„Piję wodę z kranu, bo to dla mnie same korzyści: mniej plastiku w koszu, więcej pieniędzy w kieszeni i satysfakcja, że nie jestem ofiarą marketingu nabitą w butelkę”. To jedno z haseł kampanii promującej dobry stan wody pitnej w Polsce, czyli po prostu kranówki.
Trudno jednak nie zadać sobie pytania – dlaczego woda z kranu miałaby być lepsza od innej? I tutaj przedsiębiorstwa wod-kan powołują się na normy unijne, które są bardziej wymagającymi niż te, które zostały opracowane przez Światową Organizację Zdrowia (WHO). Jak twierdzą, woda z kranu jest bezpieczna pod względem mikrobiologicznym i chemicznym. Kto w to nie wierzy, może sprawdzić jakość wody w swojej miejscowości na stronach internetowych przedsiębiorstw wodociągowych lub w sanepidzie.
Częstotliwość kontroli jakości wody zależy od wydajności dobowej wodociągu. W dużych miastach jest ona – a przynajmniej powinna być – badana codziennie na każdym etapie uzdatniania. Dodatkowo raz w miesiącu powinno sprawdzać się jej jakość w określonych punktach sieci wodociągowej. W małych wodociągach kontrola jest rzadsza, ale wymagania co do jakości wody – te same.
Marna woda rury rwie
Tymczasem ten rajski obraz kranówki burzy nieco ostatni raport Najwyższej Izby Kontroli. Wynika z niego, że nie wszystkie przedsiębiorstwa wodno-kanalizacyjne dbają o wydajność i bezawaryjność sieci, a tym samym – jakość wody. Trzy spośród dwunastu skontrolowanych firm nie przeprowadzały nakazanych ustawowo kontroli stanu technicznego budowli wodociągowych. Niektóre awarie skutkowały brakami wody lub spadkami ciśnień w różnych punktach miast średnio co drugi dzień.
NIK: miasta i przedsiębiorstwa wod-kan niedostatecznie dbają o jakość wody
Po usunięciu awarii wszystkie skontrolowane przedsiębiorstwa dokonywały płukania naprawionego odcinka sieci. Ale tylko cztery przeprowadzały jego dezynfekcję, a osiem wykonywało poawaryjne badanie jakości wody. Niewykonywanie badań jakości wody po usunięciu awarii było działaniem nielegalnym i narażało mieszkańców na konsumowanie wody wodociągowej niespełniającej wymagań jakościowych – czytamy w raporcie NIK.
Pić czy nie pić?
Czy więc rzeczywiście w polskich miastach można pić wodę z kranu bez przegotowania? Czy też może raport NIK ostrzega, że kranówka może być niebezpieczne dla naszego zdrowia?
Jednym z najbardziej przekonujących argumentów przedsiębiorstw wodociągowych ma być ten, który mówi o wysokiej jakości wody. Jednak jakość wody badana jest zawsze w centrali wodociągowo-kanalizacyjnej, czyli w miejscu, skąd dopiero ma trafić do rur doprowadzających ją do naszych kranów.
I tu właśnie nasuwają się pewne wątpliwości. Bo w miejscu badania wody jest ona wysokiej jakości i nawet nadaje się do picia. Ale zanim trafi do mieszkań, przebędzie niekiedy bardzo długa drogę, która może spowodować, że kranówka jednak nie będzie nadawała się do spożycia.
Problem w tym, że nikt jeszcze nie zbadał jakości wody w lokalach mieszkalnych, czyli po tym, jak odkręcamy kran w umywalce lub zlewozmywaku. Dlaczego? Bo wyniki z pewnością nie byłyby tak optymistyczne, jak chcieliby tego spece od reklamy.
Miejska infrastruktura wodna w żadnym z wymienionych miast nie była w całości wymieniana, bo praktycznie nie jest możliwa wymiana wszystkich rur doprowadzających wodę do każdego mieszkania. NIK wskazuje, że rury są stare, mają po kilkadziesiąt albo i więcej lat, zardzewiałe, znajdują się w nich drobnoustroje, osady, zdarza się również, że zawierają azbest. Kranówka dopiero po tym, jak przepłynie przez te wszystkie brudne i zardzewiałe rury, trafia do naszych kranów i jest spożywana.
Kto ma rację?
Wodociągi bronią się tym, że organem kontrolnym, który ocenia jakość wody przeznaczonej do spożycia przez ludzi, jest Państwowa Inspekcja Sanitarna. A podstawowym dokumentem, który mówi o jakości wody i jej przydatności do spożycia jest raport roczny o stanie sanitarnym kraju Głównego Inspektora Sanitarnego. Na podstawie tych raportów przedsiębiorstwa wodociągowe wskazują, że 99 proc. wody w polskich wodociągach spełnia wszelkie jakościowe wymagania, a tylko 1 proc. jest warunkowo dopuszczony do użytkowania ze względu na niewielkie przekroczenia pewnych domieszek, które jednak nie dyskwalifikują wody pod względem przydatności do spożycia, lecz wpływają jedynie na pogorszenie walorów smakowych.
Urzędy miast i gmin często przyglądają się temu, jak działa każda spółka. Przedsiębiorstwa wod-kan mówią, że o tym NIK zapomniał i potraktował te spółki, jakby były prywatnymi przedsiębiorstwami, a nie spółkami stanowiącymi własność samorządów.
Trzeba uczciwie przyznać, że argumenty obu stron mają swoją moc. Jak pokazują badania, największą przeszkodą w piciu wody z kranu jest mimo wszystko brak świadomości na temat zmian, które w ostatnich latach zaszły w całym systemie produkcji i dostawy wody wodociągowej. Wiele osób uważa bowiem, że głównym sposobem uzdatniania wody nadal jest jej chlorowanie, a od picia nieprzegotowanej kranówki można się pochorować.
Wydaje się, że, mimo wielu uwag dotyczących stanu polskich wodociągów, najważniejsze zdanie raportu NIK znajduje się na jego 65 stronie: „W objętych kontrolą 12 przedsiębiorstwach wodociągowo-kanalizacyjnych nie wystąpiły przypadki stwierdzenia, w świetle wyników badań przeprowadzonych przez przedsiębiorstwa, braku przydatności wody do spożycia”.
Barbara Mulik
Komentarz #13755 dodany 2018-09-03 12:50:30
Na to, co ostatecznie wypływa z kranu nie mają bezpośredniego wpływu ani przedsiębiorstwo wodociągowe ani Inspekcja Sanitarna ale przede wszystkim właściciele instalacji wewnętrznych (ok. 80%przyczyn niezgodności z wymaganiami). Raport NIK odzwierciedla rzeczywistość organizacyjną zaopatrzenia w wodę a nie wypowiada się na temat jakości wody (stwierdza jedynie ogólnie że w kontrolowanych przedsiębiorstwach woda zawsze była przydatna do spożycia). Brak odpowiednich regulacji prawnych, Kodeksu Dobrej Praktyki, certyfikacji ludzi i procesów, rzeczowej komunikacji ze społeczeństwem i kontroli poziomu świadczonych usług tworzy niepotrzebny szum medialny. Są przedsiębiorstwa funkcjonujące bardzo dobrze (zwłaszcza większe, które skorzystały z unijnych dofinansowań), są i kiepskie lub niezaradne, pozostawione wraz z konsumentami same sobie - bez wsparcia merytorycznego, organizacyjnego i finansowego czy to państwa polskiego czy IGWP.