i Głębi Bornholmskiej.
W Bałtyku zalegają setki tys. ton odpadów. Sprawą zajęła się Unia Europejska
“Trzecim obszarem, szczególnie ważnym z punktu widzenia Polski, jest Głębia Gdańska, gdzie z dużym prawdopodobieństwem można przypuszczać, że znajduje się tam broń chemiczna. Niestety część broni była zatapiana w niezidentyfikowanych miejscach. W konsekwencji w miejscach uznawanych za bezpieczne może czyhać niebezpieczeństwo” – czytamy w komunikacie Izby.
NIK wskazuje, że zagrożeniem jest również korodowanie pojemników z trującymi substancjami. “Gwałtowne przeniknięcie ich do wody może spowodować katastrofę ekologiczną i zatrucie dużych obszarów Bałtyku, szczególnie, że jest on połączony z oceanem jedynie przez Cieśniny Duńskie, co powoduje bardzo wolną wymianę wody” – podkreśla NIK.
Źródło: PAP Nauka w Polsce
Ekologiczny
Komentarz #16934 dodany 2019-04-02 21:01:58
Odpady w Bałtyku były w przeszłości zatapiane przez dziś tzw. państwa wysoko rozwinięte i obecnie z ekologią na wysokim poziomie. Była to przecież oficjalna metoda unieszkodliwiania odpadów w tym niezwykle toksycznych, oficjalnie publikowana i rozpowszechniona. Teraz zapewne będzie się to przypisywać Polsce i innym biednym wówczas krajom nadbałtyckich. NIK musi zapewne zatrudnić płetwonurków.