Błękitno-zielona infrastruktura w mieście? Dla mnie to, czym miasta mogą się faktycznie poszczycić, to raczej „niebieskawo-zielonkawa infrastruktureczka” – to o miejskich ogrodach deszczowych, tak ładnie prezentujących się na profilach samorządowych na Facebooku.

Skąd ten sarkazm? Pomyślmy! Hmmm… 300 m2 ogrodów deszczowych, które powstały w jednym mieście wojewódzkim, w kontrze do setek tysięcy betonowych placków w postaci infrastruktury betonowej, osiedli deweloperskich oraz innej betonozy ma nam stworzyć miasto gąbkę w dobie zmian klimatu. Nie w tych proporcjach, nie bez kompleksowego systemu. One mają raczej, co powtarzam jak mantrę, zrobić greenwashing i uspokoić sumienie. To raczej kolejna „zielona fasada”, a pod spodem to, co zwykle: beton. I nie chodzi mi w tym przypadku jedynie o materiał budowlany. Spokojnie można tym mianem nazwać podejście samorządowców do zrozumienia problematyki struktury miasta pod kątem retencji wody. Obecne działania armii samorządowców i urzędników w rozwiązywaniu tych problemów oraz próby dostosowania miast do zmian klimatu za pomocą ogrodów deszczowych możemy poddać krytyce, bo nic nie dają, choć wiem, że niektórzy z nich oberwą rykoszetem, bo chcą naprawdę dobrze i widać, że się starają. Ich praca jest jednak ja...