Plastikowe jednorazówki zalewają świat. To fakt, podobnie jak to, że ten świat zupełnie ich nie potrzebuje. Umówmy się, bez kolorowej słomki nasze szpinakowe latte w modnej kafejce będzie smakowało identycznie źle, jak z nią. Słomka nie robi dla nas różnicy, a dla środowiska kolosalną.
W ostatnich latach w mediach można pojawiły się m.in. takie informacje związane z wpływem plastików na środowisko:
- Egipt, listopad 2017: na 15 metrach nurek spotyka żółwia morskiego z jednorazowym kubeczkiem w szczękach, wokół dryfują strzępki rybackich sieci;
- Tajlandia, czerwiec 2018: ekolodzy wyciągają 8 kg plastikowych worków z wnętrza wieloryba. Ssak wije się wcześniej w konwulsjach i wymiotuje plastikiem. Nie udaje się go uratować;
- Arktyka, lipiec 2018: naukowcy zbierają z plaż kilogramy plastikowych słomek i patyczków do uszu. W oddali fotografują niedźwiadki polarne żujące plastik.
Co poszło nie tak?
W okolicach lat 60. ubiegłego wieku świat zachłysnął się możliwościami, jakie dawały wynalezione wówczas tworzywa sztuczne. Były tanie, trwałe, kolorowe, znajdowały zastosowanie niemal w każdej dziedzinie życia. Były modne.
Dziś wiemy, że ta produkcja na masową skalę w połączeniu z bezmyślnym konsumpcjonizmem wymknęła się spod kontroli. Każdego roku do środowiska morskiego przedostaje się blisko 8 mln ton odpadów tworzyw sztucznych, z czego 50 tys. ton stanowią plastikowe torby.
Szacuje się, że już teraz w morzach i oceanach znajduje się około 200 mln ton tworzyw. Choć użytkowanie jednorazowej torby foliowej służy nam średnio przez 12 minut, to ciężko wyobrazić sobie bez nich życie. Co z tego, że babcia latami zakupy nosiła w parcianej – wtedy to były jakieś mroczne czasy, a teraz – “dobrobyt, wiadomo, trzeba korzystać”. Tylko że te same torby foliowe według danych ONZ zabijają rocznie ok. miliona morskich zwierząt, trafiając tam, gdzie nie powinny. Przerażające? Bez wątpienia.
Wakacje na wyspie śmieci
Doniesienia o wyrzuconych na brzeg wielorybach z żołądkami wypchanymi tonami plastiku, czy o mantach pożerających jednorazowe reklamówki to już nie sporadyczne przypadki. Rajskie plaże z filmów o Bondzie toną w śmieciach. Bajeczne okolice egzotycznych rajskich zatok z reklam również.
Plastiki docierają do ekstremalnie dalekich miejsc. Spotykamy je na dnie Rowu Mariańskiego ok. 10 tys. metrów pod wodą, są na szlaku prowadzącym wyprawy na Mount Everest. Najwyższa góra na świecie zaśmiecona jest m.in. porzuconym sprzętem. Władze Nepalu próbują z tym walczyć, stosując kary grzywien za nieznoszenie minimum 8 kilogramów odpadów.
Pamiętajmy też o wyspach śmieci wielkości małych kontynentów. Największa z nich – ta pacyficzna – waży ponoć tyle, co 500 samolotów Jumbo jet.
Co możemy zrobić?
Wszystkie wymienione obrazki powinny być dla nas solidną motywacją do tego, aby zawsze pamiętać o wyrzucaniu odpadów z tworzyw sztucznych do właściwego, żółtego pojemnika. Jeśli jesteśmy na wakacjach – zabierajmy je z plaży czy górskich szlaków, nawet jeśli sami nie wygenerowaliśmy śmieci i mielibyśmy po kimś sprzątać.
Nie jest też tak, że na problem zaśmiecenia środowiska plastikami nie reagują rządy czy organizacje. Wiele krajów głośno propaguje odejście od plastikowych jednorazówek, wcielając w życie konkretne przepisy.
Wywiózł śmieci do lasu. Wyrzucił je przed obiektywem kamery [WIDEO]
W Kenii za używanie jednorazowych worków grozi więzienie, Francja wprowadza zakaz plastikowych sztućców, Szkocja zapowiada walkę z jednorazowymi naczyniami, rząd Wielkiej Brytanii zwalcza słomki i patyczki do uszu. Również na Portugalczyków czekają wysokie kary za używanie tych produktów. W Polsce zakaz rozdawania darmowych foliówek w sklepach i sieciach handlowych obowiązuje od początku roku.
Światełko w tunelu zatem jest. Rękawica została podjęta. Nie ulega jednak wątpliwości, że nasza czujność została w którymś momencie uśpiona i śniąc tak latami sen o plastikowej rewolucji, obudziliśmy się sporo za późno.
Unia mówi: produkuj mniej śmieci!
A może Unia pomoże? Bo to jej przypisuje się szczególną rolę w tej walce, mimo, że ponad 70 proc. zanieczyszczenia mórz i oceanów pochodzi z krajów Dalekiego Wschodu, w tym z Chin – 28 proc., a z Indonezji – 10 proc.
Europa już dziś potrzebuje systemowych rozwiązań, a takie zdają się płynąć z unijnych regulacji zrównoważonego rozwoju ujętych w pakiecie odpadowym gospodarki obiegu zamkniętego. Jeśli więcej odpadów będzie wracać do obiegu, to mniej trafi do akwenów – proste. Jednym z założeń GOZ-u jest też redukcja ilości odpadów znajdowanych na europejskich plażach o 30 proc. do roku 2020. Oczyszczanie europejskich plaż i linii brzegowych kosztuje każdorocznie około 630 mln euro.
Pakiet wskazuje też, że gospodarka europejska musi radykalnie zmniejszyć wytwarzanie odpadów i zwiększyć ponowne wykorzystanie materiałów. Tu powodzenie GOZ zależy w dużej mierze od uporządkowania systemu raportowania i kontroli przepływu odpadów poddanych recyklingowi i wdrożenia jednolitych norm we wszystkich krajach członkowskich – norm opartych na rachunku ekonomicznym. Bo co z tego, że idea GOZ bryluje na europejskich salonach, skoro w realiach wielu państw członkowskich w papierach często dominuje chaos, w nielegalnych magazynach – pożary, a w lasach – dzikie wysypiska.
Komentarze (0)